Gigantyczne stawki polis. Po powodzi nie stać ich na ubezpieczenie

- Poszkodowani przez niedawną powódź mieszkańcy południa Polski wyremontowali domy. Chcieli je ubezpieczyć. Niestety, towarzystwa ubezpieczeniowe albo odmawiają, albo oferują bardzo wysokie stawki. Przykłady? Kwota prywatnej polisy wzrosła z 8 do 96 tys. zł, a za ubezpieczenie gminnych budynków w Stroniu Śląskim zażądano nie 30 tys. zł, a 5 mln zł. Mieszkańcy podkreślają, że ucierpieli nie przez zwykłą powódź, a przez pęknięcie tamy.

Naszą redakcję zaalarmowali mieszkańcy terenów popowodziowych. Dopiero co zakończyły się ich problemy dotyczące wypłat odszkodowań za zniszczone mienie, a już pojawiły się kolejne. Niektórzy poszkodowani mają spore problemy z zawieraniem nowych polis ubezpieczeniowych.

- W zasadzie od pierwszego dnia po powodzi zaczęła się nasza batalia z ubezpieczeniami. Nasza pominęła znaczną część majątku, który był ubezpieczony i nie ukrywam, że dzięki mocy waszego programu, te sprawy znacznie przyspieszyły. Zaczęło się dziać dobrze, wypłacono odszkodowanie. Natomiast kolejne problemy zaczęły się, kiedy chcieliśmy wznowić polisę. Dowiedzieliśmy się, że możemy się ubezpieczyć, ale bez ryzyka powodzi. Pytaliśmy inne firmy i wszyscy po kolei odmawiają – opowiada Maria Łukaszewska.

ZOBACZ: Morderstwo 16-letniej Mai. Rodzina alarmuje w sprawie matki Bartosza G.

Pani Maria z siostrą prowadzi rodzinny pensjonat w zabytkowej willi. Budynek i cała działka zostały zalane we wrześniu zeszłego roku. Byliśmy tam zaraz po powodzi. Zniszczony obiekt został wyremontowany. Siostry chciały na nowo go ubezpieczyć na wypadek kolejnej powodzi. Ubezpieczyciele odmawiali. Jedyny, który się zgodził, za polisę zażądał horrendalnej sumy.

- Dostałam ofertę na 96 tys., a poprzednio płaciłam 8 tys. Obroty całej naszej firmy nie przekraczają rocznie 400 tys. zł. Czyli to 1/4 tej kwoty. Wielkość mojej szkody do chwili, dopóki była to zwykła powódź, była umiarkowana,. Natomiast katastrofa tamy spowodowała, że szkoda urosła do gigantycznych rozmiarów. Nie jest to moja wina, odpowiadają za nią Wody Polskie – mówi Maria Łukaszewska.

- Straciliśmy dom, miejsce zamieszkania i miejsce pracy. Ta powódź mocno odcięła nas od wszystkiego, a przychodzi kolejna fala różnych zgryzot. Jest to sytuacja, która napawa nas lękiem i przerażeniem. Nie pozwala w sposób optymistyczny patrzeć w przyszłość – dodaje Anna Staciwa, siostra pani Marii.

ZOBACZ: Szokujący atak na rodzinę. Sprawcą sołtys-strażak i były żołnierz

Kobiety podkreślają, że zniszczenie ich pensjonatu nastąpiło na skutek katastrofy, kiedy woda przerwała tamę w Stroniu Śląskim. Wcześniej obiekt nie był zalewany. To jednak ubezpieczycieli nie interesuje. Siostry zdecydowały się więc na polisę w ograniczonym zakresie.

- Pozostawanie bez polisy jest niemożliwe. Może nastąpić np. włamanie. Dlatego kupiłam polisę bez ryzyka powodzi. Wody Polskie, pytałam, nie podejmą tu żadnych prac zabezpieczających brzeg rzeki do czasu, kiedy nie rozstrzygną się kwestie budowy zbiorników. Żyjemy w jakimś błędnym kole – ocenia Maria Łukaszewska.

- Jesteśmy tu dwadzieścia lat. Tylko w 2010 roku była inna powódź, ale rzeka wylała wówczas do połowy parkingu. Nie było zniszczeń. To jest pierwszy raz, gdy zgłosiliśmy się do ubezpieczyciela, od kiedy prowadzimy pensjonat – zaznacza Anna Staciwa.

ZOBACZ: Kamienica grozi zawaleniem. Miasto nie ma lokali zastępczych

W podobnej sytuacji jest Agnieszka Żabińska ze Stójkowa koło Lądka-Zdroju. Jej dom zalany był do poddasza. Remont ciągle trwa, ale kobieta chciała ubezpieczyć budynek chociaż na niewielka kwotę. Tym bardziej, że kupiła nowe wyposażenie. Towarzystwa ubezpieczeniowe odmówiły. Mienie ruchome nie jest chronione nawet przed pożarem.

- Mieliśmy bardzo duży problem z ubezpieczeniem domu, pierwotnie odmówiono nam całkowicie ubezpieczenia budynku, potem po wielu opcjach pojawiło się ubezpieczenie domu  w budowie. I to jest jedyna opcja. Nie ma ubezpieczenia mienia w budynku, a wartość budynku zaniżona jest o połowę – tłumaczy Agnieszka Żabińska.

Problemy z ubezpieczeniem ma także największa spółdzielnia mieszkaniowa w Stroniu Śląskim zarządzająca 15 blokami. Jej budynki także poważnie ucierpiały podczas powodzi. Odszkodowanie wypłacono, ale teraz nikt nie chce ich ponownie ubezpieczyć.

- Zdecydowana większość towarzystw ubezpieczeniowych, widząc naszą wysoką szkodowość, nie chce z nami rozmawiać. Jedyna firma, która przygotowała ofertę, powiedziała, że będzie ponosić szkodowość, ale do kwoty 250 tysięcy zł (za 15 bloków) w ciągu roku. Powiem, że szkody, które powstały u nas po powodzi, to 12-15 milionów zł. Dziś rozpoczęliśmy wymianę drzwi uszkodzone w piwnicach, w częściach wspólnych. Kwota 250 tys. zł starczy na te drzwi – przyznaje Tomasz Mazurek, prezes spółdzielni mieszkaniowej w Stroniu Śląskim.

ZOBACZ: Skupowali byki za miliony. Nie przelali pieniędzy

Problemy z nowymi polisami mają nawet samorządy z zalanych terenów. Gminy Bardo, Lądek-Zdrój dostały spore podwyżki za ubezpieczenie obiektów użyteczności publicznej. A miasto Stronie Śląskie ma zapłacić składkę identyczną, jak kwota wypłaty ewentualnego ubezpieczenia.

- Jako gmina Stronie Śląskie nie znaleźliśmy takiego towarzystwa ubezpieczeniowego, które by nas ubezpieczyło od powodzi. Zaproponowana składka była nie do przyjęcia. To były tak wysokie kwoty, nawet 5 mln zł za budynki, mosty i inne obiekty. A poprzednio płaciliśmy około 30 tysięcy zł z hakiem. 5 mln zł za polisę, której kwota ubezpieczenia opiewa na 5 mln zł. Takie realia - komentuje Dariusz Chromiec, burmistrz Stronia Śląskiego.

- Nasze centrum kultury otrzymało propozycje na kilkadziesiąt tysięcy złotych. To nawet dla instytucji gminnej jest cena zaporowa – mówi Tomasz Nowicki, burmistrz Lądka-Zdroju.

- Po powodzi polisy na gminnym mieniu zostały bardzo zawyżone, te urzędowe, szkolne. Mieszkańcy przekazali, że są też zawyżane polisy przy samochodach – dodaje Marta Ptasińska, burmistrz Barda.

O problemie chcieliśmy przed kamerą porozmawiać z rzecznikiem Polskiej Izby Ubezpieczeń. Z niezrozumiałych względów przedstawiciel tej instytucji nie chciał się spotkać. Telefony od nas przestał odbierać, a na wysłane liczne prośby o oddzwonienie - nie zagregował. Mailem wysłała jedynie komentarz:

„Ubezpieczenia, z definicji, opierają się na kalkulacji ryzyka – czyli ocenie prawdopodobieństwa, że dane zdarzenie, jak np. powódź, rzeczywiście się wydarzy. Tam, gdzie to ryzyko jest bardzo wysokie – bo np. dana nieruchomość leży na terenach regularnie zagrożonych powodzią – ubezpieczyciel musi uwzględnić to w cenie polisy” – brzmi oświadczenie.

ZOBACZ: Z porodówki do hospicjum. Dramat w szpitalu w Mrągowie

- Ubezpieczyciele nie dostrzegają jeszcze jednej rzeczy: powódź była dwuetapowa. Pierwsza - 14 września to normalna powódź. I druga - 15 września to pękniecie wału na tamie. To pękniecie spowodowało te szkody. Fale mające 2,5 - 3 metry przypominały falę tsunami. To nie była zwykła powódź, to katastrofa budowlana – podsumowuje Tomasz Mazurek, prezes spółdzielni mieszkaniowej w Stroniu Śląskim.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX