Mimo zakazu zbliżania, zaatakował. „Miej oczy dookoła głowy”
Pani Katarzyny w obawie o zdrowie i życie uciekła od męża oraz doprowadziła do skazania go. Sąd wydał wyrok w zawieszeniu i zakazał mężczyźnie zbliżania do żony. Dwa miesiące później zaatakował on jednak ponownie. Pani Katarzyna nie rozumie dlaczego prokuratura nie wnioskowała o odwieszenie kary. Tym bardziej, że na jednym z nagrań słychać, jak mąż radzi żonie, by miała „oczy dookoła głowy”.
Kiedy siedem lat temu pani Katarzyna wychodziła za mąż, sądziła, że życie rodzinne będzie rozkwitało. Małżonkowie zamieszkali w rodzinnej miejscowości męża w województwie małopolskim. Szczęście nie trwało długo.
- Po narodzinach córki wtedy już pierwszy raz mnie pchnął. Ja byłam za słaba, żeby z tego zrezygnować wtedy. I żyłam nadzieją, że się zmieni. (…) Pamiętam jak pierwszy raz mnie pobił. Nogę mi złamał. To było w 2020 roku. Ja się wtedy wyprowadziłam na 3 miesiące. Wróciłam, bo się zaszył. Najstraszniejszy moment jaki pamiętam, to gdy mi kciukami oczy wciskał. Strasznie zaciskałam te oczy, żebym ślepa nie była - opowiada pani Katarzyna.
ZOBACZ: Formalnie nie istnieje. 34-latek „zniknął” w Polsce
To był rok 2022. Po tym dramatycznym wydarzeniu pani Katarzyna, wraz z dziećmi, uciekła z domu męża. Wynajęła małe mieszkanie w Nowym Sączu. Założyła również sprawę mężowi. Wyrok zapadł w lutym 2024 roku.
- Pan Tomasz został skazany prawomocnym wyrokiem sądu za groźby kierowane w kierunku pani Katarzyny. Wyrok ten został zawieszony przez sąd na okres dwóch lat próby. W związku z powyższym sąd wyznaczył panu określone obowiązki: zakaz nadużywania alkoholu jak również zakaz zbliżania się do pani Katarzyny – informuje Barbara Piesowicz, adwokatka pani Katarzyny.
- To było piekło, które piecze dalej, bo się boję. Teraz jednak przynajmniej widzę jakąś perspektywę, bo tam nie widziałam. Tam widziałam tylko swój grób jako perspektywę. Dosłownie – zaznacza pani Katarzyna.
„Miej oczy dookoła głowy teraz i zapamiętaj, że do grobowej deski cię wezmę ze sobą” – słychać na nagraniu, groźby męża pod adresem pani Katarzyny.
Udało nam się porozmawiać z mężczyzną.
- Chciałam porozmawiać na temat pana sytuacji rodzinnej. A w zasadzie o tych rzeczach, które się wydarzały w stosunku do żony. Ma pan wyrok za jej pobicie.
- Nie pobiłem żony. Jak pobiłem żonę?
- To za co ma pan wyrok?
- No mam, ale nie za pobicie. Nie pobiłem żony.
- A nogi jej pan też nie złamał, nie?
- No, ale to jak... pobiłem i specjalnie zrobiłem?
- No nie wiem. Ale naumyślnie się łamie nogę żonie?
- Proszę pani, ja się poślizgnąłem, przewróciłem, no to wie pani.
- Ale przewrócił się pan na nią?
- Przewróciłem się, bo była podłoga mokra i…
- I jej nogę pan złamał w ten sposób?
- No tak niefortunnie się stało, no wie pani...
- Na to wciskanie oczu, to też się pan przewrócił? Czy w innych okolicznościach?
- Ale ja z panią nie będę rozmawiał, bo nie mam na ten temat co rozmawiać.
ZOBACZ: Dramat kupców z Marywilskiej 44
6 kwietnia, tego roku, mąż pani Katarzyny złamał warunki prawomocnego wyroku. Stało się to, kiedy pani Katarzyna pojechała zaprosić teściową na komunię ich córki.
- On przyjechał traktorem pijany. Kilkukrotnie mu powiedziałam, że ma zakaz zbliżania, żeby odjechał, bo będę dzwonić na policję. Przewrócił mnie na ziemię. No i znowu oczy mi wciskał. Policja przyjechała, był wówczas w lesie, ale go złapali - opowiada Katarzyna.
- Ja pamiętam, jak do mnie zadzwoniła i mówi: Marzena, wszystko w porządku, ale znowu jestem na SOR-ze. To już nawet nie była panika, bo Kasia jest przyzwyczajona do tego, że musi walczyć sama, że już na niczyją pomoc nie może liczyć. Policja przyjedzie, zabierze i zaraz wypuszczą – komentuje Marzena Pawłowska, pracodawczyni pani Katarzyny.
- Uważam, że zaszły przesłanki do zastosowania tymczasowego aresztowania. Pani Katarzyna, w mojej ocenie, nie doczekała się tutaj żadnej pomocy ze strony prokuratury. Sama złożyła wniosek do sądu o odwieszenie tej kary. Prokurator oczywiście mógł podjąć taką, a nie inną decyzję. Dlaczego? Nie wiem. To już pytanie do prokuratury – dodaje adwokat Barbara Piesowicz.
Prokuratura do tej pory nie odpowiedziała nam na mailowe zapytanie, dlaczego nie wnioskowała o odwieszenie kary mężowi pani Katarzyny.
- Czuję jakby mi prokuratura gorlicka napluła w twarz. Oni chronią kata i oprawcę. Absolutnie nie chronią ofiary. On chodzi i się dalej śmieje, że mu nic nie zrobili. A ja chodzę i się oglądam – komentuje pani Katarzyna.
ZOBACZ: Po wypadku w pracy stracił nogę. Osiem lat walczy o odszkodowanie
Do dalszy fragment rozmowy z panem Tomaszem:
- Już po wyroku znowu pan zaatakował. Nie wiadomo dlaczego.
- Nie zaatakowałem, proszę pani. To nie jest tak.
- To jakby pan to nazwał?
- To była samoobrona.
- Samoobrona przed małą żoną, a pan ma prawie dwa metry?
- Pana żona się boi pana, kiedy pan jest pod wpływem alkoholu.
- A kiedy jestem pod wpływem?
- A nie pije pan?
- Czasami jak sobie piwo wypiję, to chyba nie jest jakieś karalne, co?
- Ale to dlatego pan był zaszyty, bo to jedno piwo panu zaszkodziło?
- Nie powiem, bo wcześniej nadużywałem alkoholu. A teraz jest całkiem inaczej.
- A nie mówił pan też, że do grobu razem pójdziecie, bo nie da pan, żeby ona odeszła?
- Wie pani, jak się kogoś kocha…