Odrzuciła spadek po mężu, ale tonie w jego długach
Choć 75-letnia Anna Mąka z Gdańska w ustawowym terminie odrzuciła spadek po mężu, z którym od dawna nie mieszkała i przez całe życie miała z nim rozdzielność majątkową, to tonie w jego długach. Kobieta ze skromnej emerytury spłaca już zaległy czynsz za jeden lokal i dostaje wezwania do zapłaty od kolejnej spółdzielni. Jak to możliwe?
Pani Anna Mąka z Gdańska napisała błagalną prośbę o pomoc do naszej redakcji. Czterdzieści pięć lat temu wyszła za mąż. Małżonkowie mieli rozdzielność majątkową. Z czasem wspólne życie pod jednym dachem stało się niemożliwe. Mieszkali w rożnych miastach. Kiedy w 2014 roku mąż zachorował, poprosił żonę o pomoc.
- Mąż zachorował na rozsianą chorobę nowotworową. Jak się dowiedziałam, to na jego prośbę pojechałam do niego do Redy, bo tam on się znajdował. Tam miał mieszkanie. Nie pytałam, czyje to mieszkanie. Przyjechałam do kogoś i miałam się pytać czyj lokal? Po prostu był chory i opiekowałam się – mówi Anna Mąka.
Kamienica jak tykająca bomba. Obok straszy szkielet budynku
Kiedy pani Anna pomagała mężowi, okazało się, że mieszkanie jest spółdzielcze. Od 2004 roku mąż kobiety miał duże zaległości w płaceniu czynszu - ponad 30 tysięcy zł. W 2015 roku zmarł. Spółdzielnia oddała sprawę do sądu żądając zapłaty zaległości czynszowych od pani Anny. Kobieta sprawę przegrała.
- Widzieli, że ja tam się kręcę, a pozwy składali o te długi, więc oczywiście jako żonę mnie podawali. Oddałam tę sprawę do adwokata, bo przecież byłam niewinna. Przegrałam ze względów formalnych, bo mecenas nie napisał w terminie, nie napisał w dwóch czy tam iluś egzemplarzach pism – tłumaczy Anna Mąka.
Małżonkowie zawsze mieli rozdzielność majątkową, ale jak twierdzi radca prawny Michał Kozicki, który teraz reprezentuje panią Annę, dla spółdzielni nie ma to znaczenia.
- To nie ma nic wspólnego z rozdzielnością majątkową. Jak ja bym mieszkał z panem Stanisławem, również byłbym pozwany. To chodziło o to, że spółdzielnia twierdziła, że pani Anna tam mieszka, a nie mieszkała – mówi.
Jak tłumaczy, fakt, że pani Anna musi spłacać dług, mimo że lokalu nie zajmowała, wynika z błędu pełnomocnika, który wcześniej ją reprezentował. - Sąd zobowiązał mecenasa do uzupełnienia braków formalnych przez złożenie odpisu pisma i złożenie sprzeciwu na formularzu urzędowym. I pan mecenas, z tego co pamiętam, zamiast wysłać to do sądu, wysłał do strony przeciwnej w określonym terminie. Sąd uznał, że nie wykonał swojego zobowiązania. Oczywiście pan mecenas złożył zażalenia. Ale sąd drugiej instancji uznał, że błąd leży po stronie prawnika i nie widział tutaj żadnej możliwości wzruszenia tych czynności – opowiada Michał Kozicki, radca prawny, reprezentujący panią Annę.
Gdy pytamy, czy sprawa była do wygrania, gdyby nie błąd ówczesnego mecenasa, odpowiada:- Zdecydowanie tak. Bezwzględnie.
Wyprowadzka albo wykup. Walczą o rodzinny dom dziecka
Były pełnomocnik nie chce komentować sprawy. - Ja nie czuję się winny. Ja chyba nie chcę rozmowy kontynuować – odpowiada, gdy próbujemy namówić go na rozmowę przed kamerą.
- Niestety, pan adwokat ma kancelarię, nie wiem, jak tam mu idzie, ale wiem, że ma. A ja, ofiara, muszę płacić za nie swoje długi. Robię to od 2018 roku, z emerytury mi odcinają – komentuje Anna Mąka.
- Kwota roszczenia głównego to 31 tys. zł plus koszty postępowania, plus odsetki. Podejrzewam, że będzie to około 50 tys. zł, jak nie więcej – szacuje dług radca prawny Michał Kozicki.
Zaufała opiekunowi. Ukradł jej kilkadziesiąt tysięcy złotych
To jednak nie koniec ogromnych kłopotów pani Anny. Po śmierci męża natychmiast w ustawowym terminie odrzuciła spadek w całości. Problem w tym, że wejherowski sąd do tej pory sprawy spadkowej nie zakończył. W 2018 roku nagle inna spółdzielnia mieszkaniowa z Wejherowa zaczęła wysyłać do pani Anny wezwania do spłaty zaległości czynszowych. Okazało się, że mąż miał dwa mieszkania. Sprawa jest w sądzie.
- Gdyby sąd zakończył sprawę i uznał odrzucenie spadku po mężu, spółdzielnia mieszkaniowa w Wejherowie nie miałaby żadnych podstaw, żeby kierować jakiekolwiek roszczenia w stosunku do pani Anny. Postępowania sądowe w Polsce trwają zdecydowanie za długo. Dlaczego tak się dzieje, nie mam pojęcia, naprawdę – mówi radca Michał Kozicki.
Niestety do tej pory nie otrzymaliśmy odpowiedzi od rzecznika sądu, dlaczego sprawa spadkowa tak długo trwa. Pani Anna jest już u kresu swojej wytrzymałości psychicznej.
Poproszona o komentarz spółdzielnia w Wejherowie, wystosowała pismo, w którym podkreśliła, że „do czasu wydania przez Sąd Rejonowy w Wejherowie prawomocnego postanowienia stwierdzającego kto nabył spadek po zmarłym, to spadkobiercy ustawowi są osobami, względem których Wejherowska Spółdzielnia Mieszkaniowa podejmuje czynności windykacyjne.”
Auta do kasacji po wjeździe na… cmentarz
- Pracowałam solidnie za marną pensję jako pielęgniarka, pomagałam ludziom. A dzisiaj nikt mi nie pomoże. To jest najbardziej przykre. Jestem ofiarą złego prawa lub złego interpretowania prawa. Nie wiem czego. Ale czuję się jak ofiara, bo nic złego nie zrobiłam, a taką karę ponoszę – mówi Anna Mąka.
- Kiedy zakończy się sprawa nabycia spadku i sąd stwierdzi, że pani Anna nie jest spadkobiercą, to wszystkie sprawy zostaną oddalone - podsumowuje radca prawny Michał Kozicki.