Zginął po ciosach przed dyskoteką. Ochroniarz odzyskał wolność
Bliscy 32-letniego Tomasza Mockało są oburzeni decyzją sądu, który wypuścił z aresztu ochroniarza klubu nocnego w Lubaniu, mimo ciążących na nim poważnych zarzutów. Przemysław J. miał uderzyć pan Tomasza pięścią w głowę, w efekcie czego upadł on na chodnik i zmarł.
W nocy z 16 na 17 października tego roku w jednym z nocnych klubów w Lubaniu na Dolnym Śląsku bawił się 32-letni Tomasz Mockało. Był z bratem i znajomymi.
Około godziny trzeciej w nocy grupa ludzi, w której był pan Tomasz, pomagała wsiąść do auta nietrzeźwemu koledze. Wtedy doszło do kłótni z ochroniarzem zatrudnionym w klubie. Przemysław J. miał uderzyć pana Tomasza pięścią w głowę. Mężczyzna upadł na chodnik.
- Gdy wybiegłem z klubu, brat leżał. Był nieprzytomny, nie dawał żadnych oznak życia. Sprawdziłem bratu tętno, to miał już tak 50-40 procent normalnego tętna – opowiada Paweł Mockało.
Koszmarny wypadek w pracy. Pięć lat czeka na odszkodowanie
Pan Tomasz zmarł w szpitalu. Brat, z którym bawił się tego wieczoru w klubie, twierdzi, że nie był on agresywny.
- Chcieli kolegę po prostu zapakować do auta, bo przyjechała po niego narzeczona. Stawiał opór, nie chciał kończyć imprezy, nie chciał jechać do domu. Szarpali się z nim i w wyniku tej szarpaniny pojawił się tam ochroniarz. Brat zrobił taki gest w kierunku ochroniarza, położył tak jakby rękę na klatce piersiowej, że sami sobie dadzą radę. No i w tym momencie ochroniarz wymierzył ciosy w stronę brata – mówi Paweł Mockało.
Jak udało nam się ustalić, ochroniarz klubu - Przemysław J. w przeszłości trenował sztuki walki i brał udział w zawodach.
- Biegły, który przeprowadził sekcję w tej sprawie i będzie wydawał ostateczną opinię, już w opinii wstępnej wskazał, że według niego nie ma żadnych wątpliwości, że przyczyną zgonu pokrzywdzonego były obrażenia spowodowane ciosem zadanym konkretnie przez Przemysława J. Dopiero po uzyskaniu tej informacji prokuratura przedstawiła mu zarzuty i skierowała wniosek o tymczasowe aresztowanie – informuje Tomasz Czułowski z Prokuratury Okręgowej w Jeleniej Górze.
Zajmuje się niepełnosprawnym szwagrem. Bez szans na wsparcie państwa
- Prokurator powiedział, że w wyniku uderzenia zrobił się krwiak, w wyniku drugiego uderzenia krwiak się rozlał i nie było szans na ratunek – opowiada Paweł Mockało.
- Prokurator powiedział nam, że są na niego twarde dowody. A po zażaleniu obrońcy, on po trzech tygodniach z tego aresztu wyszedł, nie zastosowano w zamian żadnego środka zapobiegawczego – dodaje Wioleta Mockało-Piszczek, siostra pana Tomasza.
Przemysław J. usłyszał zarzut spowodowania ciężkiego uszczerbku na zdrowiu, którego skutkiem był zgon. I choć grozi mu nawet dożywocie, to dziś jest na wolności. Sąd Okręgowy w Jeleniej Górze uchylił areszt, bo - jak dowiedzieliśmy się nieoficjalnie - rozważa, czy ochroniarz nie działał w obronie własnej.
- Na pewno zdumiewające jest to, że osoba, która dopuściła się takiego czynu, wobec której zostały postawione tak poważne zarzuty, opuściła areszt. Tym bardziej, że toczy się całe postępowanie. A więc ta osoba może w jawny sposób wpływać na jego tok. Może spotykać się ze świadkami, wpływać na ich zeznania – ocenia dr Wojciech Marek Kasprzyk, pełnomocnik rodziny zmarłego.
Spełnione marzenie braci. Pomogli widzowie Interwencji
Przemysław J. nie kontaktował się z rodziną zmarłego, ale jego znajomi z klubu wysyłali SMS-y do siostry i matki pana Tomasza.
- Że zaprasza na godzinę 21:00 do klubu, bo ma niespodziankę dla mnie – opowiada Beata Mockało, mama pana Tomasza.
O wiadomości kierowane pod adresem rodziny przez osoby związane z klubem zapytaliśmy jego przedstawicieli. Zaprzeczają, że ich intencją było grożenie rodzinie.
Świadkowie zdarzenia, z którymi się skontaktowaliśmy, albo zaprzeczali, że widzieli zajście, albo otwarcie mówili, że boją się o sprawie rozmawiać.
- To były dwa uderzenia. Powiem tak: jak ten chłopak, ten ochroniarz gdzieś tam jeździ na zawody MMA i tak dalej, to pewnie ma siłę, żeby zadać tak mocny cios – mówi jeden ze świadków.
Tragiczny finał poszukiwań. Pani Monika nie żyje
Ochroniarz Przemysław J. kilka dni po wyjściu z aresztu znów pojawił się przed dyskoteką. Odmówił wypowiedzi przed kamerą.
- Ten człowiek zabrał nam wszystko, wyrwał nam serce. Codziennie jest tylko płacz, codziennie jest cmentarz, codziennie są oglądane brata zdjęcia – podsumowuje Wioleta Mockało-Piszczek, siostra pana Tomasza.
W oświadczeniu przesłanym przed emisją materiału przez właścicieli klubu czytamy, że ich zdaniem zajście było nieszczęśliwym wypadkiem, a dowody wskazują na niewinność Przemysława J. Fakt, że oskarżony ochroniarz mimo poważnych zarzutów, nadal pojawia się w klubie, tłumaczą współorganizowaną przez niego imprezą charytatywną. Z kolei manager dyskoteki podkreśla, że same zarzuty postawione Przemysławowi J. nie przekreślają go jako współpracownika klubu.