Maszynista skazany. Pierwszy taki wyrok w Polsce
Dariusz Telęga przez 33 lata pracował jako maszynista w Kolejach Śląskich. 7 grudnia 2018 r. o 4 rano ruszył pociągiem osobowym z Rybnika do Raciborza. W tym samym czasie na tory weszła 84-letnia kobieta, usiadła między jedną szyną a drugą. Zginęła potrącona przez pociąg, a pan Dariusz został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby. Skazano go na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok. To pierwszy taki przypadek w Polsce.
Pan Dariusz Telęga przez 33 lata pracował jako maszynista w Kolejach Śląskich. Praca była jego pasją, nigdy nie otrzymał upomnienia ani skargi. 7 grudnia 2018 roku o czwartej rano ruszył pociągiem osobowym z Rybnika do Raciborza.
- Powolutku jechałem, bo ten czas aż tak nie gonił. No ale potem przyszedł ten pechowy moment. Nie wiem, jak to się stało. W pewnym momencie silne, bardzo silne metaliczne uderzenie było. Zatrzymałem się natychmiast - opowiada.
- Wyszedłem, wziąłem latarkę. Na poboczu wpadłem na stary rower, taki zdezelowany już. To sobie pomyślałem, że na pewno na ten rower najechałem, bo był już powyginany taki. No i jeszcze tam posprawdzałem, czy pod pojazdem czegoś nie ma - dodaje.
ZOBACZ: Po 300 godzinach nowa koparka przestała działać. Walczy w sądzie
Reporter: Była zgoda na to, żeby jechać dalej?
Pan Dariusz: Tak, była zgoda i pojechałem. Dojechałem do Raciborza, a w Raciborzu pani dyżurna mi mówi, że pociąg jadący z naprzeciwka najechał na kobietę.
W wypadku zginęła 84-letnia kobieta. O 4:45 siedziała na torach, w nieoświetlonym miejscu, przed sobą trzymała rower. Dopiero kilka tygodni później, po analizie nagrań z kamer pociągów okazało się, że potrącił ją pan Dariusz. Został oskarżony o nieumyślne spowodowanie wypadku, którego skutkiem była śmierć innej osoby.
Skazano go na 6 miesięcy pozbawienia wolności w zawieszeniu na rok, mimo że komisja Polskich Kolei Państwowych zdjęła z niego odpowiedzialność za wypadek. Kobieta była ubrana na czarno i przebywała w niedozwolonym miejscu. Było ciemno, na trasie trwał remont, pociągi jeździły jednym torem. Za winą maszynisty przemawiała opinia biegłego z zakresu ruchu drogowego i kolejnictwa.
- Ten protokół był podstawą ustaleń, natomiast nie jedynym dowodem - twierdzi Marzena Korzonek - prezes Sądu Rejonowego w Raciborzu.
W trakcie procesu przeprowadzono też eksperyment. I wówczas innemu maszyniście udało się w porę zatrzymać pociąg. Wiarygodność tego i innych dowodów podważają obrońcy pana Dariusza.
- To było kuriozum, śmiech na sali. Jeżeli ktoś przy zdrowych zmysłach uwierzy, że ten eksperyment przeprowadzony w czerwcu będzie odpowiadał temu, co się działo późną jesienią bądź wczesną zimą, gdzie już mamy inną widoczność, pociąg jedzie innym torem, podczas zdarzenia był remont torowiska, podczas eksperymentu go nie było, nie było dodatkowych szyn w międzytorzu - no to przepraszam bardzo, ktoś nie ma doświadczenia, już bardzo delikatnie mówiąc - mówi prawnik Jakub Lekston.
ZOBACZ: Zajezdnia pod samymi oknami. Szum pociągów słychać na okrągło
- Ten dowód został przeprowadzony przez prokuraturę, zaakceptowany przez sąd i może stanowić dowód w sprawie. Natomiast zdaję sobie sprawę po zapoznaniu z aktami sprawy, że jest to jeden z zarzutów apelacyjnych i tą kwestią będzie zajmował się sąd odwoławczy - mówi Jarosław Wodzyński z Sądu Okręgowego w Rybniku.
- Ten wyrok powoduje, że każdy z nas może być w przypadku jakiegoś zdarzenia oskarżony przez prokuraturę o nieumyślne spowodowanie śmierci - twierdzi Jarosław Piprek, maszynista.
Reporter: Pan wierzy w to, że ta apelacja będzie korzystna dla pana?
Pan Dariusz: Chciałbym wierzyć, żeby to w jakiś sposób mnie oczyściło. Przecież nie idę do pracy, żeby kogoś zabić.
Poniżej publikujemy treść sprostowania prezesa Sądu Rejonowego w Raciborzu.