Leśnicy zamknęli im dojazd do domu. Nauczyciele odcięci od świata
Leśnicy z Krasiczyna na Podkarpaciu odcięli od świata parę nauczycieli. Opuścili szlaban na drodze dojazdowej do domu i wystawiają po 100 zł mandatu za obejście zakazu.
Andrzej Zbrożek i Marta Drąg są nauczycielami w szkole podstawowej w Birczy na Podkarpaciu. W lesie, na odludziu mieszkają już 23 lata. Warunki mają spartańskie, ale jak podkreślają - to ich świadomy wybór, chcą żyć blisko natury i w zgodzie z przyrodą. Od roku są faktycznie odcięci od świata. Nadleśnictwo postawiło bariery na drodze do ich domu.
- Moja znajomość aktualnych przepisów Lasów Państwowych mówi, że ta zapora tutaj jest nielegalna. Czyli że jest to niezgodne z prawem Lasów Państwowych i wewnętrznymi zarządzeniami. To jest bardzo świeże zarządzenie, który mówi na przykład, że nie wolno stawiać zapory na drodze, która pełni funkcje pożarowe. A jedyna droga do kilku domów pełni przecież funkcje pożarowe. Mało tego - w tych ich przepisach jest napisane, że jak jest droga niedopuszczona do użytku publicznego, zapory stawia się w wyjątkowych sytuacjach – opowiada Andrzej Zbrożek.
ZOBACZ: Emerytowany policjant w areszcie. Zabił dziennikarza, który tropił jego zbrodnię?
Jedziemy do Nadleśnictwa Krasiczyn. Chcemy dowiedzieć się, dlaczego w ogóle na leśnej drodze postawiono szlaban.
- Musieliśmy robić regulacje prawne odnośnie naszej sieci drogowej. Jak zrobiliśmy dostęp publiczny do tego fragmentu drogi, to staraliśmy się zrobić tak, żeby pan Andrzej Zbrożek miał dostęp do swojej nieruchomości poprzez drogę gminną, a fragment dalej po prostu zamknęliśmy – tłumaczy Przemysław Włodek, nadleśniczy Nadleśnictwa Krasiczyn.
Reporterka: Pan mówi o tej drodze gminnej, która jest równoległa do tego duktu?
Nadleśniczy: Tak, ewidencyjnie.
Reporterka: A pan był w terenie?
Nadleśniczy: Bywałem tam nieraz.
Reporterka: To pan wie, że tej drogi nie ma, ona jest tylko na mapie, tam zarośnięte wszystko jest.
Nadleśniczy: No teoretycznie tak.
Reporterka: Jest zarośnięte.
ZOBACZ: Ojciec nie pomógł, więc mieszkał w kurniku. Pomogła obca osoba
- Tutaj została wyznaczona chyba kilka tygodni temu taka droga, która jest formalnie na mapie drogą gminną i ona biegnie w odległości dosłownie 13 metrów. Ona będzie na długości 463 m wzdłuż tej bardzo solidnej drogi utwardzonej z rowami, a tam nie ma po prostu nic – komentuje Andrzej Zbrożek.
To zapis dalszej części rozmowy z nadleśniczym:
Reporterka: Zamknęliście ten dukt leśny, wiedząc doskonale, że tej drogi nie ma. Państwo widzieli, że ludzie mają utrudniony dostęp do domu.
Nadleśniczy: W pewnym sensie tak. Tutaj żadnej złośliwości, żadnej takiej historii nie było, proszę mi wierzyć.
Reporterka: Skoro pan wywołał temat złośliwości; tutaj podają takie argumenty, że to może być odwet za to, że pan Andrzej gdzieś się angażuje w sprawy ekologiczne.
Nadleśniczy: Poglądy na temat ekologii pana Andrzeja Zbrożka nie miały, nie mają i nie będą miały jakiegokolwiek znaczenia. To są poglądy tego pana. Karanie kogoś za jakieś poglądy, to jest po prostu chamstwo i głupota.
ZOBACZ: Dwa lata po wypadku wreszcie wraca do domu
Nadleśniczy deklaruje, że szlaban nie został postawiony w odwecie za wspieranie przez pana Andrzeja ekologów. Jednak jak się okazuje mandaty za otwieranie szlabanu dostaje tylko on.
- Dostałem wyrok nakazowy 500 zł za pięć przejazdów, bo tyle zarejestrowała kamera. Po sto złotych za przejazd. Oczywiście ja tam jeździłam nie pięć razy tylko pięćdziesiąt razy. Zaangażowanie środków w całą tę awanturę, w ten absurd jest dla mnie trudne do pojęcia. Wykorzystują policję, sąd, aparat państwowy, żeby tak naprawdę nękać nas tutaj – uważa Andrzej Zbrożek.
- Jeżeli będzie tylko ten szlaban po sobie zamykał i nie będzie sprawiało to kłopotów czy zagrożenia dla ludzi, to pan Andrzej może korzystać – mówi Przemysław Włodek z Nadleśnictwa Krasiczyn.
- Nie mogę się zgodzić na to, by zamykać sam siebie z własnej woli, w sytuacji gdzie byłaby potrzebna jakaś pomoc, pogotowie, straż pożarna – podkreśla pan Andrzej.