Bez pieniędzy za pracę w sklepach. Wielu poszkodowanych
Ostrzegamy przed pracą dla jednej z warszawskich spółek, która zleca wykładanie towarów na półki sklepów. Poznaliśmy historie osób, które od miesięcy czekają na wypłaty zaległych pensji. Na jednym z portali społecznościowych powstała grupa osób, które czują się poszkodowane. Liczy ona około stu osób.
23-letnia pani Klaudia z Zielonej Góry jest studentką. Rok temu, aby sobie dorobić, podjęła współpracę ze spółką z Warszawy działającą w całej Polsce. Firma zlecała między innymi wykładanie artykułów spożywczych na półki sklepowe.
- Firma zatrudnia serwisantów, którzy pracują w sklepie. Ten serwisant nie pracuje dla sklepu, tylko dla tej firmy. Praca polega na wykładaniu towaru i np. na tym, jak załóżmy słoik z ogórkami jest odwrócony tyłem do klienta, czyli składem, to po prostu my odwracamy etykietą do klienta, żeby widział, co to jest – tłumaczy pani Klaudia.
ZOBACZ: Były dwie ulice, dodali rondo. Z każdej strony auta!
Pani Klaudia twierdzi, że współpraca ze spółką od początku nie układała się najlepiej. Choć wypłata miała wpływać na konto 40 dni po wykonaniu zlecenia, to niestety firma nie wywiązywała się z umowy. Dziś kobieta czeka na pieniądze, na które pracowała w styczniu i lutym. Łącznie ponad 2 tysiące złotych. Jej koleżanka, pani Agata czeka na 4 tysiące złotych.
- Firma jest niewypłacalna, w marcu obiecywała, że to tylko chwilowe problemy, że niedługo będą wypłaty i tak z tygodnia na tydzień przeciągała temat. Za którymś razem, prawdopodobnie przez przypadek, zamiast odrzucić, ktoś odebrał połączenie i było słychać w tle rozmowę dwóch osób: „w p*** mam, niech dzwonią” i z tego co słyszałam, pieniędzy nie będzie albo pieniędzy nie wypłacą. Po czymś takim stwierdziłam, że nie zostawię tematu i będę walczyć o te pieniądze – opowiada pani Agata.
Kobiety starały się kontaktować ze zleceniodawcą na różne sposoby – bezskutecznie. W końcu zrezygnowały z pracy. Na jednym z portali społecznościowych powstała grupa dla osób czekających na pieniądze od tej firmy. Liczy ona już sto osób. Są to ludzie z całej Polski. Wśród nich jest pan Jakub z Olsztyna.
- W moim przypadku to jest około 6 tysięcy na rękę. Nie jest to moje jedyne źródło, to jest moja dodatkowa praca. Najgorsze jest to, że jadę z pracy do pracy i poświęcam swój prywatny czas, mało spędzam w domu, a i tak jest to na marne, bo nie dostaję za to wynagrodzenia – komentuje pan Jakub.
ZOBACZ: Woźni noszą dzieci po schodach. Szkoła specjalna bez wind
W Warszawie pod adresem, gdzie zarejestrowana jest firma, nie znajdujemy biura. Jedziemy zatem pod Warszawę w poszukiwaniu właściciela firmy.
- To jest firma, którą prowadził mąż, który zmarł półtora roku temu. Syn przejął firmę, ale
nie ma go w tej chwili w domu. Nie będę się wtrącała – słyszymy od matki właściciela firmy.
Mimo wielokrotnych prób dodzwonienia się do firmy nie udało nam się porozmawiać z jej przedstawicielami. Napisaliśmy również maila. Do dziś czekamy na odpowiedź.
- Myślę, że to jest celowe wykorzystanie pracowników, ta sytuacja nie trwa miesiąc, tylko trwa już rok odkąd zaczęłam pracę, więc myślę, że to jest celowe. Znaleźli sobie darmowych pracowników – uważa pani Klaudia.
- Są trzy spółki o podobnej nazwie zajmujące się tym samym i powiązane z tymi samymi osobami. Otworzyła się nowa spółka, zajmująca się tym samym, podejrzewam, żeby mieć płynność – dodaje pani Agata.