"Nie do pomyślenia". Przewodów opłakuje ofiary rakiety
O wybuchu rakiety w niewielkim Przewodowie przy granicy z Ukrainą usłyszał cały świat. Wstrząsnął on Polską i postawił w stan gotowości wszystkie polskie służby. Najbardziej dotknął lokalną społeczność, która nie może pogodzić się ze stratą dwóch bliskich osób. - Obydwaj byli lubiani, bardzo uczynni dla ludzi – słyszymy na miejscu. Mieszkańcy mówią też o dwóch wyraźnie słyszalnych wybuchach.
W niewielkiej wsi Przewodów w województwie lubelskim we wtorek, 15 listopada doszło do tragedii, o której mówi cały świat. Około godziny 15:40 w tej przygranicznej miejscowości była słyszalna potężna eksplozja.
- To było takie uderzenie... My mamy drewniane mieszkanie, to u nas dosłownie się wszystko zatelepało. To były dwa takie potężne huknięcia, nie do opisania. Dziewczynki się przestraszyły, mam czteroletnią córeczkę, to ona się rozpłakała, jak to dziecko. Myślałam, że może coś sąsiad wrzucił w ognisko. Ale wychodzę, rozglądam się, niby nie. I dopiero po jakimś czasie koleżanka do mnie pisze, że to w Przewodowie, że właśnie dwie osoby są zabite i że niby spadła rakieta – wspomina Anna Szpakowska.
ZOBACZ: Stracili syna. Teraz walczą o zdrowie drugiego dziecka
Rodzina państwa Szpakowskich mieszka we wsi Dłużniów, zaledwie kilka kilometrów od miejsca wybuchu. Kiedy doszło do eksplozji, spodziewali się najgorszego.
- Pierwsze, co przyszło na myśl, że wojna, że to doszło do nas, że on się jednak nie powstrzymał. Strach. Na samym początku obawialiśmy się. Nie mielibyśmy gdzie uciekać – tłumaczy Anna Szpakowska.
- Wrócili młodzi z Zamościa, siedzieliśmy i właśnie słychać było ten huk. A jednego z tych panów dobrze znam... To szwagier sąsiadki. Bardzo dobrze go znałam, bo przyjeżdżają tutaj... Nie do opowiedzenia... To był bardzo dobry człowiek. Bardzo dobry. Szkoda. Bo i dzieci ma, i żonę... A w dzisiejszych czasach ciężko – dodaje Irena Szpakowska.
ZOBACZ: Miała być cisza i spokój. Nie chcą mieszkać między wieżowcami
Ofiary katastrofy to dwaj mężczyźni: - sześćdziesięcioletni pan Bogdan ze wsi Setniki oraz jego o dwa lata starszy kolega pan Bogusław. Mężczyźni pracowali w tym samym przedsiębiorstwie rolniczym. Kiedy znajdowali się na terenie zakładu, na ich ciągnik spadła rakieta. Obydwaj zginęli na miejscu.
- Szkoda nam okropnie tych chłopaków, co zginęli i to nas dobija. To byli znajomi, jeden magazynier, drugi traktorzysta. To jest okropne, przeżywamy, boimy się, nie wiadomo, jak to dalej się zakończy – mówi pani Maria, mieszkanka Przewodowa.
- Bardzo w porządku ludzie. Nie do pomyślenia, co się wydarzyło. Obydwu znałam bardzo dobrze. Sąsiad pracowity, kochał gołębie, to było jego hobby. Chodził na ryby. Oni byli tacy naprawdę bardzo dobrzy ludzie. Obydwaj byli bardzo lubiani. Nie mieli żadnych z nikim konfliktów, ani jeden, ani drugi. Bardzo uczynni dla ludzi – zaznacza mieszkanka wsi Setniki.
- To byli moi przyjaciele, cztery lata starsi ode mnie. Bogdan koło mnie mieszkał. Miał przejść na emeryturę… - dodaje inny mieszkaniec miejscowości.
ZOBACZ: Brakuje lekarzy w Twardogórze. Mieszkańcy mają dość
Dotychczas spokojna okolica zmieniła się w oblężoną twierdzę. Teren wokół miejsca wybuchu pilnowany jest przez policję, na miejscu pracują służby, które badają okoliczności tragedii. Mundurowi przeczesują okoliczne pola w poszukiwaniu odłamków rakiety. Na miejsce przyjechali dziennikarze z całego świata.
- Wszyscy jesteśmy wstrząśnięci. Po prostu wiedzieliśmy, że coś się stało, a w pierwszej chwili nikt nie rozumiał. Wybuchy były wyraźnie słyszalne, dwa – mówi jedna z mieszkanek wsi Setniki.
- Wystrzał, świst i drugi wystrzał. Dwa wystrzały słyszałem i rozglądałem się skąd to, ale trudno było zobaczyć, drzewa zasłaniają. Dopiero później dowiedziałem się, że zginęli moi koledzy – dodaje Stanisław Dąbrowski z tej samej miejscowości.
Mieszkańcy polsko-ukraińskiego pogranicza zgodnie podkreślają, że chociaż wojna była bardzo blisko nich, to do tej pory czuli się bezpiecznie. Teraz to się zmieniło.
- Niby zdawaliśmy sobie sprawę, że coś się takiego może wydarzyć, ale przez te miesiące tak trochę uspokojenie poszło, że się co prawda dzieje, ale nie tak dramatycznie – komentuje mieszkanka.