Tomek został ciężko poparzony. Kto zawinił?

Cierpiący na bielactwo 8-letni Tomek korzysta z zabiegów naświetlania, które mają złagodzić objawy choroby. Tym razem miało być tak samo. Jednak już dzień po powrocie ze szpitala w Sosnowcu, na jego nogach pojawiły pęcherze. Został dotkliwie poparzony. Cierpiał przez kilka dni, ale szpital odsyłał go do domu po zmianie opatrunków. W końcu w poważnym stanie zabrało go pogotowie.

- W sobotę go zaczęło parzyć, używałam pianki, pantenolu. I psikałam kilka razy dziennie. I w niedzielę, jak przyszłam z kościoła, to mu się zrobił pęcherz. Zgłosiłam się do szpitala, gdzie założyli mu tylko plastry, obandażowali i odesłali do domu – opowiada Ewelina Filipczyk, matka chłopca..

- W niedzielę okropnie cierpiał, tak płakał, że nie wiadomo było gdzie dzwonić. Wnuczka poszła do kościoła się modlić – mówi Maria Wyląg, prababcia Tomka.

Niepełnosprawny bez pomocy. Trzy lata prosi wójta

Rodzina trzykrotnie jeździła na izbę przyjęć, jednak chłopiec miał zakładane opatrunki i wracał do domu. Dopiero po interwencji pogotowia ratunkowego dziecko zostało przyjęte do szpitala.

- W niedzielę go nie przyjęli, w poniedziałek, we wtorek też się zgłosiłam. Oni to… olali. Zmieniali tylko opatrunek i odsyłali. I co ja miałam z tym dzieckiem robić? Szpital zawinił, a ty sobie matka rób z dzieckiem co chcesz – komentuje Ewelina Filipczyk.

- Dla mnie to był szok, tego dnia siostra chciała zrobić opatrunek samemu i zadzwoniła do mnie, że jest coraz gorzej z tymi nóżkami. Zwolniłem się z pracy, przyjechałem i zobaczyłem to dziecko leżące na łóżku i płaczące z bólu. Nogi wyglądały masakrycznie. Zadzwoniłem na pogotowie, nie byłem w stanie zawieźć Tomka samemu. Pogotowie oceniało Tomka na stan ciężki, dziecko bardzo źle się czuło, silne bóle miało. Stwierdzili, że zabierają, bo ewidentnie ktoś popełnił błąd podczas zabiegów - opowiada Bogdan Filipczyk, brat pani Eweliny.

- Gdyby nie mój brat, to nie wiem co by było z Tomkiem. Gdyby czekała do wieczora, to nie wiem jakie Tomek miałby nogi – dodaje pani Ewelina.

U chłopca stwierdzono poparzenia I i II stopnia. W karcie medycznej nie wskazano, co doprowadziło do tak rozległych oparzeń. Znalazła się za to sugestia, że dziecko mogło mieć kontakt z Barszczem Sosnowskiego. 

Tonie w obcych długach. Oszuści działali na masową skalę

- Pani pielęgniarka tak stwierdziła, że jak szliśmy na tramwaj, że tam niby ten Barszcz Sosnowskiego. Tylko to nie jest diagnoza postawiona przez lekarza, tylko przez pielęgniarkę. Tam jest napisane, że wynika to z „Z wywiadu z matką….”.  Ja tego nie powiedziałam. Pierwszy raz słyszę takie słowo Barszcz Sosnowskiego – mówi mama Tomka.

Według pani Eweliny to nieprawdopodobna hipoteza. Chłopiec przyjechał prosto ze szpitala do domu. Była burzowa pogoda. Dziecko nie przebywało na słońcu.

- Jak wróciliśmy do domu, to był ogromny deszcz i burza. Już wtedy miałem taką różową skórę. Poszedłem polać zimną wodą z prysznica i to też nic nie dało – mówi 8-letni Tomek.

Mailowo zapytaliśmy szpital, czy urządzenie, którym wykonywano zabieg zostało przebadane po całym zdarzeniu.

„Wszystkie urządzenia medyczne w Centrum Pediatrii im. Jana Pawła II w Sosnowcu Sp. z o.o. mają aktualne paszporty certyfikacyjne i są na bieżąco serwisowane. Urządzenia realizujące świadczenia medyczne na Oddziale Dermatologii są zupełnie nowe. Zastosowane leczenie jest zgodne z aktualnymi wytycznymi i zaleceniami w zakresie poszczególnych dyscyplin medycznych jak również są zgodne z bieżącą światową literaturą medyczną”  - brzmi odpowiedź Magdaleny Kaczmarzyk, asystent zarządu, Centrum Pediatrii w Sosnowcu.

Lekarz stwierdził, że trzeba usunąć. Ciąża była prawidłowa

- Nie wchodziłam z nim na naświetlania, tam jest pielęgniarka. Ale on został poparzony. Dlatego, że po tych naświetlaniach się robi taka skóra różowa. Widocznie nogi zostały poparzone – przekonuje pani Ewelina.

- My mówimy w tej chwili o dwóch źródłach. Mówimy o poparzeniu lampą UV, do tego dochodzi stwierdzenie, że to był Barszcz Sosnowskiego, a de facto to może być coś jeszcze innego. Szpitale używają niebezpiecznych dla skóry substancji odkażających i też nie wiadomo, czy nie doszło do uszkodzenia z tytułu użycia takiej substancji – ocenia radca prawny Jarosław Witkowski.

Rodzina chłopca ma nadzieję, że sprawa zostanie wnikliwie wyjaśniona. Pani Ewelina obawia się, że po tak rozległych oparzeniach na ciele dziecka pozostaną blizny. Kobieta samotnie wychowuje syna. W opiece nad chłopcem pomagają jej bracia i babcia.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX