Dojazd do domów zamknięty na kłódkę. Siostry nie przejadą
Mała ulica w Gdańsku kiedyś łączyła domy trzech sióstr. Jednak od 10 lat trwa walka o to kto może nią jeździć. Najstarsza siostra, która na stałe mieszka w Norwegii, zamknęła drogę dla reszty rodziny.
- Jest to dla mnie bardzo przykre, bo to jest moja siostra najstarsza, która powinna świecić przykładem i opiekować się młodszym rodzeństwem, a zrobiła nam piekło na ziemi. Siostra wykupiła tę drogę i ja nawet nie wiedziałam, że tej drogi nie mam – opowiada Teresa Celej.
ZOBACZ: Sam z ojcem z niepełnosprawnością. Fala pomocy dla 8-letniego Tycjana
Najmłodsza z sióstr, pani Alicja mieszka z mężem w Niemczech. O powrocie do rodzinnego domu tymczasem nie ma mowy.
- Jest to dla nas stres za każdym razem kiedy przyjeżdżamy, czujemy upokorzenie, że nie możemy wjechać swoim samochodem – mówią Alicja i Jerzy Cywińscy.
- W przypadku pożaru, czy jakiejś sytuacji losowej, straż pożarna nie ma możliwości natychmiastowego dotarcia tutaj. Musiałaby demontować lub staranować tą bramę – zauważa Jacek Cywiński, syn pani Alicji siostry.
Taka nagła sytuacja miała już miejsce. Ratownicy medyczni przyjechali po ponad 90-letnią babcię pana Jacka.
- Pojawiła się potrzeba zabrania babci do szpitala ze względu na zakażenie dróg moczowych, zadzwoniliśmy po ratowników i ratownicy wynosili babcię na wózku – wspomina pan Jacek.
- Schody są wąskie, mama jest dosyć ciężka. Ratownik upadł i uderzył plecami o schody – dodaje Teresa Celej.
ZOBACZ: Awaria za awarią. W końcu auto z komisu spłonęło
Sądy już nakazywały otwarcie bramy, ale wyroki nie są wykonywane. Jest też nakaz rozebrania drogi, bo okazała się ona samowolą budowlaną.
- Rozebraliśmy część płotu, żeby umożliwić dojazd karetki czy służb medycznych, po kilku dniach w nocy ktoś zamontował sznury, płachtę, a na bramie pojawił się znowu gruby łańcuch z kłódką. Mimo że zabezpieczenie sądu mówi, że na czas trwania sprawy możemy z tej drogi korzystać – tłumaczy Jacek Cywiński.
- Ta sprawa by się skończyła wcześniej, ale oni zaczęli przepisywać te drogę na siebie, żeby to przedłużać – twierdzi Teresa Celej.
- To jest jakaś zawiść, zazdrość i pokazanie wszystkim wokół. Jak można mieć wyrok sądowy, żeby ten płot usunąć i nie zrobić ludziom dojazdu do domu? Nie dość, że niszczą rodzinę, to jeszcze nam dokuczają, od kilku lat wytrzymać z nimi nie można. Jak się wyprowadzili, to dopiero żeśmy odetchnęli – słyszymy od sąsiadek pani Teresy i pana Jacka.
ZOBACZ: „Byki mają immunitet”. Niebezpieczne stado grasuje po wsi
Krewni w Norwegii mają na bieżąco obserwować, co dzieje się wokół ich posesji. W tym calu założyli kilka kamer.
- W tej chwili są cztery kamery, dwie są skierowane na okna sypialni i tu jak teraz rozmawiamy i dwie są po innej części budynku. Czujemy się zaszczuci we własnym domu, nasze poczucie bezpieczeństwa, nasz mir domowy jest codziennie gwałcony – komentuje pan Jacek.
- Ten monitoring oni wysyłają do sąsiadów, do sądów. Kolega dotknął płotu, zrobiono mu zdjęcie i napisano, że znajomy Teresy Celej szarpie ogrodzenie. Robiłam zdjęcie dla sąsiadów, bo został zniszczony mur oporowy i skarpa się obsuwa. A oni napisali, że w tym przypadku fotografuję kostkę brukową ich podjazdu. To jest już jakaś chorobowa obsesja – dodaje pani Teresa.
Nasze próby nawiązania kontaktu w rodziną, również przez prawnika krewnych pani Teresy, nie dały rezultatu. W Norwegii wiedzieli o naszej wizycie, ale rozmawiać nie chcieli.