Córka oskarżyła ją o gwałt i wpędziła do aresztu. Są badania wariografem
Agnieszka Tucholska z Bolesławca została oskarżona przez córkę o gwałt, bicie i znęcanie się. Właśnie stanęła przed sądem. Kobieta odpowiada z wolnej stopy, ale wcześniej zamknięto ją w areszcie, mimo że biegły stwierdził, że córka jest dziewicą. Co zdecyduje sąd? Poznaliśmy wynik badania wariografem.
Agnieszka Tucholska z Bolesławca nie ma łatwego życia. Kobieta opiekuje się niepełnosprawnym synem. Ostatnie dwa lata toczyła trudną walkę z nowotworem. A teraz na sali sądowej walczy ze swoją córką. Siedemnastolatka oskarżyła matkę o gwałt.
- W czasie, gdy miałam gwałcić córkę, to niby codziennie ją biłam. W takim razie ona powinna być jednym wielkim siniakiem. Tam były oskarżenia o podtapianie, duszenie, zrzucanie ze schodów, bicie kijem, parasolem, pięściami, kopanie, tak mocne, że nie mogła chodzić. W tamtym okresie chorowałam na nowotwór, był to dla mnie bardzo trudny okres, brałam chemię, bardzo silne środki przeciwbólowe, leciały mi włosy - opowiada pani Agnieszka.
Jej historię nagłośniliśmy w czerwcu, publikując pierwszy reportaż. W połowie października ubiegłego roku kobieta pokłóciła się z córką. Rozłoszczona nastolatka następnego dnia zgłosiła na policji przemoc domową. Prokuratura postawiła pani Agnieszce zarzuty, sąd zastosował areszt. Córka trafiła do rodziny zastępczej.
- Zgłosiła przemoc domową. Znęcanie się nad nią psychicznie i fizycznie. Powiedziała swojemu opiekunowi, że mama stosowała wobec niej przemoc na tle seksualnym, że w wieku przedszkolnym wpychałam jej do pochwy pogrzebacz. Powiedziała, że weszła szklanka do pochwy, pękła i ją poraniła, że wkładałam jej tam palce i że to było praktycznie codziennie. Ona mi się odgrażała SMS-ami, jak już zgłosiła przemoc domową – opowiadała Agnieszka Tucholska.
- To są brednie wyczytane z internetu. Nic więcej. Takich rzeczy nigdy nie było w tym domu - zapewniał Sebastian Tucholski, ojciec Julii.
Pani Agnieszka usłyszała zarzuty znęcania się fizycznego i psychicznego nad córką, a także doprowadzenia jej do innych czynności seksualnych, w tym przemocą. Akt oskarżenia trafił do sądu.
ZOBACZ: Morderstwo w Górach Stołowych. Archiwum X prześwietla byłego policjanta
Do tej pory z sprawie przeprowadzono kilka opinii biegłych. M.in. biegły ginekolog wykluczył, że dziewczyna została zgwałcona. Niedawno pani Agnieszka została też przebadana wariografem. Wczoraj przed sądem w Jeleniej Górze rozpoczął się jej proces.
- Ten akt oskarżenia jest dla mnie niepojęty. Psycholog mówi, że ona jest prawdomówna, psychiatra nie daje jej wiary. Ginekolog twierdzi, że ona jest dziewicą, a akt oskarżenia ląduje w sądzie. Na pierwszym przesłuchaniu wnioskowałam o badanie wariograficzne, bo chciałam udowodnić, że córka kłamie, ale pani prokurator nie zleciła tego badania - komentuje pani Agnieszka, gdy kolejny raz ją odwiedzamy.
Dlatego kobieta zdecydowała się na powołanie prywatnej opinii biegłego psychologa, który przeprowadził badanie wariografem. Zadał między innymi takie pytania:
- Czy kiedykolwiek odbyła pani z córką stosunek seksualny?
- Czy kiedykolwiek biła pani córkę?
ZOBACZ: Odesłali z udarem do domu? Rodzina wini szpital
- Na wszystkie te pytania nasza klientka wypadła ze stuprocentowym potwierdzeniem, że takich czynności nie dokonała - tłumaczy Wojciech Kasprzyk, obrońca pani Agnieszki i podkreśla, że „wariograf jest bardzo trudny do oszukania”.
- Nie radzę sobie. Jest mi bardzo ciężko. Bardzo zmieniło się życie zarówno moje, męża, jak i chłopców. Ona zniszczyła mi życie. Nie wie, że zniszczyła je również sobie - mówi pani Agnieszka.
Proces będzie prowadzony za zamkniętymi drzwiami. Najbliższe miesiące okażą się dla kobiety najtrudniejszym okresem w życiu. Zamierza udowodnić swoją niewinność.
- Byłam dobrej myśli, dopóki wierzyłam w wymiar sprawiedliwości. Teraz już niekoniecznie - mówi Agnieszka Tucholska.
Na koniec pozostaje pytanie, jak poradzić sobie w sytuacji, gdy najcięższe oskarżenia rzuca własna córka.
- Ciężko sobie radzę, jeżeli chodzi o jej nieobecność… Chłopcy, którzy są w domu, nie zastąpią mi córki. Coś we mnie umarło - przyznaje.