Koszula zapaliła się w kilka sekund. Cały stanął w płomieniach

Pana Zygmunta ze Szczecinka od dziecka prześladuje pech. Kiedy miał 12 lat maszyna rolnicza wciągnęła mu rękę i trzeba było ją amputować. Następnie zmarła na zawał jego żona, a trzy lata temu mężczyzna cały stanął w płomieniach. Lekarze dawali mu tylko dwa proc. szans na przeżycie. Doznał poparzeń I, II i III stopnia. Potrzebuje ogromu wsparcia, by móc funkcjonować, ale imponuje optymizmem i wolą walki.

Tym razem kamery Interwencji zawitały do Szczecinka na Zachodnim Pomorzu. O pomoc poprosił nas 63-letni pan Zygmunt. Od dziecka prześladuje go pasmo nieszczęść. Kiedy miał 12 lat, sieczkarnia wciągnęła mu rękę

- Koszula się wkręciła mi w tryby, za tym poszła ręka. Miałem zmiażdżoną część ręki. Zawieziono mnie do szpitala w Słupsku i tam po czterech operacjach amputowano rękę, bo gangrena się wdała. Następnie robiono protezy – wspomina Zygmunt Serówka.

ZOBACZ: Marzy, by zostać prawniczką. Jest jedno „ale”

Mężczyzna założył rodzinę. Niestety kila lat temu, na zawał zmarła mu żona. A w Boże Narodzenie 2019 roku wydarzyła się kolejna tragedia. Od świeczki zapachowej zapaliła się najpierw proteza pana Zygmunta, a po chwili mężczyzna płonął.

- Chciałem rozpalić i zapaliła mi się koszula na protezie. Zacząłem ją gasić, to druga ręka zaczęła się palić. I w ciągu 3-4 sekund, bo była to stylonowa koszula, powstał na mnie płomień półtorametrowy – relacjonuje pan Zygmunt.

Mężczyzna pamięta jeszcze moment przyjazdu pogotowia. - Lekarz zdążył powiedzieć, że daje mi 2 procent przeżycia, wtedy zemdlałem – dodaje.

- Po trzech minutach ratownicy dotarli. Stwierdzili dramatyczną sytuację w postaci poparzenia ponad 60 procent ciała oraz bardzo groźne poparzenie dróg oddechowych – opowiada Wojciech Salmanowicz z pogotowia ratunkowego w Szczecinku.

- Ten uraz pooparzeniowy dotyczył głowy, tułowia, kończyn. Na skutek niedokrwienia, niedotlenienia doszło do uszkodzenia nerwów. Wstrząs spowodował, że jest przykuty do łóżka, wózka – mówi Paweł Sycko, lekarz rodzinny.

ZOBACZ: Przekręt na skupie zboża. Rolnicy czują się oszukani

Życie panu Zygmuntowi uratowali lekarze i ratownicy ze szpitala w Szczecinku, a następnie Gryficach. Tam rannego przewieziono na oddziałał pooparzeniowy, gdzie spędził kilka miesięcy. Kiedy został wypisany, nie miał się nim kto zająć. Pomogła znajoma, która od tamtej chwili opiekuje się nim 24 godziny na dobę.

- Jeszcze jak żyła żona, też Marzena, to się z żoną przyjaźniłyśmy. Byłam w ogrodzie z moją rodziną i dostałam telefon. Powiedział: Cześć Marzenka. Ze mną jest bardzo ciężko. Muszę wychodzić ze szpitala i potrzebuję pomocy. Czy byś mi nie pomogła? Nie ma szans, żeby zostawić go samego. Musi ktoś przy nim być, nic ze sobą nie zrobi sam – tłumaczy Marzena Iskra, opiekuna pana Zygmunta.

- We wszystkim musi mi pomoc opiekunka, czy jedzenie, przekręcenie się na łóżku. Nawet podrapanie – przyznaje Zygmunt Serówka.

ZOBACZ: Jest całkowicie niezdolny do pracy. GOPS odmawia świadczenia

Cały czas konieczna jest rehabilitacja i to po kilka godzin dziennie. Niestety jest ona bardzo kosztowna, bo to wydatek nawet 15 tysięcy miesięcznie.

- Pan Zygmunt nie ma czucia, nie jest w stanie poruszać nogami. Ta rehabilitacja jest bardzo potrzebna, bez niej dojdzie do całkowitego zaniku mięśni – wyjaśnia fizjoterapeuta Jarosław Kuchta i dodaje, że ćwiczenia pomagają: - Zastałem pana Zygmunta w łóżku, był osobą, która się nie ruszała. W tym momencie pan Zygmunt może usiąść w łóżku, obsłużyć telefon, pilota telewizyjnego.

- W tej chwili dzięki rehabilitacji jestem wstanie się podrapać i muchy odgonić  – mówi pan Zygmunt.

- Powinien ćwiczyć jak najwięcej do 5-6 godzin. Przechodziliśmy tu we dwóch, trzech rehabilitantów. W tej chwili okroiło się to do godziny, czasami dwóch, z przyczyn finansowych. NFZ gwarantuje 80 wizyt rocznie. Bardzo mało – podkreśla fizjoterapeuta Jarosław Kuchta.

Mimo tylu tragedii jakie spotkały pana Zygmunta w życiu, niepełnosprawny mężczyzna jest optymistą. Wierzy, że wyzdrowieje. Na rekonwalescencję wydał z własnych oszczędności oraz ze zbiórek już ponad 300 tysięcy złotych. Dlatego liczy się każdy grosz. 

- Ja go podziwiam za optymizm. My zdrowi, możemy się uczyć od niego – podsumowuje Marzena Iskra, która pomaga panu Zygmuntowi.

* Jeśli chcą Państwo pomóc panu Zygmuntowi, prosimy o kontakt z redakcją: 22 514 41 26 lub interwencja@polsat.com.pl

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX