Sprzedał auto, po latach dostaje mandaty z Niemiec
Leszek Wilczyński sprzedał auto i dopełnił wszelkich formalności związanych ze zbyciem pojazdu. Mimo to, dostaje mandaty z Niemiec. Tamtejsza policja nic nie wie o sprzedaży samochodu. Ostatnio przesłała rachunek za jego zezłomowanie.
Pan Leszek mieszka w Kołobrzegu. Cztery lata temu sprzedał samochód mieszkającemu w Szczecinie obywatelowi Ukrainy - Vasylowi K. Rok po sprzedaży auta mężczyzna dostał od niemieckiej policji zdjęcie z fotoradaru i mandat w wysokości 20 euro.
- Mandat za przekroczenie prędkości, a nigdy nie byłem w Niemczech. Jestem w szoku, boję się, żeby nie zapukał komornik albo ktoś, kto ściąga pieniądze – mówi Leszek Wilczyński.
- Oczy wielkie stawiamy: co jest? Patrzymy na zdjęcie: nie męża – tłumaczy Agnieszka Wilczyńska. Małżeństwo na zdjęciu z fotoradaru rozpoznało Ukraińca, któremu sprzedało auto.
- Pan Leszek dopełnił w ustawowym terminie formalności związanych z zawiadomieniem starosty o zbyciu pojazdu. Wprowadziliśmy te informacje do CEPIK-u. I te informacje, w tej bazie są aktualne. Dokonaliśmy wszystkich formalności. Nowy właściciel nie przerejestrował auta na siebie, a powinien to zrobić – tłumaczy Małgorzata Chrzanowska z Wydział Komunikacji Starostwa w Kołobrzegu.
Sprzedał auto. Dostaje na nie mandaty z Niemiec
Pan Leszek wynajął tłumacza i odpisał niemieckiej policji, że sprzedał samochód. Podał też dane osoby, która kupiła pojazd. Na dowód dołączył kopie umowy. I o sprawie zapomniał. Niedawno mężczyzna otrzymał kolejny list z Niemiec.
- Miesiąc temu dostałem następne pismo z urzędu skarbowego w Hamburgu. Chodziło o złomowanie samochodu, bo został gdzieś porzucony. Szok, jak zobaczyłem kwotę mandatu, na nasze 3 tysiące złotych – relacjonuje Leszek Wilczyński.
- Mąż był na policji, powiedzieli, żeby szedł do tłumacza. Polska policja nie jest wstanie pomóc. Czujemy niepewność, co na może spotkać – dodaje Agnieszka Wilczyńska.
Podobnych sytuacji jest zdecydowanie więcej. Opisujący historię mieszkańca Kołobrzegu dziennikarz Faktu, sam był w identycznej sytuacji. Dostał kilka mandatów z Niemiec i to kilka lat po sprzedaży samochodu.
- Sam padłem ofiarą tego procederu. Dostałem dwa mandaty: 10 i 15 euro na samochód, który sprzedałem 10 lat wcześniej. Zeskanowałem dokumenty sprzedaży i wysłałem. Zastanawiam się, czy jak kiedyś będę w Niemczech i zatrzyma mnie policja, to nie będzie się domagać tego ode mnie – mówi Przemysła Gryń, dziennikarz Faktu.
ZOBACZ: Cmentarz samowolą. Nie mogą chować zmarłych
Pytamy niemiecką policję, z jakiej bazy danych korzystają unijne służby. I jak to możliwe, że polscy obywatele otrzymują mandaty z Niemiec, mimo że zgłosili sprzedaż pojazdów w wydziałach komunikacji. Okazuje się, że służby z innych państw korzystają z innej ewidencji danych niż CEPIK.
- Niemiecka policja i inne służby korzystają z systemu europejskiego, gdzie kraje członkowskie Unii przekazują dane właścicieli pojazdów do wspólnej bazy. Dzięki temu możemy ustalać sprawców wykroczeń i przestępstw. Lepiej mandat zapłacić, żeby uniknąć dalszych postępowań i dodatkowych kosztów – tłumaczy Ulf Buschmann z Policji Landu Brandenburgia.
- Mamy do czynienia z patem ustawodawczym. Ponieważ sprzedający ma obowiązek zgłoszenia sprzedaży, jednak to na kupującym ciąży obowiązek przerejestrowania auta. Jeżeli osoba nie przerejestruje, to dalej w systemach funkcjonuje poprzedni właściciel. Mamy do czynienia z domniemaniem właścicielskim – ocenia Aleksander Bolko, radca prawny.
ZOBACZ: Matka odeszła. Ośmiolatek sam z ojcem z niepełnosprawnością
Chcieliśmy zapytać Vasyla K., który kupił cztery lata temu samochód od pana Leszka, czemu nie przerejestrował auta. Według prawa miał na to 30 dni od dokonania zakupu. Jedziemy pod adres podany na umowie. Na miejscu okazuje się, że mężczyzna od dawna tam już nie mieszka.
- Ja się boję, żeby on jakiegoś przestępstwa wcześniej nie dokonał tym samochodem, co może dopiero wyjść na jaw – podsumowuje Leszek Wilczyński.