Dziadkowie lepsi od ojca? Tak zdecydował sąd

Adrian Możdżyński walczy o prawo do wychowywania pięcioletniej córki. Dziewczynka straciła mamę w wypadku samochodowym, a sąd przyznał prawo do opieki dziadkom.

- To jest moje dziecko. Kocham je i chcę, żeby było ze mną. Nie wyobrażam sobie, żebym mógł ją zostawić tam, gdzie teraz jest – podkreśla pan Adrian.

Pięcioletnia Kaja jest owocem miłości pana Adriana i pani Magdaleny. Poznali się osiem lat temu. Zamieszkali u rodziców matki dziecka, w małej miejscowości w województwie świętokrzyskim.

- Babcia mojej córki jest osobą, która bardzo lubiła ingerować w życie mojej byłej partnerki, co utrudniało nam relację między sobą. Postanowiłem się wyprowadzić stamtąd i zapytałem moją partnerkę, czy chce zrobić to ze mną. Powiedziała, że tak – wspomina Adrian Możdżyński.

ZOBACZ: Wybuch biokominka zniszczył połowę jej ciała. Nie poddaje się

Pan Adrian i pani Magdalena wynajęli mieszkanie w Kielcach. Wydawałoby się, że teraz szczęście rodzinne będzie rozkwitało. Pan Adrian pracował w Irlandii. Każdą wolną chwilę wykorzystywał na przyjazd do partnerki i córki.

- Było wszystko w jak najlepszym porządku przez kolejne półtora roku. Później przyjechałem na niezapowiedziany urlop do Polski, nie zastając nikogo w domu. Zastałem rzeczy innego pana u mnie w mieszkaniu – opowiada Adrian Możdżyński.

Rodzice Kai rozstali się. Ojciec utrzymywał z córką kontakty telefonicznie. Dla rodziców dziecko w tej sytuacji było najważniejsze. Niestety 10 czerwca 2022 roku pani Magdalena zginęła w wypadku samochodowym. To, co stało się później, jest szokiem dla pana Adriana.

- Przyszło pismo z Sądu Rejonowego w Pińczowie, że moje córka została umieszczona w rodzinie zastępczej. Dziadkowie córki, po moim telefonie, jak ja powiedziałem, że chcę przylecieć do Polski i zabrać córkę ze sobą, poszli do sądu i złożyli wniosek, żeby być rodziną zastępczą dla mojej córki. Po czym sąd przyznał te prawa, bo stwierdzili dziadkowie, że nie ma ze mną żadnego kontaktu. Sąd się w ogóle nie kontaktował ze mną. Nie sprawdzał, czy żyję, czy jestem na miejscu, czy za granicą. Dziadkowie mojej córki powiedzieli tylko, że nie ma ze mną kontaktu od dwóch lat. Skłamali przed sądem na rozprawie – mówi Adrian Możdżyński.

ZOBACZ: Bez pieniędzy i aut z zagranicy. Kilkudziesięciu poszkodowanych

­Dziadkowie Kai twierdzą, że pan Adrian powinien być im wdzięczny, że wychowują jego córkę.

Dziadkowie:  Wyjechał do Irlandii, poznał partnerkę, urodziło mu się dziecko. Piękną rodzinę sobie stworzył tam.

Reporterka: Ma prawo...

Dziadek: Ja mu nie bronię, proszę bardzo. Niech ma. Już musiało być niedobrze między naszą córką a nim.

Reporterka: Ale to od jakiegoś czasu już robiło się niedobrze. Bo wasza córka….

Babcia: Dopóki sobie zapoznał tamtą...

Reporter: Podobno to dokładnie odwrotnie było, jak mieszkali w Kielcach.

Dziadek: Powinien być nam wdzięczny, że my mu wychowujemy dziecko.

ZOBACZ: Poręczyli kredyt. Dziś to oni mają problem, a nie dłużnicy

Zszokowany decyzją sądu w Pińczowie ojciec rozpoczął walkę o córkę. Chcieliśmy zapytać sąd, dlaczego tak się stało. W nadesłanej odpowiedzi mailem czytamy m.in., że „szczegóły tego postępowania i relacji rodzinnych zainteresowanych, z uwagi na dobro małoletniej, nie powinny być przedmiotem publicznych rozważań.”

Zarejestrowaliśmy jedną z rozmów pana Adriana z córką:

Pan Adrian: Kikuś, co to takiego córciu?

Kaja: Myszka Miki.

Pan Adrian: Ale świetna. Skąd ty taką masz?

Kaja: Kupiłam razem z sukienką.

Pan Adrian: No pięknie, super, brawo. To może tatuś by jutro po ciebie przyjechał i byśmy pojechali do kulkolandii?

Kaja: Kulkolandia!

Pan Adrian: Tatuś przyjedzie po ciebie jutro. Dobra, pa.

Kaja: Pa.

ZOBACZ: Więzień wtargnął do internatu. „Mówił, że musi kogoś zabić”

Następnego dnia pan Adrian pojechał po Kaję do Pińczowa. Za każdym razem boi się, że dziadkowie odmówią mu możliwości spędzenia czasu sam na sam z córką. Tym razem obyło się bez awantur.

Reporterka: Wy nie rozumiecie więzi między tatą a Kają?

Dziadek: Więź jest, jak on zostawia dziecko i wyjeżdża do Irlandii i jego nie ma?

Reporterka: Ale on chce zabrać dziecko do Irlandii.

Dziadek: Ale nie zabierze go w życiu!

Babcia: Ja na ferie do Irlandii Kai nie dam ani na wakacje. Chce - niech sobie przyjedzie.

Dziadek: To jest nasza wola, czy my mu damy dziecko, czy mu nie damy.

Babcia: Tak.

Reporterka: Nic państwo nie macie sobie do zarzucenia?

Babcia: Absolutnie.

Reporterka: Chcecie się wypowiedzieć oficjalnie?

Dziadek: Nie, nie wypowiadamy się.

Reporterka: Dziękuję, do widzenia.

Babcia: Do widzenia

Dziadek: Weź pan tę kamerę, bo pana zrzucę ze schodów.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX