W pułapce Mieszkania Plus. „Jestem oszukany przez państwo”
Głośno zapowiadany rządowy program Mieszkanie Plus miał ułatwić zakup mieszkania osobom w trudnej sytuacji życiowej. W rzeczywistości stał się pułapką. Tak mówią osoby, które zwróciły się do naszej redakcji. Z szumnych zapowiedzi opłat sięgających 10 lub 20 zł za metr dziś niewiele zostało.
- Ja jestem oszukany przez państwo. Umowy dojścia do własności są nierealne - mówi Zbigniew Latosiński, którzy skorzystał z programu.
Mieszkanie Plus ruszyło w 2016 roku.
- Była to dla mnie i dzieci na pewno jakaś szansa. Szukanie jakiegokolwiek najmu było uciążliwe. Nie każdy chce wynajmować samotnej matce z piątką dzieci – opowiada pani Agnieszka, beneficjentka programu „Mieszkanie Plus”.
- Wynajmowaliśmy mieszkanie z żoną i z dwójką dzieci. Szukaliśmy gdzie taniej, przenosiliśmy się z miejsca na miejsce. Dwa razy odrzucono nasz wniosek o mieszkanie komunalne. I później wyszły wielkie zapowiedzi, że miało być „Mieszkanie Plus” dla osób, które są poszkodowane przez los. Tak jak ja - jestem osobą niepełnosprawną i moja żona też - zaznacza Zbigniew Latosiński.
Mieszkanie Plus nie takie korzystne. Wielu niezadowolonych
Żeby zostać objętym rządowym wsparciem w ramach programu „Mieszkanie Plus”, należało wykazać swoje trudne położenie oraz poddać się szczegółowej kontroli w bazach dłużników. Głównym założeniem programu miało być zagwarantowanie mieszkań na wynajem, w których cena za metr kwadratowy ma nie przekraczać 20 zł.
- Dla mnie to była na pewno szansa, żeby coś w życiu mieć. Założenie było takie, że to były mieszkania na wynajem z możliwością dojścia do własności. Były dwie możliwości: pierwsza opcja to kto nie chciał wykupywać, mógł je wynajmować i ta stawka miała nie przekraczać 10 zł za metr kwadratowy. A jeżeli ktoś się zdecydował na wykup, to miała być to kwota 20 zł za metr, w zależności od wielkości mieszkania – tłumaczy pani Agnieszka.
- Założenia były tak jakby skonstruowane dla nas – dla osób niepełnosprawnych z dziećmi. Dla osób, które nie mają zdolności kredytowej – wspomina Zbigniew Latosiński.
ZOBACZ: Wanna, z której nie spływa woda. Fala skarg na firmę
Rzeczywistość okazała się jednak zupełnie inna niż zapowiedzi. Miesięczne opłaty z Mieszkania Plus wynoszą bowiem przeszło cztery razy więcej niż zakładał program.
- To jest prawie 2800 zł. Plus jeszcze do tego dochodzi opłata eksploatacyjna, która jest jedną z najwyższych w Krakowie. W sumie za 58-metrowe mieszkanie płacę około 3200 zł. To jest mieszkanie pod autostradą, na obrzeżach Krakowa – mówi Zbigniew Latosiński.
- Tu jest 57 metrów. W tym momencie, bez żadnych dopłat, czynsz wychodzi około 3300 zł. A kilka lat temu płaciłam około 1600, później około 2000 zł za wynajmowane mieszkanie w Krakowie. Myślałam, że ta stawka będzie 10 zł od metra, a później będzie 20 zł, jeżeli będę chciała wykupić – przyznaje pani Agnieszka.
- Rezygnując z tego mieszkania to ja pierwsze, co muszę, to zabrać wszystkie meble, które są w tym mieszkaniu i doprowadzić do stanu pierwotnego. Kuchnię, którą robiłem na wymiar, która kosztowała, zabrać i wstawić sobie gdzie indziej. Moja żona niestety dostaje najniższą rentę, a ja pracuję za najniższą krajową. W chwili obecnej nasze dochody to jest około 7 tys. zł. Zastanawiam się czasami, na co te pieniądze wydać. Czy mam je wydać na leki dla żony czy np. jeśli będzie jakaś nagle podwyżka czynszu, to żeby za to zapłacić – dodaje Zbigniew Latosiński.
ZOBACZ: Zwieźli mu niebezpieczne odpady na działkę. Potrzebne są ogromne pieniądze
W lipcu krakowscy beneficjenci programu będą mieli możliwość zawarcia ze spółką nowe umowy, w ramach których będą mogli zacząć spłacać swoje mieszkania. Jeśli jednak się na to zdecydują, to dotychczasowe, już bardzo wysokie, opłaty wzrosną niemal dwukrotnie. To również nie ma nic wspólnego z założeniami programu.
- Inwestycja krakowska zostanie objęta możliwością zakupu tych mieszkań. Jedną z możliwości tego wykupu jest podpisanie umowy najmu instytucjonalnego z dojściem do własności, gdzie najemca płaci czynsz plus wartość mieszkania. Czynsz najmu z dojściem do własności wynosi 45 zł. Ci ludzie nie muszą płacić dwa razy więcej. Mogą zdecydować się na kontynuowanie najmu na dotychczasowych zasadach - przekonuje Ewa Syta z Polskiego Funduszu Rozwoju Nieruchomości.
- Z takich wiadomych nam źródeł, po prostu z innych miast wiem, że te umowy są nierealne dojścia do własności. Byłaby to kwota około 5-6 tys. zł, czyli prawie cały mój dochód. Nie ma żadnej pomocy. Państwo, powiem tak brzydko: wypięło się na nas – uważa Zbigniew Latosiński.