Samochodowi oszuści. Stracił 80 tys. zł
35-letni Łukasz Plis z Hajnówki zamienił swoje warte 80 tys. zł auto na Renault Trafic, oferowane przez Anitę B. z Łodzi. Kobieta przedstawiła faktury wykupu auta of firmy, która wcześniej miała je w leasingu. Po roku mężczyzna samochód stracił, bo okazało się, że leasing nie został spłacony.
Łukasz Plis jest rolnikiem, ma niewielkie gospodarstwo. Dwa lata temu chciał kupić dostawcze auto potrzebne mu do pracy.
- Przewozimy sporo rzeczy, do tego dwójka dzieci, takie większe auto było praktyczne - mówi.
Pan Łukasz długo szukał auta poprzez portale internetowe. Znalazł Renault Trafic. Auto pierwotnie należało do firmy z Warszawy, która wzięła je w leasing. A od firmy wykupiła je mieszkanka Łodzi - Anita B.
- To auto było wzięte w leasing jako nowe przez firmę z Warszawy, następnie ta firma w jakiś sposób przekazała własność, tak to wyglądało z faktur, Anicie B. – opowiada pan Łukasz.
- By sprzedać auto wzięte w leasing, musi być przede wszystkim zgoda leasingodawcy, bo trzeba pamiętać, że to on jest właścicielem do momentu spłaty całkowitej danej ruchomości – zaznacza radca prawny Przemysław Ligęzowski.
Dostał mieszkanie i pozywa babcię. Chce 15 tys. zł
Panu Łukaszowi Anita B. przedstawiła faktury wykupu auta od warszawskiej firmy. Następnie doszło do transakcji bezgotówkowej, gdyż pan Łukasz w rozliczeniu oddał swoje stare auto warte 80 tysięcy złotych. Nowy zakup nie wzbudzał żadnych jego podejrzeń.
- Przebieg potwierdzony w CEPiK-u, wszystko pasowało, dokumenty były od poprzedniego właściciela, wydawałoby się, że wszystko gra. W dowodzie rejestracyjnym był wpisany bank, ale nie wzbudziło to moich podejrzeń, bo poprzednie auto kupiłem też z leasingu i też w dowodzie był bank – opowiada rolnik.
Pan Łukasz auto bez problemu zarejestrował, naprawiał w autoryzowanym serwisie i jeździł nim przez rok. Niestety w lipcu ubiegłego roku prokuratura nakazała mu samochód oddać. Okazało się bowiem, że leasing nie został spłacony i bank upominał się o swoje.
- Dostaliśmy w lipcu pismo z prokuratury, że bank zgłosił to auto jako utracone. Nikt nie patrzył, co było po drodze, kto jest winny, tylko najprościej było auto znaleźć i zabrać – komentuje Łukasz Plis.
Trzebnica może przyjąć 300 uchodźców, ale budynki świecą pustkami
Sprawą nieuczciwej firmy, która miała samochód w leasingu, zajęła się prokuratura. I choć pan Łukasz jest pokrzywdzony w tej sprawie, to auto i pieniądze stracił.
- W przedmiotowej sprawie sporządzono akt oskarżenia skierowany przeciwko mężczyźnie, któremu zarzucono przywłaszczenie rzeczy ruchomych, czyli czterech samochodów o łącznej wartości o około 430 tysięcy złotych. Mamy postępowanie karne wobec prezesa spółki, ale mamy kolejną osobę, która sprzedała panu Łukaszowi auto i która tak naprawdę też posiadała auto w sposób niewłaściwy. Prowadzone jest postępowanie i jeśli chodzi o szczegóły tego postępowania, nie mogę ich przekazać – informuje Aleksandra Skrzyniarz z Prokuratury Okręgowej w Warszawie.
Budowlaniec oszust? Mieszkanie po remoncie stało się ruiną
Próbowaliśmy dotrzeć do firmy. Pod wskazanym adresem na fakturach znajduje się prywatne mieszkanie, a zastane w nim osoby twierdzą, że nie mają nic wspólnego z firmą.
Jedziemy też do Łodzi, do Anity B., która sprzedała auto panu Łukaszowi. Kobieta mówi, że nic wie o niespłaconym leasingu.
- Ja to auto stracę, to już jest pewne. Jakichkolwiek roszczeń mogę się domagać od osoby, od której kupiłem auto, czyli Anity B., ale szczerze mówiąc wątpię, bym odzyskał te pieniądze – podsumowuje pan Łukasz.