Polskie małżeństwo walczy o dzieci. Wkroczył Jugendamt
Polskie małżeństwo w trakcie rozwodu może stracić prawo do opieki nad dziećmi. Ich córki może odebrać niemiecki Jugendamt. Urzędnicy zostali ich równoprawnymi opiekunami. Po tym, jak na u trzyletniej Nikoli pojawiły się siniaki, małżonkowie wzajemnie oskarżyli się o stosowanie przemocy.
Znowu wyjeżdżają, choć chcieliby zostać w Polsce - 30-letni pan Karol jest ojcem 8-letniej Mai i 3-letniej Nikoli. Żona pana Karola, pani Justyna, jest w Ratingen w Niemczech. Małżeństwo jest w trakcie rozwodu. Pan Karol zaalarmował Interwencję, ponieważ Jugendamt, czyli niemiecki urząd ds. dzieci i młodzieży grozi odebraniem córek.
- Przyjechaliśmy tutaj na komunię siostrzenicy i ja ogólnie przyjechałem z celem, że skontaktuję się z państwem, z telewizją, w nadziei że ktoś nam pomoże zostać w Polsce – mówi Karol Młynarczyk.
ZOBACZ: Tajemnica śmierci dwóch mężczyzn. Byli związani z tą samą kobietą
Historię pani Justyny i pana Karola przedstawialiśmy w Interwencji osiem lat temu. Wtedy para wychowywała kilkumiesięczną córkę Maję i też walczyła o prawa do opieki nad dzieckiem. Pani Justyna nie była osobą pełnoletnią, gdy urodziła córkę, dlatego o prawo opieki nad Mają wystąpiła jej matka. Młodzi rodzice uciekali do Niemiec, by móc samodzielnie wychowywać dziecko.
- Ja w Niemczech mam pracę, mieszkanie miałem, dobrze zarabiałem tutaj w Niemczech, na polskie wychodziło mi prawie 10 000 zł. Matka Justyny miała być opiekunem prawnym dziecka do uzyskania pełnoletności Justyny. A potem mieliśmy prawa przejąć my i mieliśmy za granicę wyjechać – opowiadał wówczas pan Karol.
- Mama powiedziała, że wychodzi na chwilę, zostawiła mnie z Mają i Marcelem, najmłodszym bratem, 15 minut, może 20 jej nie było. Przyszła, dała mi list i powiedziała, że nigdzie nie wyjeżdżam, bo Maja zostanie u niej pod opieką – relacjonowała osiem lat temu pani Justyna.
ZOBACZ: Nałogowy zbieracz. Zamienił posesję w wysypisko
Zdesperowani rodzice podjęli dramatyczną decyzję, by wyjechać wbrew decyzji sądu. Pomocy w Niemczech udzielała im wtedy mama pana Karola. Wiedzieli, że chcą razem wychowywać córkę i stworzyć jej prawdziwą rodzinę.
- Po państwa reportażu w Interwencji jeszcze rok mieszkaliśmy w Niemczech, potem wyjechaliśmy do Polski. Postanowiliśmy, że w Polsce będzie nam łatwiej. Ale po pandemii musieliśmy zamknąć działalność, zaczęły się schody. Nie mieliśmy pieniędzy i postanowiłem, że wyjedziemy do Niemiec – mówi Karol Młynarczyk.
Już z dwojgiem dzieci i jako małżeństwo w 2020 roku zamieszkali niedaleko Dusseldorfu. Niestety między małżonkami pojawiły się problemy. Pani Justyna odeszła od męża. Para zdecydowała się na rozwód.
- Ściągnęłam ich do Niemiec, by ratować to, co było wcześniej. Stwierdziłam, że synowa nie ma u siebie w rodzinie żadnego wsparcia, więc ja oddałam wszystko, dałam serce – twierdzi Małgorzata Młynarczyk, matka pana Karola.
- Ona ogólnie odeszła sama, po trzech tygodniach zabrała dzieci. Po miesiącu dzieci wróciły do mnie i starsza córka w końcu zaczęła mi mówić, że w domu jest źle – dodaje Karol Młynarczyk.
ZOBACZ: Zmarł po odesłaniu przez szpital. Rodzina oskarża lekarzy
Nagranie, na którym widać płaczącą młodszą córkę państwa Młynarczyków, stało się początkiem ogromnych problemów. Pan Karol zeznał na policji, że żona uderzyła dziecko. Pani Justyna winą obarczyła pana Karola. Do sprawy włączył się niemiecki Jugendamt.
