Przerwała leczenie, znikąd pomocy
23-letnia pani Anna walczy o przetrwanie w niewielkim mieszkaniu komunalnym w Zduńskiej Woli. Kobieta urodziła się z porażeniem mózgowym, porusza się na wózku inwalidzkim. To, że nie jest przykuta do łóżka, zawdzięcza uporowi rodziców, którzy wynosili ją na zewnątrz i umożliwiali rehabilitacje. Niestety w styczniu tego roku zmarła matka kobiety. Pani Anna od tego czasu jest uwięziona w mieszkaniu. Prośby o pomoc do urzędników nie dają żadnych rezultatów.
Niepełnosprawna 23-letnia pani Anna mieszka z 67-letnim ojcem w Zduńskiej Woli. W niewielkim komunalnym lokalu kobieta walczy o przetrwanie. Ale od kilku miesięcy jest uwięziona w mieszkaniu.
- Dla mnie wolność oznacza wszystko, to oznacza, że mogę wyjść o każdej porze dnia i nocy na dwór. Myślę, że to nie jest tak wiele - mówi pani Anna Kamińska.
- Stan psychiczny Ani jest ciężki. Jest rozgoryczona, jest jej przykro. To ciężki temat - osoba niepełnosprawna zamknięta w czterech ścianach przez siedem schodów - mówi sąsiadka kobiety pani Adriana.
- To jest XXI wiek, a ja się czuje, jakby ona była królewną z jakiegoś koszmarnego snu, uwięziona w wieży - mówi pan Jerzy Kamiński.
Pani Anna urodziła się z porażeniem mózgowym. Jej rodzice od początku walczyli o zdrowie córki. To dzięki ich uporowi nie jest przykuta do łóżka.
- Lekarze mówili, że mogę być roślinką. Dzięki rodzicom miałam cudowne dzieciństwo, pokazywali mi wiele rzeczy, nauczyli mnie, jak mam żyć z tą chorobą - zapewnia pani Anna.
- Zapomnieliśmy z żoną, jak się nazywamy, jakie mamy dolegliwości. Nawet przy zwykłym przewijaniu jej w nocy, jak była maleńka, po prostu trenowaliśmy ją - dodaje pan Jerzy.
Ciąża przebiegała idealnie. Wszystko zmieniło się w kilka godzin
Pani Anna porusza się na wózku inwalidzkim. Pomimo tego rodzice wynosili ją na zewnątrz. Kobieta dzięki temu korzystała z rehabilitacji. Niestety w styczniu tego jej matka zmarła na raka w wieku 57 lat.
- Musiałam patrzeć na śmierć własnej matki. To nie jest przyjemne patrzeć każdego dnia, że najbliższa osoba odchodzi na stałe - wspomina 23-latka.
Pan Jerzy został z córką sam. Ich i tak trudne życie zamieniło się w koszmar. Pan Jerzy jest inwalidą i nie jest w stanie pomóc córce wyjść na zewnątrz. By wyjść, trzeba pokonać siedem stopni. Niestety to bariera nie do pokonania. Pani Anna przerwała leczenie i rehabilitację.
- Bez rehabilitacji przyjdzie taki moment, że z własnego łózka nie wstanę, bo moje mięśnie odmówią mi posłuszeństwa. To będzie dla mnie tragiczne - mówi pani Anna.
- Jak dziewczynę, która waży około 70 kg plus wózek, można znieść? Dla mnie to jest dramat i porażka - dodaje sąsiadka Adriana.
- Nie bolą jedynie brwi i rzęsy, a tak ja się składam z wody i bólu fizycznego. Nie mamy balkonu, ale gdybyśmy go mieli, to podstawiłoby się takie deski jak na budowie, żebym nie spadł, a ona żeby sobie zjechała i wjechała z moją pomocą. Ja jestem takim kamikadze, jeśli chodzi o córkę - tłumaczy Jerzy Kamiński.
Rzadka choroba i znikoma pomoc od państwa
Pan Jerzy z panią Anną prosili wielokrotnie urzędników o pomoc. Niestety bezskutecznie.
- Pięć lat temu dostała schodołaz ze środków PFRON-owskich, niestety on uległ uszkodzeniu i nie ma środków na to, by go naprawić. Asystent osoby niepełnosprawnej nie jest w stanie pomagać w taki sposób, jak to powinno było się zrobić. Dla nich bardzo przydatny byłby albo nowy schodołaz, albo nowy lokal dostosowany do potrzeb osób niepełnosprawnych - tłumaczy Michał Dutkiewicz z Miejskiego Ośrodka Pomocy Społecznej w Zduńskiej Woli.
- Zapoznałem się z sytuacją tego pana i jest mi go serdecznie żal. Będę starał się pomóc, ale na dzień dzisiejszy nie mamy żadnego mieszkania dla osoby z tą niepełnosprawnością - dodaje z kolei Romuald Bosakowski z Towarzystwa Budownictwa Społecznego.
- Dopóki nie zamknę oczu, to będę przy niej. Mógłbym zrezygnować i może nie byłbym potępiony, bo jestem w takiej sytuacji zdrowotnej, jakiej jestem, ale nie mogę i nie myślę o tym - zapewnia Jerzy Kamiński.
- Ile ja mam czekać? Aż mój tatuś się wykończy? Bo to może wykończyć. Może mi zabraknąć siły, zabraknąć moich mięśni i co wtedy? - mówi Anna Kamińska.*
*skrót materiału