Teren wart miliony. Ponad 200 osób może zostać wysiedlonych

Mieszkańcy dwóch bloków w krakowskiej dzielnicy Grzegórzki mogą stracić dach nad głową. Spadkobiercy terenu, który obecnie należy do miasta, żądają zwrotu nieruchomości. A przeciwwskazań nie widzi małopolski wojewoda. Decyzja urzędników oburzyła mieszkańców, bo spadkobiercy za stracony grunt przyjęli rekompensatę. Wysiedlonych ma zostać ponad 200 osób!

- 10 minut na nogach, spacerkiem do krakowskiego rynku.  Już nam sugerowano, że może nas deweloper przejąć – mówią mieszkańcy.

W 1964 roku Skarb Państwa wywłaszczył teren, na którym teraz stoją bloki. A właścicielom parceli wypłacono odszkodowania.

- Na nieruchomości pierwotnie miała być zlokalizowana centrala telefoniczna. Jednak w ciągu 2-3 lat od wywłaszczenia zmieniono tę decyzję. I zostały wybudowane budynki dla pracowników PKP. Jednak dalej był to cel publiczny – tłumaczy dr Aleksandra Cempura, adwokat, pełnomocnik mieszkańców.

- My przychodząc tu mieszkać musieliśmy oddać swoje mieszkania, a teraz się nas wyrzuca – opowiadają mieszkańcy.

W 2004 r. teren i budynki przy ulicy Grochowskiej 22, 24 i 26 przejęło od kolei miasto. A mieszkańcy zaczęli starania o wykupienie mieszkań. Nagle postpowania o wykup zostały zawieszone. Dlaczego? Bo w magistracie pojawili się spadkobiercy pierwotnych właścicieli terenu i zażądali zwrotu nieruchomości.

- Jest to wina stanu prawnego, który zmienił się kilka lat temu. Kiedyś nie był możliwy zwrot, gdy na nieruchomości są budynki mieszkalne. Obecny stan prawny dopuszcza to. Wraz ze zwrotem nieruchomości budynki przechodzą na własność osób poprzednio wywłaszczonych – informuje dr Aleksandra Cempura, adwokat, pełnomocnik mieszkańców.

Ponieważ krakowski magistrat sam nie mógł wydać decyzji w swojej sprawie, przekazano ją do rozstrzygnięcia innemu urzędowi. Decyzję wydało Starostwo Powiatowe w Krakowie.

- Pierwotne przeznaczenie to była centrala telefoniczna, ale wybudowano bloki. Cel był inny niż zamierzony, ale budowa bloków w tamtym czasie rządziła się zupełnie innymi prawami niż teraz. Inwestorem był Skarb Państwa. Prawo aktualne dopuszcza odmowę zwrotu działek, dlatego starosta odmówił – wyjaśnia Krzysztof Kamiński ze Starostwa Powiatowego w Krakowie.

Z decyzją starosty krakowskiego nie zgodził się Małopolski Urząd Wojewódzki, który orzekał jako druga instancja. Wojewoda unieważnił decyzję starosty i cofnął do ponownego rozpatrzenia, uznając, że nie jest ona zgodna z obowiązującymi przepisami.

- Biorąc pod uwagę wszystkie okoliczności tej sprawy zderzyliśmy je z orzecznictwem Trybunału Konstytucyjnego. Trybunał stwierdza, że nie ma czegoś takiego jak wywłaszczenie na wyrost, gdy wywłaszcza się na cel X, a realizuje na cel Y. Biorąc to orzeczenie uznaliśmy, że należy uchylić decyzję starosty. Nie rozumiemy, czemu starosta pomija wyrok Trybunału Konstytucyjnego – mówi Joanna Paździo z Małopolskiego Urzędu Wojewódzkiego w Krakowie.

- Chcemy, żeby te budynki zostały naszą własnością. Będziemy walczyli o to, żeby te budynki zostały w naszej gestii. Dlatego po niekorzystnym rozstrzygnięciu skierowaliśmy sprawę do Wojewódzkiego Sądu Administracyjnego. Zrobimy wszystko, żeby one u nas pozostały – zapowiada Dariusz Nowak z Urzędu Miasta Krakowa.

Co ciekawe, tylko dwa bloki i pawilon handlowy mogą trafić w ręce spadkobierców nieruchomości. Problem nie dotyczy mieszkańców trzeciego identycznego budynku. Bo tam po zablokowaniu przez magistrat możliwości wykupu mieszkań, lokatorzy jednego z nich złożyli pozew. I udało się wykupić jedno z mieszkań na drodze sądowej. A to już wyklucza zwrot całej nieruchomości.

- I blok jest nie do ruszenia. A z dwóch innych bloków i 90 mieszkań, czyli ponad 200 osób zostanie wysiedlonych. Ten teren wart jest miliony, to idealny kąsek dla dewelopera. To nie chodzi o bloki, tylko o teren. Jakby powstały nowe bloki, to będzie 12-13 tysięcy za metr kwadratowy – twierdzą mieszkańcy.

- Zwrot mieszkań uważam za nieuzasadniony. Są to budynki mieszkalne, waży się los kilkuset osób. Wywłaszczano pole, nieruchomość rolną. A dostaliby nieruchomość zabudowaną z pełną infrastrukturą – dodaje dr Aleksandra Cempura, adwokat, pełnomocnik mieszkańców.

Przez całe zamieszanie cierpią starsi lokatorzy budynków. 80-letnia Irena Kluza opiekuje się schorowanym 85-letnim mężem Ludwikiem. Cierpi on na raka żołądka i chorobę Parkinsona. Mężczyzna nie może się samodzielnie poruszać. Dlatego kobieta poprosiła o pomoc magistrat, który aktualnie zarządza blokami. Ten jednak nie chce inwestować w budynki, których przyszłość jest niewiadoma.

 - Staram się o podjazd, parę schodów, żebym go mogła wynieść na pole, ale nic nie pomagają. Byłam dziś, ale odmówili całkowicie. A to ciężki stan - opowiada Irena Kluza.

Byli kolejarze pokazują swoje wyremontowane mieszkania. Większość z nich włożyła w odnowienie oszczędności życia. Teraz mają obawy, że zostaną z nich wyrzuceni.

- Włożyliśmy 25 tys. zł, bo i cyklinowanie, malowanie, łazienka, kuchnia. Nie wiedzieliśmy, że może pojawić się nowy właściciel – mówi Maria Biernat.*

* skrót materiału

aborzecki@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX