Wtłoczyli w ziemię niebezpieczne odpady. Ludzie drżą o życie

Ogromną ilość odpadów ropopochodnych, poprzemysłowych i rakotwórczych wtłoczono w ziemię niedaleko Zielonej Góry. Niebezpieczne substancje zalegają w górotworze, niedawno wystrzeliły na prawie 20 metrów. Walka z nietypową erupcją zajęła wówczas kilkanaście godzin. Mieszkańcy drżą o swoje zdrowie. Teren należy do Skarbu Państwa, ale władze tłumaczą, że nie mogą nim zarządzać.

Mieszkańcy Zakęcia oraz Otynia koło Zielonej Góry obawiają się odpadów znajdujących się pod ich miejscowościami. W wyrobisko po dawnej kopalni gazu prywatna firma wpuściła przed laty ogromną ilość niebezpiecznych substancji chemicznych.

- Ktoś wziął pieniądze, że to wpompowali i zostawili ludzi z problemem. To jest bomba ekologiczna, to wcześniej czy później zagrozi zdrowiu mieszkańców. To nie jest instalacja, to zardzewiały rury, które wystają na zewnątrz. To samoczynnie może się rozstrzelić - słyszymy od mieszkańców Zakęcia i Otynia.

ZOBACZ: Ułożyła sobie życie na nowo. Były partner nie daje jej spokoju

Obawiają się oni powtórki zdarzeń sprzed kilkunastu miesięcy. Wówczas doszło do rozszczelnienia instalacji zabezpieczającej odwiert po wydobyciu gazu. Spowodowało to erupcję zgromadzonych odpadów chemicznych. Wystrzeliły na prawie 20 metrów. Strażacy kilkanaście godzin walczyli, by je zabezpieczyć.

- Zadysponowano jednostki chemiczne z Zielonej Góry i Gorzowa Wielkopolskiego. Substancja ropopochodna jest substancją łatwopalną, mogło dojść do groźnego pożaru – tłumaczy Sebastian Olczyk z Państwowej Straży Pożarnej w Nowej Soli.

- Było dużo czarnej, kleistej mazi. Ja mieszkam 300 metrów stąd, jak wyszłam rano do pracy, to auto miałam pokryte lepką mazią.  Później doszły bóle głowy i gardła – słyszymy od mieszkańców.

- To są odpady przeróżne. Wszystko co jest ropopochodne, poprodukcyjne, przeterminowane, farby. Jest to tablica Mendelejewa. Zrobiłam niezależną ekspertyzę po wybuchu. Zagraża to życiu, zdrowiu, jest rakotwórcze – dodaje Barbara Wróblewska, burmistrz Otynia.

- Górotwór jest olbrzymi. Ma około 30 kilometrów średnicy i wysokość półtora kilometra – mówi Zygmunt Mielczarek, sołtys Zakęcia.

ZOBACZ: Od dwóch lat otoczeni rusztowaniem. „Gołębie, brud i złodzieje”

Po zbadaniu mazi okazało się, że zamiast solanki, która miała być wpompowana w wyrobisko, aby uzupełnić miejsce po wydobytych surowcach, znajdują się tam chemiczne niebezpieczne odpady. Substancje te zanieczyściły okolicę. Ewa Zakrzewska żali się, że na jej polach zboże teraz nie rośnie.

- Nie uprawiam, bo nie ma sensu, ziemia jest wyssana z wody. Kiedyś uprawialiśmy tu zboże cały czas. Zrobili krzywdę ludziom dookoła – uważa Ewa Zakrzewska.

- Teren należy do Skarbu Państwa, a zarządcą jest starosta. Oddany został w użytkowanie. W praktyce jest to nieistniejąca firma zarejestrowana w KRS. Próby odszukania właścicieli okazały się bezskuteczne. To obcokrajowcy: Rosjanin i Węgier. Dostali koncesję na wtłaczanie, miała być solanka  – wyjaśnia Barbara Wróblewska, burmistrz Otynia.

