Wojtka umieszczono w rodzinie zastępczej, choć ojciec ma pełnię praw
Pan Marcin odchodził od zmysłów, gdy dowiedział się, że jego żona jest w szpitalu i nie wiadomo, co dzieje się z synem. Nieco wcześniej kobieta zostawiła mężczyznę, wyjeżdżając na drugi koniec Polski. 29-latek od razu ruszył do Gdańska, by odzyskać 2,5-letniego Wojtka. Choć ma pełnię praw rodzicielskich, dziecko trafiło do rodziny zastępczej. W ciągu dwóch tygodni ojca zobaczyło jedynie… przez kamerkę internetową.
29-letni pan Marcin mieszka w Radzyniu Podlaskim na Lubelszczyźnie. Mężczyzna kilka lat temu ożenił się z 11 lat starszą panią Anną. Owocem tego małżeństwa jest ich syn 2,5-letni Wojtek. Pod koniec ubiegłego roku kobieta z dnia na dzień zabrała chłopca i zostawiła męża samego.
- Wyjechała z małym dzieckiem bez mojej wiedzy do Gdańska. Nic nie powiedziała, gdzie wyjeżdża, do jakiegoś chłopaka – wspomina Marcin Rolak.
- To też był młodszy partner, bo on 30 lat, więc po prostu szukała wrażeń, może taka stabilizacja ją męczyła – dodaje Agnieszka Rolak, szwagierka pana Marcina.
Plenerowa impreza i śmierć 17-latki. Co spotkało Paulinę?
Pani Anna miała już troje dorosłych dzieci z poprzednich związków. Jedna z jej córek poinformowała pana Marcina, że 1 kwietnia jego żona trafiła do szpitala, a 2,5-letniego Wojtusia umieszczono w pogotowiu rodzinnym. Po kilku dniach matka chłopca zmarła.
- Wiem tylko, że pogotowie zabrało ją i dziecko z tego miejsca, gdzie przebywali. Z tego, co wiem, to mężczyzna, do którego wyjechała, uciekł. Przestraszył się, że był wówczas pod wpływem alkoholu, a do tego on był poszukiwany – opowiada pan Marcin.
Mężczyzna natychmiast ruszył do Gdańska po dziecko.
- Byłem w szpitalu, a żeby małego odebrać, to całą noc jeździłem. O 2 w nocy dotarłem na komisariat, pytałem, gdzie mały przebywa, to nie chcieli mi udzielić informacji – opowiada.
Sprawy nie rozwiązał również Miejski Ośrodek Pomocy Rodzinie w Gdańsku.
„Z MOPR w Gdańsku skontaktował się ojciec dziecka, niezwłocznie nawiązano kontakt z Ośrodkiem Pomocy Społecznej miejsca zamieszkania rodziny dziecka w celu zweryfikowania informacji uzyskanych od ojca dziecka. MOPR w Gdańsku zorganizował spotkanie ojca i dziecka za pośrednictwem komunikatora internetowego. Poza tym zaproponowano ojcu także spotkanie bezpośrednie, osobiste z dzieckiem” – przekazała Małgorzata Niemkiewicz, dyrektor ośrodka.
Motocykle i hałas. Nielegalny warsztat za oknami
- Mówiłem, że chcę przyjechać po syna, a oni powiedzieli, że czekają na decyzję sądu – relacjonuje pan Marcin.
- Moja kierowniczka zasugerowała mi, żebym zwróciła się o pomoc do państwa, no i nie żałuję. Bo wiem, że gdyby nie to, to Wojtuś przebywałby dalej w tamtej placówce. W piątek o 16, po interwencji telewizji wydali nam postanowienie o powrocie dziecka do ojca i to w 15 minut, a może i szybciej – mówi Agnieszka Rolak, szwagierka pana Marcina.
Wojtuś przebywał aż dwa tygodnie w rodzinie zastępczej. Przez te dwa tygodnie jego ojciec walczył o powrót synka do domu.
- Dla ojca w jego subiektywnym zdaniu może to być okres długi. Wpływ na to miały okoliczności, które zainicjowały tę całą sprawę: brak informacji dlaczego matka dziecka zamieszkała z dala od ojca dziecka, co się stało w tej rodzinie – mówi Łukasz Zioła, rzecznik Sądu Okręgowego w Gdańsku.
Reporterka: Mi udało się ustalić w ciągu jednego dnia, dlaczego matka dziecka wyjechała, sądowi zeszło się troszeczkę dłużej.
Rzecznik: Tutaj jest zaangażowanych kilka instytucji, być może pani dzięki temu, że jest dziennikarką wykorzystuje szereg nieformalnych sposobów ustalania i jest pani łatwiej. Sąd musi działać w granicach prawa.
Internauci wpłacili na Fabianka ponad 14 mln zł. Część pieniędzy na fałszywą zbiórkę
Pan Marcin nie może pogodzić się z tym, że ani policja, ani urzędnicy nie poinformowali go o zdarzeniu. Zwłaszcza, że na początku roku mężczyzna chciał zgłosić porwanie rodzicielskie na komendzie w Radzyniu Podlaskim.- I dopiero na komisariacie, jak zadzwonili do niej, to żona podała swój adres - mówi.
- Jak się okazało, adres gdzie przebywała, nie był adresem, który podała policjantce, to był też inny adres, niż ten pod który Marcin pojechał po odbiór rzeczy – dodaje Agnieszka Rolak, szwagierka pana Marcina.
Prosimy o wypowiedź komendę Powiatową Radzyniu Podlaskim. W odpowiedzi otrzymujemy maila, w którym czytamy, że „radzyńscy policjanci nie prowadzili dochodzenia ani czynności poszukiwawczych po wyprowadzeniu się kobiety z dzieckiem od męża. Nie doszło bowiem do popełnieni przestępstwa. (…) Z uwagi na powyższe nie możemy udzielać informacji o rodzinie, wobec której nie jest prowadzone postępowanie karne.”
Razem z panem Marcinem idziemy na komendę, aby złożyć skargę na czynności policji - a raczej ich brak.
- My jako policja nie mamy możliwości siłowego odbioru, ale na pewno możemy sprawdzić, jak to dziecko się czuje, w jakim zakresie jest sprawowana opieka – usłyszał na komendzie pan Marcin.
Motocykle i hałas. Nielegalny warsztat za oknami
Komenda Miejska Policji w Gdańsku odmówiła nam wypowiedzi ze względu na ochronę danych osobowych – mimo pisemnego upoważnienia od pana Marcina. Przed ojcem i synem teraz trudne zadanie, muszą nadrobić stracony czas.
- Tuli się do mnie, wcześniej był bardziej rozmowny. Jak z ośrodka został przywieziony, to ciężko przez te parę dni było. Bawię się z synem i wychodzimy do babci, jeździmy do wujków. Chcę, żeby jak najwięcej ze mną przebył – opowiada pan Marcin.
- Moim zdaniem ta sprawa inaczej by się potoczyła, gdyby było zainteresowanie ze strony policji radzyńskiej i gdańskiej, a tu nie było żadnej współpracy – uważa Agnieszka Rolak.