Rozpaczliwa walka o córkę. Nie widziała jej półtora roku
Pani Ramona od półtora roku nie spotkała się z córką, mimo że sąd wyznaczył jej terminy widzeń. Uniemożliwia je mąż, który zabrał 6-latkę z domu. - On siedział 6 lat w psychiatryku i 10 lat za kradzieże, rozboje z bronią - mówi pani Ramona. Mężczyzna zarabia streamując w sieci, m.in. pomawia urzędników i dziennikarzy.
Pani Ramona 7 lat temu poznała pana Krzysztofa na imprezie u znajomego. Przedstawił się jako prawnik. Kobieta zakochała się i już po 3 miesiącach znajomości wzięła z nim ślub. Twierdzi, że dopiero wówczas dowiedziała się o kryminalnej przeszłości męża.
- Bardzo się kamuflował, udawał, że dla dzieci moich jest dobry, późnej okazało się, że tak nie jest. Pojawiła się przemoc psychiczna i fizyczna. On siedział 6 lat w psychiatryku i 10 lat za kradzieże, rozboje z bronią na pocztę oraz był zamieszany w zabójstwo. Napadł z kolegami na Włocha, którego jeden z kolegów zabił – mówi pani Ramona.
- Z początku zapowiadało się dobrze, jak córka urodziła wnuczkę, zaczął się koszmar, gehenna – dodaje Beata Lewandowicz, mama pani Ramony.
ZOBACZ: Groźny wypadek w pracy. Został bez odszkodowania i renty
Małżeństwo zamieszkało w Knurowie koło Gliwic. Kilka miesięcy później urodziła się córka Maja. Pani Ramona twierdzi, że wówczas pojawiła się przemoc. Krzysztof N. miał znęcać się nad dwojgiem dzieci pani Ramony z poprzedniego małżeństwa. Chciała wielokrotnie odejść, ale się bała.
- Zaczął się znęcać. Trzy miesiące po urodzeniu dziecka wywiózł mnie w bagażniku do lasu. Bił mnie. Szarpał za włosy, groził, że zabije, przyłożył nóź do gardła – opowiada pani Ramona.
- Często jak był agresywny, to robiliśmy wszystko, żeby go unikać. Bałam się go, jak był wkurzony. Był agresywny i nas bił – mówią Kinga i Seweryn, dzieci pani Ramony z pierwszego małżeństwa.
Kiedy kobieta zdecydowała się pójść na komisariat, Krzysztof N. zabrał córkę i uciekł do swoich rodziców, mieszkających w Siewierzu. Pani Ramona twierdzi, że wówczas w domu znalazła ostrą amunicję. Powiadomiła o tym śledczych. Prosiła też o pomoc urzędników, ale bezskutecznie. Złożyła więc pozew do sądu. Wówczas sprawę widzeń dziecka połączono z toczącym się postępowaniem rozwodowym.
- Pani sędzia napisała, że córka jest tam od roku i do rozstrzygnięcia ma przebywać u ojca. Wyznaczyła kontakty ze mną od piątku do niedzieli w pierwszy i trzeci weekend w miesiącu. Nie mam możliwości odebrać córki z przedszkola – tłumaczy pani Ramona.
- Podaje się za niezależnego dziennikarza. On reprezentuje jeden z kanałów, które mają na celu uprzykrzanie urzędników w intrenecie. Są to kanały patostreamerskie, gdzie można za 100 zł kupić legitymację prasową. Ta legitymacja służy, by załatwiać własne sprawy– mówi Renata Cius-Rassek, dziennikarka Faktu.
- Jest to osoba wysoce niebezpieczna, która posługuje się agresją, manipulacją, nie tylko w stosunku do najbliższych, ale i do urzędników. Jego obecność w procesie wychowawczym jest jakimś absurdem – ocenia Karolina Krupa-Gaweł z Biura Obrony Praw Dziecka.
