Elektryczne grzejniki nabijają rachunki. Węglem palić zakazano
Marzną, choć mają piwnice pełne węgla. Lokatorzy jednej z prywatnych kamienic w Lublinie dowiedzieli się, że z dnia na dzień muszą przejść na ogrzewanie elektryczne, na które ich nie stać. Rodziny zainwestowały w zakup węgla po ok. 4 tys. zł, ale go nie spalą z powodu awarii… wszystkich kominów.
W budynku mieszkają cztery rodziny. Większość lokatorów, tak jak 85-letnia pani Józefa Kokosińska, utrzymuje się z najniższych emerytur.
- W skrzynkę włożyli pismo, że nie wolno palić. Nie wiem, co teraz. Z tego zimna spryszczona jestem. Tak sobie „dogodziłam” w święta. W ubraniu siedziałam i spałam w ubraniu, bo tam nie dało się wcale siedzieć – opowiada.
Inny lokator - Zbigniew Soboń - kupił grzejnik olejowy. - Przez sześć dni naciągnął mi tyle prądu, co całe mieszkanie przez miesiąc – podkreśla.
Wraz z żoną mieszka w czterdziestometrowym mieszkaniu, które było ogrzewane kaflowym piecem. Już w październiku zawiadamiał administrację kamienicy o problemach z kominem.
- Przyjechał kominiarz i stwierdził, że nie może przepchać komina. Drugiego listopada napisałem pismo do administracji, że proszę o niezwłoczne działanie w sprawie udrożnienia kominów, że jedynym źródłem naszego ogrzewania jest piec kaflowy. Nie było żadnego odzewu przez jakiś tydzień. Zadzwoniłem do pani prezes i usłyszałem, że oni mają w okresie zimowym trzydzieści dni na odpowiedź – relacjonuje Soboń.
Zimne kaloryfery i woda. Spółdzielni nie stać na zakup węglażka
Inni lokatorzy o zakazie palenia w piecach kaflowych dowiedzieli się później. Nie rozumieją, dlaczego zakaz dotyczy wszystkich mieszkańców. Każda z rodzin korzysta z osobnego komina. Za węgiel zapłacili po prawie 4 tysiące. Ogrzewanie prądem to dwukrotnie wyższe koszty.
- Ludzie! Żeby ogrzewanie na prąd podłączyć, to trzeba mieć do tego warunki. A nie: mieszkanie nieocieplone, 3,30 m wysokości i oni nam zakładają prąd. Nam cieknie woda po ścianach, leje się. Pleśń ściągamy ścierką, jak jest sucha. Całą dobę chodzi osuszacz powietrza. I pokazuje jaka jest wilgotność. Teraz 71… Jak się napaliło, to piec kaflowy trzymał ciepło dwa dni – opowiadają Irena i Jan Fabianowie.
Państwo Fabianowie mieszkają w kamienicy od 1976 roku. Budynek był w zasobach miasta. Od czterech lat nie są lokatorami komunalnymi, ale do dziś ani oni, ani ich sąsiedzi, nie mają podpisanej umowy z nowym właścicielem budynku.
Współwłaściciel budynku tłumaczy, że lokatorzy „nie powinni tam w ogóle mieszkać”.
- Tylko litując się nad nimi, nikt ich nie pogonił. Zapewni się im ogrzewanie takie, jakie będzie możliwe i tyle mogę powiedzieć. Z tego, co wiem, tym zajmuje się spółdzielnia, która zarządza budynkiem. Proszę skontaktować się ze spółdzielnią – mówi.
Zapomniana przez system? Po złamaniu nogi nie wstaje z łóżka
Spółdzielnia nie zamierza wycofać się z decyzji.
„Podjęliśmy próby naprawy/wymiany przewodu kominowego, jednak okazało się to niemożliwe w szybkim czasie. (…) Mając na względzie opinię kominiarza o pozostałych przewodach kominowych, właściciel nieruchomości podjął decyzję o zmianie sposobu ogrzewania lokali. (…) Powstałą sytuację należy traktować jako awaryjną (…) podjęte decyzje są nieodwracalne” – przekazała Beata Piasecka z Zakładu Obsługi Nieruchomości ADMINA.
Wynajem w pandemii. Nieuczciwych lokatorów nie można eksmitować
- Administracja tak naprawdę nie robi nic. Jedyne co, to wysyła pisma, by odciąć piece, bo przechodzimy na ogrzewanie elektryczne. Patrząc na to, gdzie jest ta kamienica, jak duża jest ta działka i co można by na tej działce postawić w momencie, gdy ludzi tam nie będzie, to nie dziwi mnie to, jak to się załatwia – komentuje redaktor Agnieszka Mazuś z „Dziennika Wschodniego”.