Chcieli wydać książki. Stracili pieniądze
Pani Beata z Warszawy, pani Ewa z Otwocka oraz pan Łukasz z Mysłowic. Wszystkich ich łączy jedno marzenie - chcieli wydać własną książkę. Niestety, mimo że wpłacili pieniądze, ich marzenia się nie spełniły. Twierdzą, że zostali oszukani przez wydawnictwo z Gdyni.
Pani Beata Olej z Warszawy od lat marzyła o wydaniu własnej książki. To miał być zbiór dowcipnych opowiadań o jej psie - Rico.
- Jestem osoba niepełnosprawną od urodzenia i chciałam pokazać innym ludziom, że warto walczyć o swoje marzenia. Szukałam wydawnictwa, które zajęłoby się zredagowaniem, poprawieniem tego, co jest źle stylistycznie, żeby od A do Z wypromować, wydać - opowiada pani Beata.
Parkingowy absurd. Stracił samochód, bo był rzadko używany
W listopadzie 2021 roku kobieta podpisała umowę z jednym z wydawnictw z Gdyni. Wpłaciła ponad sześć tysięcy złotych. To pieniądze za redakcję, wydanie 200 egzemplarzy i promocję jej książki. Niestety książka o Rico nigdy nie ujrzała światła dziennego.
- Nie mam książki, wydawca w ogóle nie obiera ode mnie telefonu. Czuję się po prostu oszukana - mówi pani Beata.
- Liczyłam na to, że jeżeli się podpisuje umowę z wydawnictwem, które wydaje książki, to wszystko będzie dobrze. Nie było niczego, co sugerowałoby mi, żeby w to nie wchodzić. Wydałam na to wszystkie oszczędności, teraz nie mam nic - dodaje.
Pani Ewa Anna Karpiej z Otwocka w okolicach Warszawy chciała wydać tomik swojej poezji - w tym samym gdyńskim wydawnictwie.
- Wydawca powiedział, że to jest bardzo interesująca poezja i że z chęcią zajmie się jej publikacją - mówi.
- Nic nie wzbudziło moich podejrzeń, że cos może być nie tak - dodaje.
Każą spłacać dług, a faktur nie ma
Kobieta wpłaciła ponad cztery tysiące złotych. Po jakimś czasie kontakt z wydawnictwem się urwał.
- Te pieniądze miały być przeznaczone na wykonanie korekty wierszy, redakcję, skład, wydruk i promocję. Mieli wydrukować 300 egzemplarzy, z czego część miała być przeznaczona na promocję, a część miała być dla mnie, jako dla autora - tłumaczy pani Ewa.
- Próbowałam się kontaktować z wydawnictwem. Dzwoniłam, pisałam maile, ale odpowiedzi nie otrzymałam - dodaje kobieta.
Pan Łukasz Janowicz z Mysłowic w województwie śląskim umowę na wydanie swojej książki podpisał już dwa lata temu. Wpłacił ponad cztery tysiące złotych. Do dziś nie ma ani wydanej książki, ani pieniędzy.
- "Niebieski kot - dziewczyna w masce" jest to książka o zbuntowanej dziewczynie, gatunek sensacja/obyczaj. Główna bohaterka specjalizuje się w sztukach walki i hakerstwie - opowiada pan Łukasz.
- Po wpłaceniu pieniędzy wydawnictwo miało wykonać korektę, zaprojektować okładkę i puścić książkę do sprzedaży. Najpierw przekładali terminy, a później kontakt nagle się urwał - tłumaczy mężczyzna.
- Nic od nich nie otrzymałem, żadnej korekty, żadnego tekstu, okładki, nic - dodaje.
Nie mogą odwołać zarządu. Przez „trwającą pandemię”
Aby mężczyzna mógł spełnić swoje marzenia o wydaniu książki, jego mama wzięła kredyt. - Miałem jej oddać pieniądze po sprzedaży książki, ale do tego nie doszło - wyjaśnia.
- Siedzę obecnie na bezrobociu, bo ze względu na stan zdrowia nie mogę znaleźć stałej pracy - dodaje.
Próbujemy skontaktować się z wydawnictwem. Dzwonimy, wysyłamy e-mail i SMS. Nasze prośby o kontakt pozostają bez odpowiedzi. W końcu jedziemy do Gdyni dowiedzieć się, czy wydawnictwo jeszcze istnieje.
Na miejscu usłyszeliśmy jednak, że wydawnictwo wyprowadziło się ze swojej dotychczasowej siedziby.
Poszkodowani z całej Polski zgłosili się do różnych prokuratur. Niestety te umarzają postępowania. Swoich praw karzą dochodzić na drodze cywilnej.
- Złożyłam do otwockiej prokuratury pismo. Dostałam odpowiedź, że sprawa nie zostanie przyjęta, bo nie uprawdopodobniłam, że w chwili podpisania umowy wydawca próbował kogokolwiek oszukać, w tym i mnie - mówi Ewa Karpiej.
- Prokuratura ustaliła, że czyn nie ma znamion czynu zabronionego i umorzyła postępowanie - opisuje Łukasz Janowski.
- Chcę ochronić inne osoby między innymi nagrywając ten program. Chce, żeby usłyszeli, jak działa ten człowiek, żeby wystrzegali się i starali się szukać uczciwych wydawnictw. Nie można działać pochopnie - cierpliwość, cierpliwość i jeszcze raz cierpliwość - podsumowuje mężczyzna.