Od trzech lat nie pojawiła się u nich śmieciarka. Żyją poza prawem?
Mieszkańcy przedmieść podlubelskiego Świdnika mają problem z sąsiadami. Para wychowująca troje dzieci wprowadziła się trzy lata temu. Przez ten czas ani razu nie pojawiła się u nich śmieciarka, a worki z odpadami zalegają koło ich domu. Nie wiadomo też, czy na posesji jest szambo lub przydomowa oczyszczalnia ścieków. Urzędnicy i służby znają problem, ale nie są wpuszczani na posesję.
- Mieszkają trzy lata, nielegalnie, bo nie mają odbioru domu, nie płacą za śmieci, podatków, są agresywni w stosunku do nas. Bardzo są agresywni, z nimi nie ma rozmowy. Syn był świadkiem, jak wyrzucają śmieci do kontenerów miejskich – opowiada Kamila Klimas.
- Wyrzucali śmieci, więc zacząłem ich nagrywać. Gonili mnie, żeby zabrać mi telefon – wspomina Kacper Klimas.
ZOBACZ: Ich blok grozi zawaleniem! Winią dewelopera, nie chcą wracać
Urzędnicy, policja, a także straż miejska pojawiają się bardzo często przed domem. Efekt kontroli zawsze jest ten sam.
- Otrzymaliśmy zgłoszenie o udzielenie asysty pracownikowi urzędu miasta w Świdniku. Okazuje się, że ten pracownik nie został wpuszczony na posesję. Także my spotkaliśmy się z odmową. Prowadzimy obecnie postepowanie dotyczące utrudniania przeprowadzenia kontroli, jeśli chodzi o ochronę środowiska. To jest przestępstwo. My nie wiemy tak naprawdę, czy tam jest szambo lub przydomowa oczyszczalnia. Materiały zostały przekazane do sądu – opowiada Andrzej Fijołek z policji w Lublinie.
- To jest pierwszy przypadek, że ktoś w sposób notoryczny odmawia nam wejścia na teren posesji i poddania się kontroli. Jest to zagrożenie karą pozbawienia wolności do lat trzech. Wiemy, że odpady nie są gromadzone w sposób prawidłowy – tłumaczy Janusz Wójtowicz, komendant Straży Miejskiej w Świdniku.
- Oni się tłumaczą, że mieszkają, ale śmieci nie produkują. Jak to możliwe przy trojgu dzieciach? Perpetuum mobile – komentuje Piotr Klimas.
ZOBACZ: Wyremontowała, może odejść. Urzędnicy w… salonie fryzjerskim
Kolejnym problemem jest ogólnodostępna droga prowadząca do domów i pól. Zostały wysypane na nią odpady, które nie powinny się tam nigdy znaleźć.
- Wyrzucono futryny, druty, gwoździe, rzeczy niebezpieczne dla opon samochodów, niebezpieczne dla osób, które by się przewróciły. Nie mieliśmy wątpliwości, że to odpady rozbiórkowe, budowlane. Nie powinny znaleźć się na drodze. Wysypali je ci ludzie z tego domu, posesji – mówi Janusz Wójtowicz, komendant Straży Miejskiej w Świdniku.
- Poszłam z moim najmłodszym wnukiem na maliny. Nasza sąsiadka wybiegła do mnie i zaczęła krzyczeć. Chciałam przejść, ona mi nie dała. Chciała mnie odepchnąć, złapała za ręce, zaczęła potrząsać. Obrażenia na rękach, siniaki i zadrapania... Mam obdukcję. Nigdy nie wchodziłam na ich teren. Droga jest wspólna dla wszystkich – zaznacza Halina Kolbuszewska.
Po krótkiej rozmowie z nami Renata D. odmówiła komentarza, wezwała policję. Funkcjonariusze stwierdzili, że nie złamaliśmy żadnych przepisów i możemy nagrywać.
ZOBACZ: Miały dostać nowe zęby, a straciły zdrowie
Kobieta nie przyjęła tego faktu do wiadomości. Po odjeździe radiowozu usiłowała utrudnić nam pracę, mimo że przebywaliśmy na drodze ogólnodostępnej.
Renata D.: (zasłana obiektyw) Jest pan na terenie prywatnym.
Reporter: Policja powiedziała nam coś zupełnie innego.
Renata D.: Policja nie wie.
Reporter: Aha, policja nie wie. Rozumiem.
Renata D.: Ja się nie zgadzam na nagrywanie mnie.
Reporter: To proszę wrócić do domu.
Renata D.: Pan nie będzie mi mówił, co mam robić.
- Ja mam studnię głębinową. Jeżeli jest szambo niewybierane, idzie w ziemię, to z automatu piję wodę z nieczystościami. A mam troje dzieci i boję się o zdrowie – podkreśla Kamila Klimas.