"Hiena taka". Ktoś okradł ofiarę wypadku
Rodzina tragicznie zmarłego w wypadku samochodowym 44-letniego pan Tomasza domaga się znalezienia i ukarania złodzieja, który okradł ofiarę z 3600 zł. Na miejscu wypadku w Czaplinku, w województwie zachodniopomorskim były wszystkie służby ratunkowe, śledczy oraz pracownicy zakładu pogrzebowego. - Zmarłego okradają hieny - mówią bliscy pana Tomasza.
7 lutego 2020 roku w Czaplinku koło Drawska Pomorskiego doszło do tragicznego wypadku. 44-letni pan Tomasz, prowadząc furgonetkę zjechał z drogi i uderzył w drzewo. Wracający z pracy mężczyzna do domu miał niespełna 2 kilometry.
- Dowiedzieliśmy się przez telefon. Jak dojechaliśmy na miejsce, to wszystkie służby się zjechały. Kazali się nam odsunąć. Dostali rozkaz, żeby wyciąć, włożyć go za parawan. Nie mieliśmy wglądu, co kto robi - opowiada Ryszard Hnatowski, teść ofiary.
- Przyczyną wypadku wskazaną po badaniu sekcyjnym był rozległy zawał serca, a bezpośrednią przyczyną śmierci był rozległy uraz głowy - mówi wdowa Anna Węgierska.
Zalane groby i błoto po kostki
Zrozpaczona rodzina pana Tomasza przeżyła dodatkową traumę, kiedy dowiedziała się, że po wypadku z jego kieszeni skradziono pieniądze. Pan Tomasz zajmował się budową drewnianych schodów. Feralnego dnia wracał od klientki, gdzie chwilę wcześniej podpisał umowę.
- Mąż mnie poinformował, że podpisuje i bierze zaliczkę, to było 3690 złotych. Wedle zeznań klientki mąż włożył te pieniądze do prawej kieszeni spodni dżinsowych – mówi Anna Węgierska.
Pieniędzy nie było ani w zabezpieczonych przez policję rzeczach osobistych, ani w odzieży zwróconej przez zakład pogrzebowy. Pani Anna zgłosiła oficjalnie kradzież. Wdowa twierdzi, że w śledztwie było wiele nieprawidłowości. Dostęp do ciała mężczyzny mieli strażacy, policjanci, a także ratownicy medyczni czy pracownicy zakładu pogrzebowego.
Z dwojgiem dzieci żyje na 16 metrach. Mieszkania nie dostanie
- Przesłuchano tylko dwóch strażaków, nie przesłuchano funkcjonariuszy z sekcji kryminalnej, przesłuchano tylko jednego funkcjonariusza z ruchu drogowego. Nie było protokołu odbioru rzeczy w zakładzie pogrzebowym – wylicza Anna Węgierska.
Okazało się również, że nie przesłuchano pracowników zakładu pogrzebowego. Dotarliśmy do notatki policyjnej. Jasno z niej wynika, że zakład korzysta z usług osób bezdomnych. Mimo to śledztwo zostało umorzone przez prokuraturę z Drawska Pomorskiego. Rodzina pana Tomasza zaskarżała decyzję o umorzeniu do sądu. Kilka dni temu zapadła decyzja.
- Rzeczywiście są tam okoliczności, które należy jeszcze zbadać, zginął człowiek i wiadomo na pewno, że miał przy sobie znaczną sumę pieniędzy, te pieniądze ewidentnie ktoś zabrał. Fakt popełnienia przestępstwa jest bezdyskusyjny – podkreśla Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Kontrowersyjna interwencja policji w Ustrzykach Dolnych
W dniu, kiedy zginął pan Tomasz, w tej samej miejscowości doszło do innego śmiertelnego wypadku. W lesie przygnieciony został drwal. Prokuratorka oraz wszystkie służby ratunkowe z miejsca wypadku komunikacyjnego przeniosły się do lasu. Jak ustaliliśmy, wdowie po drwalu nie zwrócono portfela po ofierze. Mimo upływu czasu, kobieta dalej przeżywa całą sytuację.
- Rozmawiałam z żoną tamtego mężczyzny, który zginął w pracach leśnych i powiedziała, że portfela ona nie dostała, wcale nie został zwrócony. Został spalony z innymi rzeczami, bo "był pusty". Ona twierdzi, że mąż na pewno miał przy sobie jakieś pieniądze – opisuje Anna Węgierska.
- Hiena taka, bo zmarłego hieny okradają – dodaje Krzysztof Hnatowski, szwagier ofiary.