- Córka miała ślad na ciele: pięć palców. Ja mam też nagranie, na którym powiedziała, że to mama zrobiła. Pojechałem na policję, złożyłem zawiadomienie. Policja nas odesłała do Jugendamtu, a Jugendamt nas odesłał do sądu. I w jeden dzień dzieci trafiły do mnie, gdzie już nie musiały wracać do matki – wspomina pan Karol.
- Tak naprawdę to nigdy nie zostało wyjaśnione, kto to zrobił. Absolutnie ja tego nie zrobiłam. Oddałam dzieci mężowi w środę, a on dopiero to zgłosił w piątek – odpowiada Justyna Młynarczyk.
- Osoba trzecia widzi to tak: mama się nie przyznaje, tata też nie, ale dziecko ma ślad. Czyli dziecko nadal przebywa z kimś, kto mu robił krzywdę, nie wiemy kto. Urzędnicy nie napisali, że dziecko jest do odbioru, ale pan Karol, gdyby chciał wrócić do Polski, to nie bardzo już może, bo potrzebuje zgody Jugendamt Ratingen – tłumaczy Radosław Baumann, asystent rodzinny wyznaczony przez Jugendamt.
- Cały czas narzucają nam, co mamy robić, a co nie. Ja nie mogę na przykład sam podjąć decyzji, zapisać dziecka na pływanie, dziecko by chciało pływać, ja tego nie mogę zrobić, bo im to przeszkadza. Jak ja nie zrobię tego, co Jugendamt każe, to od razu jest ta sama śpiewka, że dzieci pójdą do domu dziecka – mówi pan Karol.
- Niestety dochodzi często do takich sytuacji, że te służby są skoncentrowane na tym, żeby szukać problemu w sytuacji rodzinnej, problemu w tym, jak rodzice funkcjonują. Jeśli dziecko jest w stanie jakiegoś zagrożenia, podejmują decyzję o odizolowaniu dziecka od rodziców – zaznacza adwokat Robert Ofiara.
ZOBACZ: Z zewnątrz wygląda ładnie. W środku wychodzi grzyb i pleśń
Pan Karol uzyskał zgodę urzędników, by przyjechać na kilka dni do rodzinnego Ełku. Jednak musiał wracać, by nie narażać dzieci i siebie na negatywne konsekwencje. Jugendamt jest formalnie trzecim, równoprawnym opiekunem dzieci. Pan Karol poprosił o pomoc polski konsulat w Kolonii.
„Sprawa pana Karola Młynarczyka jest znana Konsulatowi Generalnemu RP w Kolonii, z którym MSZ pozostaje w stałym kontakcie. Konsul podejmuje działania w celu wyjaśnienia okoliczności sprawy, jak również działania pomocowe przewidziane prawem międzynarodowym” - przekazało nam Biuro Rzecznika Prasowego MSZ.
- Przygotowują nas do tego, że będziemy musieli oddać dzieci. Pójdą do szkoły, wezmą Maję z lekcji i już nie wróci do domu. Boję się tego strasznie - przyznaje Karol Młynarczyk.
- Czekamy i nie wiemy co dalej, czy po prostu zapukają po dzieci, w jakiejkolwiek sytuacji, jak im się cokolwiek nie spodoba? Czy zostawią je u nas i czy będą patrzeć z góry na każdy nasz ruch? Teraz, póki co, nie możemy spokojnie żyć – mówi Justyna Młynarczyk.
- Obecnie jest możliwość, aby wykorzystać założoną sprawę rozwodową w Szczecinie do tego, żeby zwrócić się do sądu rozwodowego, do sądu okręgowego, polskiego, w Szczecinie o to, żeby ten sąd wydał rozstrzygnięcia istotne dla dzieci: przy kim mają być dzieci, do jakiej szkoły, przedszkola, do jakiej placówki mają chodzić – radzi adwokat Robert Ofiara.
- Nie wiem, czego się spodziewać po powrocie z Polski do Niemczech. Czy mi zabiorą dzieci - nie wiem. Ogólnie moje dzieci też tam nie chcą wracać, chcą zostać w Polsce. Ale żeby tu zostać, musimy mieć zielone światełko od kogokolwiek, że będziemy chronieni – podsumowuje pan Karol.