Nałogowy zbieracz. Zamienił posesję w wysypisko
Dom obudowany śmieciami jak forteca zatruwa życie mieszkańców jednej z ulic w Białymstoku. Jego właściciel, jest nałogowym zbieraczem. Od lat, głównie nocami, znosi na swoją posesję najróżniejsze rzeczy. Wysypisko przyciąga szczury, a nad okolicą unosi się przykry zapach. Mężczyzna tak zagracił posesję, że z trudem przedostaje się do domu.
- Myślę, że tylko sąsiad, wie jak można się do niego dostać On otwiera sobie drzwi, przesuwa sobie śmieci, robi szczelinę, wciska się, odgarnia to jakoś, przekłada, walczy jeszcze na końcu, żeby otworzyć drzwi i dopiero wtedy udaje mu się wejść do środka. Służby do tej pory nie wchodziły dalej niż za furtkę – mówi Wojciech Kostecki, sąsiad zbieracza.
- Dzieci tutaj się bawią, tutaj zaraz jest płot sąsiada, gdzie zalegają te śmieci. Niedawno widzieliśmy szczura, który biegał nam po podwórku. Jest strach. Czasem śmieci wysypują się do nas. Jest problem z ogrodzeniem z naszej strony, bo czasami przewala się – opowiada Paulina Piech, sąsiadka zbieracza.
ZOBACZ: Tajemnicza śmierć 19-latki w Londynie. Polska prokuratura reaguje
Część zdesperowanych sąsiadów próbuje bezskutecznie sprzedać swoje domy.
- To są nocne hałasy. Potrafi przytaszczyć pralkę albo coś metalowego i rzucać tym, on to robi tylko i wyłącznie w nocy, z reguły to się zaczyna koło północy i nad ranem się kończy, no bo potrafi z różnych części miasta ściągać te śmieci – tłumaczy sąsiad Andrzej Popławski.
- Była zawiadamiana inspekcja budowlana, była zawiadamiana straż pożarna pod względem ryzyka pożaru, elektrownia zawiadamiana, wodociągi wszystkie możliwe służby. Za każdym razem odpowiedzi nie było żadnej albo była odpowiedź taka, że sprawa jest w toku – twierdzi sąsiad zbieracza, Wojciech Kostecki.
- Urząd miejski w Białymstoku pięciokrotnie usuwał odpady z posesji, ale niestety ten problem wraca. To sprzątanie kosztowało już 23 tysiące złotych. Planowane jest też skierowanie wniosku o ukaranie do sądu rejonowego. Mężczyzna jest pod opieką Miejskiego Ośrodka Pomocy Rodzinie w Białymstoku, który robi wszystko co w mocy i w prawie aby znalazł się w lepszej sytuacji – informuje Urszula Boublej z Urzędu Miasta w Białymstoku.
- Nie ma ani wody, ani prądu, ani gazu. On nosi wodę zza szkoły, tam jest taka studnia miejska. Robi tak już od 10 lat – mówi Andrzej Popławski.
- Jak dostanie zawału i padnie, to nikt nie będzie wiedział. W końcu go poczujemy, jak się rozkłada. To się nie skończy inaczej, bo nawet gdybyśmy mu chcieli pomóc, on nam drzwi nie otworzy – podkreśla Wojciech Kostecki.
ZOBACZ: Dymiąca hałda zmorą mieszkańców. Ludzie drżą o zdrowie i życie
W Interwencji pokazywaliśmy już przypadki nałogowych zbieraczy. M.in. odwiedziliśmy kobietę dosłownie uwięzioną w śmieciach na 11. piętrze bloku na warszawskiej Ochocie.
Czy mieszkańca łódzkiej kamienicy, w sprawie którego sąsiedzi bezskutecznie interweniowali w administracji budynku i opiece społecznej.
- Szlag mnie trafia. 20 lat ten człowiek tak żyje i nikt mu ręki nie podał, on by tu w końcu umarł i też by nie przyszli, nawet ciała nie posprzątali – mówił jeden z sąsiadów.
ZOBACZ: Pracownicy piekarni walczą o swoje. Nagle przestano płacić
- Dla osoby, która jest zbieraczem, śmieci mogą dawać poczucie bezpieczeństwa. Często jest tak, że w momencie, gdy jest okazywana jakaś pomoc, ona czuje się zagrożona i może być na przykład bardzo agresywna, bo ktoś „chce to ukraść, jego dobytek, jego majątek” – tłumaczy Kinga Rochala, psycholożka i biegła sądowa.
W Jaworznie byliśmy z kamerą dwukrotnie. Próba uporządkowania posesji jednego z mężczyzny skończyła się awanturą. Mężczyzna obrzucał koparkę cegłami i wdał się w ostry spór z pracownikami służb oczyszczania miasta oraz policją.
ZOBACZ: Po wypadku w pracy stracił nogę. Osiem lat walczy o odszkodowanie
Wróćmy do historii zbieracza z Białegostoku. Pod dom podjeżdżamy trzykrotnie, bezskutecznie próbując nawiązać kontakt. Mężczyzna nie odpowiada też na pozostawioną przez nas wiadomość.
- Nie mamy możliwości prawnych, żeby wejść do mieszkania. Jeżeli osoba nie jest ubezwłasnowolniona, to my nie możemy nakazać jej żyć, w jakiś określony sposób, który nam wydaje się w porządku, prawo wiąże nam ręce – wyjaśnia Krzysztof Tyszka ze Straży Miejskiej w Białymstoku.
- Ze względu na stan zdrowia, ten mężczyzna nie jest w stanie samodzielnie egzystować. Sąd wydał postanowienie o umieszczeniu go w domu pomocy społecznej – mówi Dariusz Gąsowski z Sądu Okręgowego w Białymstoku.
- Kluczowe jest to, żeby do MOPR dotarło oficjalne orzeczenie sądu, jeżeli dotrze, wtedy natychmiast miejsce w domu pomocy społecznej się znajduje, tak żeby od razu móc zaopiekować się tą osobą, nawet wbrew jej woli – informuje Urszula Boublej z Urzędu Miasta w Białymstoku.
- Ktoś pana sąsiada musi złapać, trzeba staranować tę barierę ze śmieci, wywarzać drzwi. Realizacja takiego postanowienia, nawet jak ono się uprawomocni, będzie trudna - ocenia Wojciech Kostecki, sąsiad zbieracza.
Psycholożka Kinga Rochala dodaje, że „przeniesienie w inne miejsce osoby, która jest zbieraczem nie rozwiązuje problemu, potrzebna jest terapia”. - To co można zrobić, to złożyć do sądu zawiadomienie, żeby taką osobę dowieźć na badanie psychiatryczne, psychologiczne i wtedy taka osoba może dostać pomoc, bo bardzo często te osoby nie chcą się leczyć - tłumaczy.