Szokujący błąd. Gdy idzie do kuchni, wkracza na… teren sąsiada
Rafał Karwowski wydał niemal 100 tys. zł na remont domu w Piszu, który jego dziadkowie dostali od państwa dziesiątki lat temu. Gdy chciał sprzedać nieruchomość, okazało się, że niemal połowa budynku… stoi na działce sąsiada. Mężczyzna jest zdruzgotany. Prawo nie pozwala pozwać Skarbu Państwa za decyzję starszą niż 30 lat.
33-letni pan Rafał ze swoją 27-letnią żoną panią Katarzyną mieszka w Piszu w województwie warmińsko-mazurskim. Małżeństwo marzyło o kupnie mieszkania. Niestety dziś zamiast spełnionych marzeń są tylko kłopoty.
Państwo Karwowscy mieszkają w prawie 70-metrowym bliźniaku, zbudowanym w latach pięćdziesiątych. Pierwotnie należał do dziadków pana Rafała. W 1973 roku dziadkowie pana Rafała wykupili dom, a potem przepisali nieruchomość córkom.
- Tata po śmierci mamy zrobił akt notarialny, ja dostałam część i moja siostra, która później notarialnie zrzekła się, żebym dostała całość. Nie było wówczas żadnych wątpliwości – mówi Jolanta Karwowska, mama pana Rafała.
Agresja w klasie. Rodzice przestali posyłać dzieci do szkoły
Cztery lata temu właścicielem domu stał się pan Rafał. Z żoną przeprowadził generalny remont za prawie 100 000 złotych. Wszystko po to, by dom sprzedać.
- Pracy bardzo dużo, pieniędzy też, bo ten dom ma tylko dwie ściany murowane, reszta to trzcina i deski – mówi Rafał Karwowski.
Kilka tygodni temu znaleźli się chętni do kupna domu. Okazało się jednak, że sprzedać go nie można, bowiem jeden z pokoi i kuchnia stoją na ziemi należącej do sąsiadów.
- Dowiedzieliśmy się o tym, jak rzeczoznawca przyszedł wycenić dom i zobaczył na mapie, że nasza kuchnia i trzeci pokój nie należy do nas – opowiada Rafał Karwowski.
Stracił żonę i nowo narodzoną córkę. Po dwunastu latach zapadł wyrok
- Nie można tego wytłumaczyć, przecież jest akt notarialny z 1973 roku, wyraźnie w nim napisane, że są trzy pokoje, kuchnia, łazienka, wyszczególnione wszystko – zaznacza mama pana Rafała, pani Jolanta.
Rozmawiamy z córką sąsiada.
- Nic nie wiedziałam, byłam w szoku, że coś takiego w ogóle może być zrobione, taka pomyłka. Nikt się tym wcześniej nie zainteresował, nie dopatrzył tego – mówi kobieta.
Próbujemy u burmistrza Pisza ustalić, kto i kiedy popełnił błąd. Niestety burmistrz rozmawiać przed kamerą nie chce. Jak twierdzą państwo Karwowscy, na te pytania odpowiedzi również nie uzyskali.
Kuźnica. Migranci przy granicy. Co czują okoliczni mieszkańcy?
- Kto zawinił? Ci, co to stawiali, geodeta, notariusz? Nie mam pojęcia, wydaje mi się że on, na pewno nie my – twierdzi Katarzyna Karwowska, żona pana Rafała.
Sytuacja państwa Karwowskich nie jest łatwa. Walka o odszkodowanie będzie niemożliwa. A o sprzedaży domu na długo muszą zapomnieć.
- W sytuacji upływu trzydziestu lat od wydania decyzji nie wszczyna się postępowania w tym zakresie. Najlepszym wyjściem byłoby porozumienie się, zawarcie ugody z drugą stroną i oczywiście zapłatę sąsiadowi za część jego ziemi, bądź starać się o zasiedzenie tej części gruntu - mówi radca prawny Adrianna Kobylarczyk z kancelarii „Graś i Wspólnicy”.