Tanie zabiegi estetyczne w Turcji. Prawda szokuje
Tanie zabiegi estetyczne w Turcji okazały się śmiertelną pułapką. Pani Paulina chciała poprawić wygląd swoich pośladków, trafiła na salę operacyjną, która „przypominała piwnicę”, a cały pobyt w szpitalu spędziła w jednym opatrunku. Lekarze w Polsce ratowali ją przed sepsą. W przypadku pani Olivii zabieg liposukcji zakończył się tragedią. Kobieta zmarła.
Turcja to obecnie jeden z najpopularniejszych kierunków dla osób chcących dokonać zabiegów medycyny estetycznej. Okazuje się jednak, że rzeczywistość nie zawsze pokrywa się z oczekiwaniami. Bohaterki naszego reportażu za pragnienie poprawienia swojej urody zapłaciły bardzo wysoką cenę.
- Chciałam poprawić wizualnie swoje pośladki, a to była jedyna opcja, ponieważ ja nie mam wystarczająco dużej ilości tłuszczu. Musiałam zrobić to za pomocą implantów. Jak tam trafiłam, to tam nie było żadnego profesjonalizmu. Okazało się, że ja po prostu przyjechałam tam podpisać papiery i zaraz idę na operację w tureckim, publicznym szpitalu. Sala operacyjna wygląda tam jak piwnica. Mam porównanie, bo przeszłam potem kolejne dwie operacje w Polsce - mówi Paulina Werner.
- Ciocia poleciała tam, ponieważ chciała sobie zrobić brzuch po ciąży. I postanowiła, że zrobi sobie liposukcję brzucha, ud i pleców. Spodziewałam się, że to będzie typowa klinika, w której robią tylko takie operacje, a nie szpital ogólnodostępny. W tym szpitalu brakowało sterylności. Tam każdy sobie mógł wejść – tłumaczy Vivian Zapała.
ZOBACZ: Rozstał się z partnerką. Wkrótce oskarżono go o gwałt
Szok wywołany różnicą między reklamą a rzeczywistością okazał się dopiero początkiem problemów. Prawdziwy koszmar, za który każda z kobiet zapłaciła po około 4 tys. euro, zaczął się po wykonaniu zabiegów.
- W poniedziałek miała tę operację, trwała ok. 2,5 godziny. We wtorek, następnego dnia komunikowała, że się źle czuje. Kolejnego dnia nie była nawet w stanie zjeść na śniadania. W piątek miała mierzone ciśnienie, okazało się, że ma bardzo wysokie. Mierzyli jej jeszcze z drugiej ręki, żeby się upewnić i powiedzieli „it’s normal”. Każda ich odpowiedź była „it’s normal” – relacjonuje problemy swojej ciotki Vivian Zapała.
- Po przebudzeniu bardzo bolało, początkowo myślałam, że to normalne. Ale z każdą godziną, a potem dniem było coraz gorzej, a oni mi nawet nie dawali leków. Potem zaczęłam naprawdę bardzo płakać, wtedy podali mi morfinę. Wszystko bardzo śmierdziało. To była ropa. Pytałam o to, ale nawet nie dotknęli opatrunku, żeby tam zajrzeć. Leżałam z jednym opatrunkiem przez cały pobyt. Był jeden opatrunek, cewnik tyle czasu, dreny też miałam tyle czasu założone. Wszystko śmierdziało – opowiada Paulina Werner.
ZOBACZ: Żyli z ruchu granicznego. Jego zawieszenie to dla nich katastrofa
Zadzwoniliśmy do lekarza z Turcji, który operował panią Paulinę. Przedstawiliśmy się jako klient, który chce poddać się liposukcji.
Lekarz: Mogę to zrobić w przyszłym tygodniu. Przez jedną noc zostanie pan w szpitalu. Jedną lub dwie noce, jeśli nie poczuje się pan lepiej. Potem dwie noce w hotelu i potem może pan wracać.
Reporter: Czy jeśli coś pójdzie nie tak, to czy jest możliwość zostać w szpitalu dłużej?
Lekarz: Jedną lub dwie noce. Zaopiekujemy się panem.
ZOBACZ: Mówią o poćwiartowanych zwłokach. „Idealne miejsce dla mafii”
Obie kobiety, mimo że ich stan się nie poprawiał, zostały wypisane ze szpitala i polecono im wracać do domu. Pani Paulina do dziś nie odzyskała pełnej sprawności.
- Jak wróciłam do Polski, to bardzo źle się czułam, więc konsultowałam to z chirurgiem tureckim: że nie widzę, że nie mogę chodzić, że muszę ciągnąć lewą nogę za sobą, że jak wstaję, to za chwilę jest mi słabo. A on, że jestem bardzo osłabiona i tyle. W szpitalu w Warszawie przeszłam dwie operacje. Powiedzieli, że implanty są zakażone, że muszą je wyjąć, że one już nie są do użytku. Leżeć czy komfortowo siedzieć to nie mogę. Wygląda to bardzo źle. Mam dwie dziury i wielką bliznę – opowiada Paulina Werner.
Natomiast w przypadku pani Olivii zabieg liposukcji zakończył się tragedią.
- Po powrocie do Wiednia, gdzie ciocia mieszkała, w sobotę, niedzielę w ogóle praktycznie nie rozmawiałyśmy, bo była ledwo przytomna. Mówiła, że miała straszne ciśnienie w głowie, że nigdy ją tak głowa nie bolała. W niedzielę nie było z nią kontaktu przez cały dzień, w środę okazało się, że dostała gorączki, nie wiadomo z jakiego powodu, no a w czwartek już niestety nie żyła – mówi Vivian Zapała.
ZOBACZ: Zlikwidowali kopciuch, obiecanego dofinansowania brak
Sekcja zwłok wykazała, że przyczyną śmierci był zator płucny spowodowany zabiegiem liposukcji. Mimo że w obu przypadkach wina tureckich medyków wydaje się oczywista, to zdaniem prawników pociągnięcie ich do odpowiedzialności może być bardzo trudne.
- Każdy lekarz może popełnić błąd, tak samo w Polsce lekarze popełniają błędy i to czasami karygodne błędy. Oszpecają ludzi, doprowadzają do zgonów. Tylko że w Polsce polski pacjent ma jasną ścieżkę prawną. Pociągamy do odpowiedzialności lekarza, towarzystwo ubezpieczeniowe, tu wszystko jest jasne. Tam jest tak naprawdę jedna wielka niewiadoma – mówi adwokat Katarzyna Topczewska.