Walka przewoźników. Gigantyczne kolejki na granicy z Ukrainą

Narasta napięcie na polsko-ukraińskiej granicy. Już niemal miesiąc trwa tam protest polskich przewoźników alarmujących, że wprowadzone w Ukrainie regulacje zabijają ich biznes. Chodzi o kolejki, w jakich muszą tygodniami czekać na powrót do kraju. Pojechaliśmy na Wschód, żeby przekonać się, jak wygląda ich sytuacja.

Protest po polskiej stronie granicy trwa od szóstego listopada i jest odpowiedzią na regulacje Ukrainy, przez które polscy kierowcy ciężarówek utknęli w tym kraju na wiele tygodni. Jak sobie radzą?

- To nie jest pierwszy raz, że my tak stoimy. To się dzieje od pół roku. Od pół roku za każdym razem, co wjedziemy na Ukrainę, mamy pięć, siedem, osiem dni czekania w e- kolejce. To przez nasilenie aut, które jadą w stronę europejską, dlatego tak się chyba dzieje – mówi Michał Chomiuk.

ZOBACZ: Pilnie potrzebuje pomocy. Operacja się nie odbyła

Kierowcę spotykamy na obrzeżach Lwowa, gdzie już od dwunastu dni czeka na możliwość powrotu do Polski. Ruch ciężarówek reguluje aplikacja, która powiadamia, kiedy należy przyjechać na przejście graniczne. Jednak zdaniem kierowców aplikacja nie działa prawidłowo.

- Coś jest kombinowane, coś jest robionego, że te samochody ukraińskie ni stąd ni zowąd się w tej kolejce pojawiają i bez problemu wjeżdżają. Nawet niektórzy z ukraińskich kierowców bezczelnie się śmieją: my stać w kolejce nie będziemy – twierdzi pan Michał.

- Jest ciężko. Wstajesz rano, trzeba jakoś się obmyć, idziesz do toalety, która tutaj jest przy supermarkecie. Nie ma żadnego prysznica, nic u nich. Trzeba się trochę podmywać, ale niestety, nie ma tutaj warunków do życia. Jakieś śniadanko to wiadomo, kupi się w sklepie jakieś pieczywo, jakieś kanapki się robi, taka rutyna kierowcy ciężarówki, wszystko robimy w kabinie – opowiada pan Damian.

On również czeka na powrót do domu. Obaj kierowcy wierzą, że szybko wrócą do swoich rodzin, z którymi obecnie mają tylko kontakt wirtualny.

- Nie wiem, jak to będzie. Mam nadzieję, że coś się ureguluje, żeby w końcu doszli do jakiegoś konsensusu, żebyśmy mogli normalnie pracować, żeby wszystko wróciło do normy, tak jak było wcześniej. Przez to nam jest trudniej utrzymać się na rynku. Oni jeżdżą na takich stawkach, że nie ma jak konkurować z ukraińskim przewoźnikiem – zaznacza pan Damian.

ZOBACZ: Rodzina zastępcza walczy o opiekę. Matka poszła do sądu

Józef Kowalski od ponad trzydziestu lat jeździ ciężarówką na Wschód, ale jak sam mówi, tak złej sytuacji na granicy nie pamięta. Na swoją kolej czeka w mieście Uściług na Wołyniu.

- Na pusto, z pustą ramą, czekam osiem dni, stojąc tutaj. To bilecik autobusowy: pojechałem do domu, do Warszawy, wróciłem z powrotem tutaj – mówi pan Józef.

- Psychika siada po trzech, czterech dniach. Nie wiadomo, co ze sobą robić. Nie jest łatwo.  Jeszcze latem można sobie gdzieś wyjść, ale dzisiaj? Co? Tylko ta skrzynka dwa na dwa i koniec. Przewiduję swój wjazd jutro popołudniu, może, jeżeli jakoś ta granica będzie pracowała – dodaje inny kierowca pan Tadeusz.

ZOBACZ: Nierozwiązana zagadka sprzed lat. Co stało się z 24-latką?

Tymczasem po naszej stronie granicy trwa częściowa blokada przejść z Ukrainą. Protest prowadzą polscy przewoźnicy, którzy przepuszczają tylko kilka samochodów na godzinę. Blokada nie obejmuje pomocy humanitarnej i transportów wojskowych.

Wśród protestujących w Dorohusku na Lubelszczyźnie jest Robert Witek. Mężczyzna od piętnastu lat prowadzi firmę transportową i boi się o przyszłość swoją oraz swoich pracowników.

- Czas oczekiwania to jest około dwóch tygodni. Oczywiście z ryzykiem, że polski kierowca zostanie z tej kolejki wypchnięty przez auta ukraińskich oligarchów. Faktycznie to będzie około trzech tygodni. Cała trasa auta - w moim przypadku Polska centralna – Kijów, powrót na bazę - to jest bite pięć, sześć tygodni. Stąd nasz protest, bo przy takiej liczbie wykonywania transportu, nasza rentowność jest grubo poniżej zera. W dalszej perspektywie oznaczałoby to  nieuchronne bankructwo - podsumowuje Robert Witek.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX