Koszmarny wypadek w pracy. Pięć lat czeka na odszkodowanie
- Gdybym sam nie wyrwał stopy, zmieliłoby mnie całego – przyznaje 34-letni Łukasz Ostrowski, który pięć lat temu uległ koszmarnemu wypadkowi w pracy. Wysłany do naprawy, wpadł do urządzenia mielącego węglowy miał i stracił nogę. Sąd uznał winę bezpośredniego przełożonego mężczyzny. Trwa trudna walka o odszkodowanie.
Mija pięć lat od tragedii pana Łukasza. Mężczyzna pracował w fabryce węgla drzewnego i brykietu w Wałczu na Pomorzu Zachodnim. Kiedy jedna z maszyn zapchała się miałem, przełożony wysłał go, aby ją udrożnił. Nagle mężczyzna pośliznął się i wpadł do urządzenia mielącego.
- 4 grudnia 2016 roku wydarzył się wypadek. Przenośnikami ślimakowymi miał leciał na brykieciarnię. Doszło do zatoru w zbiorniku. W wyniku wypadku przenośnik ślimakowy wciągnął mi nogę. Została zmielona i zmiażdżona. Gdybym sam nie wyrwał stopy, zmieliłoby mnie całego – opowiada Łukasz Ostrowski.
Ścigają dłużnika czy dłużniczkę? Marcin P. już dwa razy zmienił płeć
34-letni niepełnosprawny mężczyzna do dziś nie może pogodzić się z tragedią. Dzięki zorganizowanej zbiórce zakupiono dla niego protezę. Pan Łukasz mieszka wraz mamą na czwartym piętrze bloku bez windy. Pracuje w pralni Zakładu Aktywności Zawodowej w Wałczu, który zatrudnia osoby niepełnosprawne.
- To jest służbowe, wojskowe mieszkanie. Syn może tu mieszkać, dopóki ja żyję. Gdy umrę, będzie musiał się wynieść, bo takie jest prawo – przyznaje Danuta Pietrykowska.
Prokuratura uznała, że winę za tragedię ponosi pracodawca. Oskarżyła bezpośredniego przełożonego pana Łukasza. Sąd karny potwierdził ustalenia śledczych.
- Sprawa karna zakończyła się prawomocnie. Zarzuty miał postawione mistrz zmianowy, który odpowiadał za organizację pracy. Ustalono, że był niewłaściwy nadzór, niewłaściwe szkolenia w zakładzie pracy, a ten transporter ślimakowy nie miał zabezpieczeń. Nie stałaby się ta tragedia, gdyby było zabezpieczenie tego transportera – informuje Sławomir Przykucki z Sądu Okręgowego w Koszalinie.
Spełnione marzenie braci. Pomogli widzowie Interwencji
- Mistrz zmianowy był przełożonym pana pokrzywdzonego. Zarzucono mu, że nie przeprowadził szkolenia i wysłał pana Łukasza, który pracował na stanowisku brykieciarza, aby udrożnił lej. Oskarżony, jako bezpośredni przełożony, powinien dbać o bezpieczeństwo – dodaje Ryszard Gąsiorowski z Prokuratury Okręgowej w Koszalinie.
Poszkodowany mężczyzna ma żal do byłego pracodawcy. Twierdzi, że awarie zdarzały się często, a prowizoryczne naprawy były akceptowane przez przełożonych.
Odwiedziliśmy fabrykę brykietu, w której doszło do wypadku, ale jej przedstawiciele nie zdecydowali się na rozmowę z nami.
- W raportach zmianowych cały czas pisaliśmy, że były zatory. Naprawa maszyny skutkowałaby przestojem i nie byłoby produkcji. Pracodawca na początku wymigiwał się. Nachodzili mnie, żebym tylko nie złożył papierów do sądu – wspomina pan Łukasz.
Zmarł dwa dni po zabiegu. Winią szpital
- Obiecywali, że kupią protezę, że będą pomagać. Nie kupili. Powinni wziąć to na klatę, pracował sumiennie, nie brał zwolnień… Te pieniądze by mu się przydały, ja wiecznie żyć nie będę, nie będę wiecznie pomagać – mówi Danuta Pietrykowska, mama pana Łukasza.
Do tej pory do naszej redakcji nie wpłynął żaden komentarz ze strony pracodawcy. Przed koszalińskim sądem toczy się proces cywilny o odszkodowanie i rentę dla pana Łukasza. Nie wiadomo jendnak, kiedy sprawa się zakończy.
- Wnioskujemy o rentę i zadośćuczynienie od ubezpieczyciela zakładu pracy. Jeśli chodzi o zadośćuczynienie to kwota 245 tysięcy złotych. To analiza okoliczności, jak poszkodowany żył przed wypadkiem i jak jego życie zmieniło się. Renta, o którą wnioskujemy, to 2 tysiące złotych – informuje Anna Wichlińska, pełnomocnik pana Łukasza.
Biją na alarm. Niebezpieczne incydenty przy powrotach ze szkoły specjalnej
Przedstawiciel ubezpieczciela - TUiR Warta odmówił komentarza w sprawie „ze względu na obowiązującą tajemnicę ubezpieczeniową oraz toczący się w sądzie proces”.
- Cały czas potrzebuję rehabilitacji, żeby nie było przykurczy, pieniądze przydałyby się na zakup lepszej protezy – przyznaje pan Łukasz.