Nie oddał seniorom 100 tys. zł. To pieniądze na leczenie

Warszawski restaurator nie wywiązał się z zawartej u notariusza umowy pożyczki i nie zwrócił pożyczonych 100 tys. zł od małżeństwa emerytów. Seniorzy pożyczyli kwotę na procent. Zbierają środki na kosztowną terapię, ratującą wzrok pani Bożeny.

71-letnia pani Bożenna z Warszawy kilkanaście lat temu zaczęła tracić wzrok. Dziś prawie już nie widzi. Radzi sobie dzięki pomocy męża pana Kazimierza.

Szokujące sceny na stacji paliw. Zaatakował niepełnosprawnego chłopca!

- Przestałam dobrze widzieć, zamglone wszystko miałam, nie umiałam pisać ani czytać. Jestem mikrobiologiem i pracowałam przy mikroskopie, to eliminowało mnie z zawodu. Nie wiadomo jaka to jest choroba, do tej pory niezidentyfikowana, jakaś genetyczna. Nie widzę twarzy zupełnie, wieczorem nie mogę chodzić, nie widzę jasnych rzeczy, zawsze mi się coś przewróci, wyleje – opowiada Bożenna Sędzielska.

Pani Bożena dowiedziała się o nowej metodzie leczenia, która może uratować jej wzrok. Terapia miała kosztować 150 tysięcy złotych. Oszczędności życia pani Bożeny to było 100 tysięcy. Małżonkowie zaczęli szukać pomysłu skąd wziąć pozostałą kwotę.

- Ponieważ wiedzieliśmy, że czeka żonę operacja i kwota, którą mieliśmy nie wystarczy, więc chcieliśmy to pomnożyć w jakiś sposób. Zacząłem się rozglądać za ogłoszeniami osób, które chciałyby pożyczyć na procent ten kapitał – opowiada Kazimierz Sędzielski.

W taki sposób małżeństwo trafiło na restauratorkę, która potrzebowała pieniędzy, by ratować swój biznes.

- Spotkanie nastąpiło w lokalu, do którego mieliśmy się dołożyć. Wszystko pięknie wyglądało, rozmowy były pozytywne – wspomina pan Kazimierz.

Lekarz stwierdził, że trzeba usunąć. Ciąża była prawidłowa

Jesienią 2018 roku umowę pożyczki u notariusza podpisał syn restauratorki Paweł P. Pieniądze miały być zwrócone po czterech miesiącach wraz z odsetkami. Tak się jednak nie stało.

- Minęły cztery miesiące i nic się nie działo, Dzwoniliśmy, oni nie chcieli rozmawiać, pisaliśmy maile, nic w ogóle, zero kontaktu – opowiada pan Kazimierz.

Restauracji w centrum Warszawy już nie ma. Działa tam teraz inny lokal. Z dawnymi najemcami kontaktu także nie ma. Matki Pawła P. szukaliśmy też pod kilkoma innymi adresami, gdzie prowadziła biznesy i mieszkała. Nigdzie jej nie zastaliśmy. Udało nam się z nią porozmawiać telefonicznie.

- Sprawa jest w sądzie i z tego co wiem, to prawnik czuwa nad tym. Ja nie będę z panem na ten temat dyskutować naprawdę – przekazała matka Pawła P. i rozłączyła się.

Sąd Okręgowy w Warszawie wydał nakaz zapłaty i sprawa trafiła do komornika. Tam jednak się okazało, że klauzula wykonalności, która pozwala komornikowi ścigać dłużnika została cofnięta.

Tonie w obcych długach. Oszuści działali na masową skalę

- Z informacji, które mamy wynika, że rzeczywiście toczyło się postępowanie egzekucyjne, udało się wykonać pewnego rodzaju zabezpieczenia, ale w pewnym momencie sąd pozbawił orzeczenie tytułu wykonalności, mówiąc oględnie wyrok przestał istnieć. Komornik musiał obligatoryjnie postępowanie zakończyć – wyjaśnia Krzysztof Pietrzyk, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej.

Chcieliśmy zapytać rzecznika warszawskiego sądu dlaczego cofnięto klauzulę wykonalności i kiedy ta sprawa będzie miała szczęśliwy finał. Rzecznik nie chciał wystąpić przed naszą kamerą.

W długim mailu tłumaczy między innymi, że Paweł P. nie dostał zawiadomienia o nakazie zapłaty, gdyż wysłano je na zły adres. Ale powodów opóźnienia było więcej.

- Okazało się, że on już zupełnie inny adres miał, zmienił go dwa razy. Najpierw nam odpowiedziano, że pani sędzia jest chora, potem coś zmieniono, że pandemia, a potem, że może się sprawa zacznie, ale się nie zaczyna – mówi Bożenna Sędzielska.

Niepełnosprawny bez pomocy. Trzy lata prosi wójta

- Pierwotnie podstawą egzekucji był nakaz zapłaty w postępowaniu upominawczym, czyli takim szybszym postępowaniu, ale tutaj działania drugiej strony spowodowały to, że sprawa będzie rozpatrywana na rozprawie, na niestety długo trwającym postępowaniu – tłumaczy Krzysztof Pietrzyk, rzecznik Krajowej Rady Komorniczej.

Udało nam się odnaleźć Pawła P. pod adresem, jaki widnieje w aktach sądowych. Początkowo potwierdził, że to on, ale po chwili doszedł do wniosku, że to jednak nie on, a ze sprawą pożyczki nie ma nic wspólnego.

- To my poumieramy, a oni będą mieli satysfakcję, że taką kasę wzięli? Prawo chyba nie powinno w ten sposób działać w naszym kraju – podsumowuje pan Kazimierz.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX