Ubezpieczał pracowników, a oni ginęli. Może dostać 6 mln zł
Przedsiębiorca z Torunia ubezpieczył sześcioro pracowników w dziewięciu towarzystwach ubezpieczeniowych. Teraz Maciej B. może zgarnąć nawet 6 mln zł, bo czterech z nich nie żyje. Sprawą zainteresowała się prokuratura. Jak ustalili dziennikarze „Raportu” dwóch zmarłych przed zatrudnieniem było bezdomnymi.
To historia dziwnego wypadku i prokuratorskie śledztwo jakiego jeszcze w Polsce nie było. Śledztwo, które kilkanaście dni temu przejął wydział śledczy prokuratury wyższego szczebla, po tym jak dziennikarze Raportu zaczęli zajmować się sprawą.
Oficjalnie jednak w tym samym czasie to prokuratura okręgowa zwróciła uwagę na to śledztwo.
- Sprawa została przejęta do prowadzenia przez pierwszy wydział śledczy Prokuratury Okręgowej w Toruniu. Wyłapywane są takie sprawy, które ze względu na swój złożony charakter, rozwojowy charakter są przejmowane przez pierwszy wydział śledczy – informuje Jarosław Kilkowski, naczelnik I Wydziału Śledczego Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
Jest 28 listopada 2020 roku, chwilę po godz. 18. Do straży pożarnej dzwoni człowiek, który widzi w lesie palący się samochód. Zgłaszającego od razu dziwi miejsce, w którym doszło do wypadku.
- Po prostu widziałem, że wrak samochodu się pali. Strażacy powiedzieli, że tam są ludzie. Mieszkałem kilka kilometrów od tego miejsca. Generalnie, powiem szczerze, no... śmieszny łuk, nie? To taki delikatny łuczek i nie wiem, co tam się musiało stać, żeby z tego łuku wypaść. Jak żyję, jak sięgam pamięcią, to nie kojarzę, żeby tam był kiedykolwiek wypadek – opowiada.
Oszustka z Porsche Cayenne. Zabrała wózek dla niepełnosprawnych!
- Dwóch ludzi ginie w jego samochodzie. Daewoo Matiz na zakręcie wypada z drogi i pali się doszczętnie. Sorry, nie wierzę w takie przypadki – mówi informator „Raportu”.
W płomieniach ginie 25-letni Rafał Koczan i 45-letni Sławomir Ś. Na miejsce wypadku jedziemy z ojcem Rafała.
- Samochód zatrzymał się, a następnie zsunął z jakichś przyczyn w dół. Nie mógł uderzyć w drzewo, bo nie posiadał takich śladów, więc zakładam wersję, że stał. Mógł zostać zepchnięty – podejrzewa Andrzej Koczan.
Wnioski z autopsji pasażera i kierowcy samochodu nie są jednoznaczne. Lekarz przeprowadzający autopsję wpisuje następujące zastrzeżenie:
„Określenie bezpośredniej przyczyny zgonu w przypadku zwłok poddanych wysokiej temperaturze płomienia jest znacznie utrudnione, a niekiedy wręcz niemożliwe.”
13-latek zabił ojczyma. Miał stanąć w obronie matki
- Ciała zostały spalone, można było tylko określić, że prawdopodobną przyczyną śmierci był szok poparzeniowy. Jeden ze zmarłych miał złamane podudzie. Natomiast co do drugiego z panów, do dziś nie wiadomo czy miał jakieś uszkodzenia. Tak były zdeformowane, spalone ciała – tłumaczy Andrzej Pazdyga, pełnomocnik Andrzeja Koczana.
Kierowcę i pasażera samochodu ubezpieczył Maciej B., który w zeszłym roku zawarł polisy na życie dla sześciu swoich pracowników. Czworo z nich nie żyje.
- Ja to określam po prostu jako przypadek losowy – mówi Maciej B.
To właśnie samochodem należącym do B. jechali niedawno zatrudnieni pracownicy jego firmy, każdy z nich ubezpieczony aż w 9 towarzystwach. Co ciekawe Maciej B. siebie wskazał jako osobę, której w razie nieszczęścia należy wypłacić odszkodowanie
- Polisa wygląda tak, że suma ubezpieczenia to 100 tysięcy złotych. W przypadku śmierci w wypadku - to jest 200 tysięcy złotych. Najważniejsza rzecz: 9 firm ubezpieczeniowych. Przypomnę, że tych dwóch ludzi ginie w jego samochodzie – mówi informator Raportu.
Po śmierci Rafała Koczana do jego ojca zaczęły spływać pisma od kolejnych ubezpieczycieli.
Trąba powietrzna i grad wielkości kurzych jaj. Gigantyczne straty
- Obecnie zgłosiły się cztery takie firmy. W każdym jednym przypadku beneficjentem jest pan B. – podkreśla Andrzej Koczan.
Śledczy będą wyjaśniać czy Maciej B. przyczynił się w jakikolwiek sposób do wypadku swoich pracowników. Co ma do powiedzenia?
- To jest tragiczne wydarzenie i to jest jakieś szalone. Prokuratura zajmuje się tym w Chełmnie, myślę, że tam pytania trzeba złożyć. Ja byłem przesłuchiwany – tłumaczy.
Prokuratura prowadząca sprawę wypadku umorzyła ją uznając, że nie ma dowodów na działanie osób trzecich. Teraz jednak, na polecenie śledczych z Torunia, sprawa tego dziwnego wypadku jest ponownie analizowana.
Maciej B. stal się podejrzanym w tym śledztwie i usłyszał pierwsze zarzuty. Na razie dotyczą one fałszowania podpisów na dokumentacji ubezpieczeniowej Rafała Koczana i Sławomira Ś., którzy spłonęli w samochodzie.
Sam z niepełnosprawnymi synami. Urzędnicy odmawiają pomocy
W firmie Macieja B. w zeszłym roku zostało zatrudnionych 6 osób. Co najmniej dwie - w dziwnych okolicznościach, na parkingu przed jednym z kin w Toruniu. Mężczyzna twierdzi, że zajmowali się wyszukiwaniem nieruchomości, które można kupić.
Postanowiliśmy sprawdzić na ile pracownicy Macieja B. znali się na nieruchomościach
Andrzej Koczan twierdzi, że syn nie miał w tym żadnego doświadczenia. Żona Sławomira Ś. mówi podobnie.
Przed zatrudnieniem Rafała Koczana i Sławomira Ś., Maciej B zatrudnił dwie osoby - one również już nie żyją. Ludzi, którzy je znali odnaleźliśmy w schronisku dla bezdomnych mężczyzn w Toruniu.
Sześć lat walczy z byłym mężem o podział majątku. Dramatyczne sceny na polu
Informacja o tym, że przed śmiercią zostali pośrednikami zaskoczyła pracowników schroniska.
- No… brzydko powiem: nie wyglądali na fachowców w jakiekolwiek dziedzinie. Źle wyglądali po prostu. Generalnie rzecz biorąc, to były osoby, które były mocno uzależnione. Jeden to płyn do dezynfekcji nawet "łoił". Także aż do tego się posuwał. Taki alkoholik dobry był – słyszymy.
Nasuwa się pytanie czy dwóch bezdomnych alkoholików nie było w tej firmie słupami? To pytanie do Macieja B.:
Ci bezdomni mieli panu wyszukiwać te nieruchomości?
To jest nadużycie tutaj, używanie tego słowa.
Byliśmy w schronisku dla bezdomnych, gdzie wszyscy ich świetnie znają. Byli bezdomnymi, to wiemy na pewno.
Wie pan co, może w jednym przypadku.
Obie osoby to bezdomni, obie to alkoholicy. Nie byli specjalistami od nieruchomości.
No to nie wiem, jakie tutaj schronisko ma, że tak powiem... Może gdzieś się tam zawieruszyli i tak dalej.
Koszmarny wypadek na cmentarzu. Nagrobek spadł na dziecko
Według Prokuratury Okręgowej w Toruniu śledztwo w tej sprawie jest rozwojowe. Prokuratorzy nie wykluczają postawienia kolejnych zarzutów toruńskiemu przedsiębiorcy.
Reporter: Leszek Dawidowicz