Tragiczny pożar. Sześć rodzin straciło cały dorobek życia
Dramat sześciu rodzin z miejscowości Smogóry. Pod koniec roku pożar doszczętnie strawił budynek. Wśród pogorzelców są osoby starsze oraz matka samotnie wychowująca sześcioro dzieci. Czego nie strawił ogień, zostało zalane podczas akcji gaśniczej. Ludzie zostali bez dachu nad głową, a spalony budynek grozi zawaleniem. Pogorzelcy chcą go odbudować.
17 grudnia 2021 roku w miejscowości Smogóry koło Słubic doszło do groźnego pożaru. W ogniu stanął budynek, w którym mieszkało sześć rodzin. W efekcie bez dachu nad głową zostało dziewiętnaście osób. Wsród nich jest pani Anna, która samotnie wychowuje sześcioro dzieci. Mieszkanie kobiety spłonęło doszczętnie.
- Weszłam do pokoju, zobaczyłam tylko szafę, jak się pali. Wybiegliśmy na zewnątrz tak, jak spaliśmy: w piżamach, bez kapci, bez niczego. W pokojach zostały same dziury, ani podłóg, ani sufitu, wszystko poszło z dymem. Teraz mieszkamy u siostry chłopaka. Udostępnili nam mieszkanie, ale jest ciężko – przyznaje pani Anna Wodnicka.
- Pustka została, miałam pokój, ledwo co po remoncie zrobiony. Wszystko spłonęło. Ciężko jest się pogodzić z tym, że wszystko spłonęło i nic nie mamy – dodają Aneta i Daniel, dzieci pani Anny.
Elektryczne grzejniki nabijają rachunki. Węglem palić zakazano
- Przyjechałam na miejsce, jak gasili. Straże, pożar, a pod płotem widzę kiwającą się osobę, w szlafroku. I kiwa się, wykonuje ruchy sieroce. To była mama tych sześciorga dzieci. Była w szoku, w rozsypce. Ona samotnie wychowuje dzieci w wieku od 2 do 17 lat – wspomina Beata Wieczorek, sołtys wsi Smogóry.
Dach nad głową stracili też rodzice pani Anny. Swoje mieszkanie mieli z drugiej strony spalonego budynku.
Dziewiętnaście osób w zaledwie kilka minut straciło dosłownie wszystko. Gmina wypłaciła każdej z poszkodowanych rodzin po półtora tysiąca złotych.
- Koło 10:00 zaczęło się to wszystko. W nocy to byśmy nie zdążyli nawet uciec. Płomienie ognia były niesamowite. Jęzory szły raptownie – opowiadają mieszkańcy.
Szykowali tony ryb na sprzedaż. Cztery dni przed Wigilią stracili wszystko
- Pożar był poważny, groźny, szybko się rozwijający z powodu drewnianej konstrukcji budynku. Nie wiemy, jaka była jego przyczyna – słyszymy od Michała Borowego z Państwowej Straży Pożarnej w Słubicach.
- Nie mamy gdzie mieszkać, wszyscy jesteśmy w takiej sytuacji. Wszyscy mieszkamy po rodzinach. Nikt nie ma stałego kąta. Te rzeczy, które zostały uratowane, są do wyrzucenia, bo są przesiąknięte spalenizną – mówią mieszkańcy.
Ogień strawił także mieszkanie strażaka - pana Michała. Kiedy wybuchł pożar, stan zdrowia uniemożliwiał mu udział w akcji gaśniczej. Mimo to mężczyzna wynosił zarówno ze swojego mieszkania, jak i sąsiadów butle z gazem, żeby nie doszło do wybuchu. Spotykamy się z nim w szpitalu w Świebodzinie.
- Jak zobaczyłem, że się pali, to mętlik w głowie. Nie mogłem brać czynnego udziału w akcji, bo jestem po wypadku samochodowym. Dzień pożaru był pierwszym tygodniem, kiedy chodziłem bez kuli. Moje życie wywróciło się totalnie, na tę chwile jestem na rehabilitacji, wiem, że noga jest krótsza o ponad cztery centymatry – tłumaczy Michał Choiński, poszkodowany mieszkaniec, strażak OSP.
Zimne kaloryfery i woda. Spółdzielni nie stać na zakup węgla
Jak się okazuje, zakład energetyczny nie odłączył od razu prądu w płonącym budynku. A to nie ułatwiało strażakom gaszenia pożaru. Na jednym z filmów widać charakterystyczne rozbłyski podczas prowadzonej akcji. Dziś 120-letni budynek grozi zawalaniem. Nikt nie może w nim przebywać.
- Strażacy dawali z siebie wszystko… Mimo tego, że prąd nie był odłączony, starali się gasić – mówi Michał Choiński, poszkodowany mieszkaniec i strażak.
- Cały budynek jest do remontu. To, czego nie pochłonął ogień, zalała woda. Nie jest to luksusowa willa. Jest to stara, poniemiecka chatka – przyznaje Beata Wieczorek, sołtys wsi Smogóry.
Miejscowa sołtys zorganizowała akcję pomocy. Mieszkańy wypełnili wiejską świetlicę odzieżą, pościelą, środkami czystości oraz jedzeniem z długim terminem ważności. Jednak pogorzelcy apelują o pomoc w zbiórce pieniędzy na odbudowę zniszczonego budynku.
- Na dzisiaj szacowana kwota odbudowy, to 700 tysięcy zł. To ogromna kwota – mówi sołtys Beata Wieczorek.
- Prosimy ludzi dobrego serca, żeby pomogli nam, pogorzelcom. Nie jesteśmy w stanie tego sami udźwignąć – apelują mieszkańcy budynku.
- Bez pomocy ludzi nie damy rady wyremontować tych mieszkań, dachu, wszystkiego. Błagam ludzi dobrej woli o pomoc dla mnie i sąsiadów, żebyśmy mogli do domów wrócić – dodaje Anna Wodnicka.
Jeżeli chcą Państwo pomóc pogorzelcom, prosimy o kontakt z redkacją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl