Zaufali sąsiadce. Do dziś nie mogą odzyskać pieniędzy
Pani Dorota, pani Katarzyna i pan Michał znali panią Beatę od wielu lat. Byli sąsiadami i ufali sobie. W pewnym momencie jednak kobieta pożyczyła od nich sporą sumę pieniędzy, których nigdy nie oddała. Pani Doroty o pożyczkę nawet nie pytała - wypłaciła je sobie z konta, do którego w zaufaniu została upoważniona. Pomimo nakazów zapłaty, poszkodowani nie mogą odzyskać swoich pieniędzy.
Łomianki. Miasto niedaleko Warszawy. Pani Dorota, pan Michał, i pani Katarzyna to bliscy sąsiedzi pani Beaty. Znali się od wielu lat. Ufali sąsiadce. Do czasu, aż pożyczyli jej pieniądze. Teraz czują się przez nią oszukani.
- Moi rodzice przyjaźnili się z nimi od lat. No i jak się urodziła Beata, to poproszono mnie za matkę chrzestną - mówi pani Dorota.
Reporter: Beata wiedziała, że pani sprzedała mieszkanie?
Dorota: Tak.
Reporter: Za ile pani sprzedała tamto mieszkanie?
Dorota: 350 tys. zł.
- (Beata) chciała pieniędzy na rozwinięcie i prowadzenie własnej działalności gospodarczej. Prowadzi działalność gospodarczą związaną z sprowadzaniem oraz handlem ubraniami. Sprowadza te ubrania z Dalekiego Wschodu oraz z Turcji. Podpisaliśmy umowy. Udało mi się od niej uzyskać dokument, w którym się zobowiązuje do pełnej spłaty tych 40 tys. zł. Jest podany konkretny termin. Niestety nie wywiązała się z tego - mówi pan Michał.
Reporter: Na jakich emocjach ona pani zagrała, że pani zdecydowała się swoje pieniądze pożyczyć?
Katarzyna: Na moje dziecko. Nigdy nikogo nie prosiłam o jakąś pożyczkę czy łaskę i nie powoływałam się na mojego syna. Więc tutaj stwierdziłam, że skoro znamy się tyle lat i ona doskonale wie, że to nie jest łatwe wychowywać dziecko niepełnosprawne. Zwłaszcza, że jestem sama.
ZOBACZ: Monter wymieniał licznik - doszło do zwarcia. Nie dostali odszkodowania
Działanie sąsiadki jest szczególnie bolesne dla 69-letniej pani Doroty. Kobieta nie ma dzieci, jest wdową. Po sprzedaży mieszkania upoważniła panią Beatę do zarządzania swoim kontem.
- Nie miałam kogo po prostu. I jeszcze mało tego, ona powiedziała w ten sposób: upoważnij mnie, ja mam tyle pieniędzy, że jak ci nie dołożę, to ci grosza nie wezmę. I mówię tak: tu się żyje jak rodzina, w razie jakieś choroby czy czegoś, no to Beata po prostu będzie mogła tu na miejscu załatwić. A nie daj Boże śmierci, to kto mnie pochowa? Raz mi nie przychodzi wydruk. Drugi miesiąc mi nie przychodzi wydruk. Wiec idę do banku i mówię: a może mi pani powiedzieć ile ja mam na koncie? A ona mówi: 600 zł. Ja mówię: jak to 600?! Zrobiło mi się gorąco. No tak, pani L. wybrała - mówi.
- 382 tys. zł mi wybrała z konta. Te pieniądze miała dopiero odziedziczyć po śmierci. A ona mnie pochowała za żywota - dodaje.
Pan Michał ma wyrok sądowy o nakazie zapłaty.
- Jeżeli ktoś czuje się poszkodowany, to bardzo proszę, spotkamy się w prokuraturze, spotkamy się w sądzie, nie ma przecież żadnego problemu - twierdzi pani Beata, sąsiadka, która pożyczyła pieniądze.
Zgodnie z umową próbowaliśmy umówić się telefonicznie na spotkanie. Niestety, pani Beata telefonu nie odebrała. Poszliśmy, po sąsiedzku, zapytać dlaczego. Bezskutecznie.
- Ja jej tak zaufałam, ja jej oddałam całe serce. Ja jej ufałam w każde słowo, a ona mnie tak oszukała - mówi pani Dorota.