- Są to odpady niebezpieczne, które stanowią zagrożenie dla środowiska. Mogą przedostać się do wód podziemnych, a mieszkańcy pobierają wodę. Tak samo do gleby, gdzie są uprawy lokalne. Jest to zagrożenie dla mieszkańców – stwierdza Maksymilian Sibowski z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Zielonej Górze.

ZOBACZ: Trzy osoby wskazują, kto jest ojcem, a sąd… nie wierzy

Kiedy pod ziemię trafiły trujące odpady, przedsiębiorcy zarządzający terenem rozpłynęli się. Urzędnicy mają jednak związane ręce, bo spółka formalnie wciąż istnieje. Do akcji wkroczyła prokuratura, która prowadzi postępowanie w sprawie nieprawidłowego składowania odpadów.

- Prokuratura wspiera postępowanie administracyjne zmierzające do zastępczego uporządkowania terenu. Jest pat w zakresie doręczenia decyzji podmiotowi. Prokuratura uważa, że powinien być ustanowiony kurator – informuje Ewa Antonowicz z Prokuratury Okręgowej w Zielonej Górze.

- Spółka widnieje w KRS jako aktywna. Skarb Państwa nie może więc jako właściciel terenu przejąć zarzadzania, dopóki nie będzie wykreślenia z rejestru. Formalnie nie można przejąć i prowadzić działań naprawczych – wyjaśnia Maksymilian Sibowski z Wojewódzkiego Inspektoratu Ochrony Środowiska w Zielonej Górze.

Dom Zygmunta Mielczarka znajduje się nieopodal miejsca, gdzie doszło do rozszczelnienia instalacji. Kiedy przed laty cysterny nocami, w weekendy i święta przyjeżdżały do miejscowości, zarówno on, jak i inni mieszkańcy alarmowali o niebezpieczeństwie. Jednak byli zbywani, dlatego założyli stowarzyszenie ekologiczne.

- Stworzyliśmy je, bo jako mieszkańcy nie byliśmy stroną. Nie zgadzaliśmy się na sprowadzanie tu odpadów – podkreśla Zygmunt Mielczarek, który jest też sołtysem Zakęcia.  

- Nasze protesty kompletnie nic nie dawały. Pisaliśmy masę pism do urzędów i pozostawało to bez echa – dodają inni mieszkańcy.

ZOBACZ: Będzie dzielić mieszkanie z obcymi. Powodem długi byłego męża

Obszar z przerdzewiałą instalacją jest niezabezpieczony. Burmistrz miasta Otynia, mimo że nie należy to do jej obowiązków, stara się zamykać chociaż bramy. Jednak kilka metrów dalej brakuje ogrodzenia i każdy może się przedostać. Wchodzimy tam z wicestarostą nowosolskim, który reprezentuje Skarb Państwa.

Reporter: Można się tu przedostać. Kto powinien zabezpieczyć to miejsce, skoro to firma widmo?

Wicestarosta Tomasz Twardowski: Nie potrafię odpowiedzieć. Każda ingerencja w ten teren może skutkować, że firma się pojawi i może mieć roszczenia.

Reporter: Skoro jesteście właścicielami terenu, czy nie powinniście zabezpieczyć? Czy interes społeczny tego nie wymaga? Chodzi o bezpieczeństwo mieszkańców i okolicy.

Wicestarosta: To prawda, tutaj trzeba się zastanowić. Postaramy się rozwiązać problem.

ZOBACZ: Stracili dach nad głową. Mieszkają na tyłach sklepu

- Obawiam się wszystkiego, składowisko jest pod ziemią, może to wyciec w różnych miejscach, nawet w ogródku. Jest to zagrożenie dla nas wszystkich, może nastąpi to za rok, jutro, może za pięć lat – alarmuje Zygmunt Mielczarek, sołtys Zakęcia.

- Oczekuję tego, żeby zrobiło się głośno o tym i żeby ktoś się zainteresował, pomógł zaczopować, zutylizować to miejsce, żebyśmy mogli spokojnie spać – podsumowuje Barbara Wróblewska, burmistrz Otynia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX