Rzucił się z nożem na dziecko. Szokujący atak przed szkołą
Szokujący, krwawy atak na dziecko przed szkołą podstawową w Bielsku-Białej. Chory na schizofrenię 41-letni Arkadiusz D. rzucił się z nożem na 12-latkę. Dziewczynka w ciężkim stanie leży w szpitalu, życie zawdzięcza będącemu w pobliżu taksówkarzowi.
Do dramatu doszło w czwartek 5 maja około godziny 13:00, przed szkołą podstawową nr 22. Arkadiusz D. zadał 12-latce ciosy nożem kuchennym.
- Śniadanie mi zrobił, herbatę, pocałował mnie czule i wszystko było w porządku. Powiedział, że idzie robić zakupy na obiad – opowiada żona mężczyzny.
Jak mówi, we wrześniu para wzięła ślub. - A znamy się od kwietnia. Jeździliśmy do rodziny i wszystko było w porządku, lubił się bawić z Wojtkiem, moim wnukiem. Nie wiem co się z nim stało w tym dniu – dodaje.
Zabił nożem sąsiada. Według biegłych był niepoczytalny
Dotarliśmy do naocznych świadków zdarzania.
- Jak podchodził to już "dziczał", tak się dziwnie zachowywał, skakał jak te dzieci, co grają w kostki. Skręcił, podchodził do szkoły, dalej skacząc. W pobliżu była dziewczynka, wyciągnął nóż. Widziałam, że on jest chyba jakiś psychiczny – opowiada mieszkanka Bielska-Białej.
- Usłyszałem przeraźliwy krzyk i zobaczyłem jak pewien mężczyzna, po prostu, bije drugiego człowieka. Nie wiedziałem wtedy, czy to jest mężczyzna, kobieta czy dziecko. Przeskoczyłem barierkę, odepchnąłem go i dopiero wówczas zobaczyłem, że to dziewczynka, cała we krwi, krzyczała. A ten człowiek po prostu ze stoickim spokojem powiedział: "proszę sobie dzwonić na policję, nie mam nic do ukrycia". Patrzyłem w jego oczy i widziałem, że coś z nim jest nie tak – relacjonuje pan Andrzej, taksówkarz, który uratował życie zaatakowanej dziewczynce.
- Widziałam, też, co on później robił w radiowozie. Nie mogli sobie z nim dać rady, bo przykute miał nogi do kraty, kopał nogami. Jak on dziczał, co się tam, w tym samochodzie robiło… - wspomina kobieta będąca świadkiem zdarzenia.
Niepełnosprawne dzieci i zabójcza dla zdrowia wilgoć
Żona Arkadiusza D. potwierdza, że leczy się on psychiatrycznie na schizofrenię. - Nic nie było widać, bo rozmawiał ze mną, czuły był, kochający, troskliwy. O chorobie dowiedziałam się, gdy dostał pierwszego ataku. Uciekał z domu po prostu, nie wracał na noc. Nic takiego nie było, żeby krzywdzić ludzi. Zawsze byłam blisko niego, zawsze byłam jego oczkiem, że pomogłam jemu w tym wszystkim. Nie bałam, się, bo go kocham. Byłam zaślepiona miłością do niego i nadal jestem zakochana w nim - tłumaczy.
Jak przekonuje, mężczyzna co miesiąc stawiał się u psychiatry oraz regularnie brał leki na schizofrenię. – Pilnowałam tego, ale nie wiem, czy w dniu ataku też wziął. Jak byłam w domu, to zawsze brał je przy mnie i wszystko było w porządku. Ale wówczas miałam na pierwszą zmianę, szłam na 4 do pracy.
Dom do pilnego remontu, w środku schorowana 70-latka
Stan 12-letniej ofiary szaleńca jest ciężki, ale stabilny. Nie wiadomo jak długo zajmie jej powrót do zdrowia. Arkadiusz D. trafił do więziennego oddziału psychiatrii sądowej we Wrocławiu.
- Żal mi jest tylko tej rodziny, co skrzywdził to dziecko. I chciałbym tę rodzinę przeprosić bardzo. Chciałam przeprosić jeszcze raz za męża i za siebie, że taka sytuacja wynikła. Modlę się za tę dziewczynkę i tę rodzinę i przepraszam jeszcze raz za mnie i za męża, a szczególnie za męża, bo nie chciał tego zrobić. To nie był on, tylko ta choroba. Nie wierzę, żeby to zaplanował. To choroba po prostu jego zrobiła – podkreśla żona Arkadiusza D.