ZOBACZ: Trzy osoby wskazują, kto jest ojcem, a sąd… nie wierzy
Pani Ramona od półtora roku nie widziała córki. Jedziemy z nią na spotkanie z dzieckiem w terminie wyznaczonym przez sąd. Na bramie i furtce widzimy pozakładane łańcuchy. Brak jest dzwonka lub domofonu. Sytuacja powtarza się notorycznie.
- Interwencja będzie u nas odnotowana. I sąd się do nas zgłosi – mówią policjanci, którzy pojawili się na miejscu.
- Byłam wcześniej z policją prosiłam, żeby oddał dziecko, prosiłam MOPS. Przez to pracownicy MOPS byli szykanowani w internecie. On zgłosił, że znęcają się nad swoimi dziećmi. Wszyscy, którzy chcą pomóc, zaraz mają jakieś sprawy zakładane, w internecie są opisywani – opowiada pani Ramona.
- Potrafi zastraszyć urzędników po burmistrza. On się uznał dziennikarzem niezależnym. Podawał nieprawdziwe informacje o pracownicach MOPS w Siewierzu. Na skutek czego zostały wszczęte procedury niebieskiej karty kobietom. Z automatu postępowanie wszczęto, a on w internecie podawał, że patologia w MOPS. Okazało się, że to nie jest prawda – wspomina Renata Cius-Rassek, dziennikarka Faktu.
ZOBACZ: Półtora roku czeka na usunięcie zębów. Szpital nie ma sprzętu
Kilka godzin później usiłowaliśmy porozmawiać z Krzysztofem N. Mimo, że mężczyzna do nas nie wyszedł, upublicznił wizytę ekipy w internecie, sugerując, że złamaliśmy prawo. Kiedy zatelefonowaliśmy na jego komórkę, rzucił słuchawką. Kolejnych polaczeń już nie odbierał.
- Nie można w żaden sposób panów zachowania identyfikować z przestępstwem. W żaden sposób wasze zachowanie nie wyczerpywało znamion przestępstwa. Jeżeli staliście w miejscu publicznym, nie chcieliście się przedostać na posesję, to ciężko mówić, że naruszyliście prawo - ocenia prawnik dr Aleksandra Cempura.
- On nagrywał również nasze spotkanie, ale nie upublicznił części dotyczącej jego osoby. Zapytał wprost: czy pani jest lesbijką. I to wystarczyło mu po to, żeby przekuć to, że on pyta dziennikarkę o orientację seksualną – opowiada Renata Cius-Rassek, dziennikarka Faktu.
ZOBACZ: Jego dom się rozpada. Ciężarówki dalej jeżdżą tuż obok
Pani Ramona twierdzi, że wszyscy boją się Krzysztofa N. Tak zareagował burmistrz Siewierza na pytanie o mężczyznę, który pomawia i publicznie szkaluje jego urzędników.
Wizyta w urzędzie miasta Siewierz, rozmowa z Burmistrzem.
- Nie, dziękuje. Ja na temat pana N. nie będę rozmawiał.
- Czego się obawiacie?
- Nie obawiam się, nie rozmawiam na temat pana N.
- A dlaczego?
- Bo nie. Rzecznik prasowy ma szerszą wiedzę. dziękuję za rozmowę.
- Jak się pan odniesie do zarzutów przeciwko urzędnikom?
- Dziękuje.
ZOBACZ: Wtłoczyli w ziemię niebezpieczne odpady. Ludzie drżą o życie
„Wszelkie informacje dotyczące spraw prowadzonych w przestrzeni publicznej mają charakter szczególnie wrażliwy i ze względu na dobra osobiste zaangażowanych i ich prawo do prywatności, proszę o uszanowanie decyzji o powstrzymaniu się od udzielania komentarzy na ich temat” – brzmi treść oświadczenia rzecznika urzędu miasta Siewierz.
- Chciałabym odzyskać córkę, brakuje mi jej. W grudniu będą dwa lata, jak dziecka nie widzę – podsumowuje pani Ramona.