Koszmarny transport karetką i śmierć pacjentki. ZUS odmówił renty specjalnej
Wracamy do bulwersującej historii z Białegostoku. Karetka, która miała pilnie przetransportować chorą na serce panią Dorotę do Warszawy, przyjechała dopiero po godzinie. W dodatku nie była w stanie jechać szybko. 44-letnia kobieta osierociła troje dzieci. Teraz prezes ZUS w Białymstoku odmówiła ojcu dzieci renty specjalnej. Nie przekonało ją nawet pismo z kancelarii premiera.
Dorota Bohatyrewicz od kilku lat chorowała na serce. Kiedy 18 czerwca 2019 roku źle się poczuła, z mężem pojechała do Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego.
- Miała duszności i osłabienie. Została podjęta decyzja, że będzie przetransportowana do Anina w Warszawie. Pani powiedziała, że sprzęt nie zmieści się do helikoptera i będzie transport karetką – opowiadał Jarosław Daniluk, partner pani Doroty.
Droga z Białegostoku do Warszawy zajmuje ponad dwie godziny. Lekarzom zależało, żeby kobieta w specjalistycznej klinice znalazła się w czasie krótszym niż godzina. Ponieważ liczyła się każda minuta, szpital poprosił o pomoc policję. Radiowóz miał torować drogę ambulansowi. Funkcjonariusze pod szpitalem pojawili się momentalnie. Wezwanej karetki jednak nie było.
- Karetka przyjechała pod szpital. Pani doktor siedziała przy kierowcy, paliła papierosy – wspominał Jarosław Daniluk.
Wstrząsający transport karetką. Pani Dorota osierociła troje dzieci
- Pierwsze problemy na tej trasie pojawiają się jeszcze w Białymstoku. Policjanci dostają sygnał, że muszą się zatrzymać, bo załoga karetki ma problemy techniczne z aparaturą monitorującą czynności życiowe. Dalej policjanci jadą ekspresową ósemką. Oni zdawali sobie sprawę, że tutaj istotną rolę gra czas. Kiedy jechali 140 km/h, oddalali się od ambulansu, nie był wstanie dotrzymać im tempa – opowiadał Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
- Z karetką coś było nie tak. Sygnały były za ciche, jeden ze świetlnych nie działał w ogóle. Okazało się, że kierowca przypisany do karetki nie ma uprawnień do kierowania pojazdem specjalistycznym, więc za kierownicę wsiadł ratownik medyczny – mówiła Agnieszka Kaszuba, dziennikarka „Faktu”.
Kolejne problemy pojawiły się na przedmieściach Warszawy.
Oszuści okradli rolników. Z kont zniknęło 370 tys. zł
- W tym momencie policjanci zauważają bardzo nerwową atmosferę, w środku czynności wykonują ratownicy, podobno skończył się tlen w butli, a załoga karetki nie jest w stanie poradzić sobie z jej wymianą, z przykręceniem reduktora. Wówczas jeden z policjantów bierze klucz i to on wymienia butlę z tlenem. Zauważyli też kolor skóry pacjentki, w notatce napisali, że była wówczas sina – relacjonuje Tomasz Krupa z Komendy Wojewódzkiej Policji w Białymstoku.
Pani Dorota do kliniki w warszawskim Aninie trafiła nieprzytomna. Świadomości już nie odzyskała, zmarła kilka dni później. Osierociła troje dzieci w wieku 17, 12 i 10 lat. Zbulwersowani policjanci, którzy konwojowali karetkę, zawiadomili prokuraturę. Ambulans należał do prywatnej firmy. Mimo tego skandalu, białostocki szpital podpisał kolejną umowę na transport chorych z tą firmą. A sam posiada nowoczesne karetki.
"Nie było podstaw prawnych"
- Podpisano z tą firmą umowę od 1 stycznia na 2 lata. Tutaj nie było procesu sądowego, nikt nie został skazany. Nie było podstaw prawnych, żeby odrzucić ofertę – tłumaczy nam Katarzyna Malinowska-Olczyk z Uniwersyteckiego Szpitala Klinicznego w Białymstoku.
Ojciec dzieci 40 kilometrów od Białegostoku prowadzi gospodarstwo rolne. Jednak po śmierci żony nie ma czasu tam zaglądać. Gospodarstwo podupadło. Sam zajął się wychowywaniem dzieci. Ponieważ okoliczności śmierci pani Doroty są kontrowersyjne, wystąpił do Zakładu Ubezpieczeń Społecznych o rentę specjalną. ZUS odmówił.
- Jest ciężko, myślałem, że sobie poradzę, ale przychodni codzienność. Gołym okiem widać, że to państwo zawiniło. Zawinił transport, to wina państwa, dlatego walczę dla dzieci. Renta się dzieciom należy. Szpital jest państwowy, nie prywatny – mówi Jarosław Daniluk.
- Muszą być spełnione wszystkie trzy warunki łącznie, czyli wystąpienie szczególnych okoliczności uniemożliwiających pracę, w tym przypadku niezdolność do pracy i ciężka sytuacja materialna. Te warunki wszystkie łącznie nie zostały spełnione – odpowiada Katarzyna Krupicka z Zakładu Ubezpieczeń Społecznych w Białymstoku.
Ofiary stolarza. Wziął pieniądze, pracy nie dokończył
- Jeśli chodzi o chorobę i niezdolność do pacy, prezes ZUS uważa, że niezdolność powinna być całkowita. A z orzecznictwa sądowego wynika, że każda ułomność chorobowa powodująca trudności w zarobkowości, to są szczególne okoliczności do przyznania renty. Tu tak było – uważa Aleksander Bojczuk, pełnomocnik pana Jarosława.
"I prezes ZUS podjęła uznaniową decyzję"
Za przyznaniem specjalnej renty rodzinnej wstawili się europarlamentarzyści, a nawet Kancelaria Prezesa Rady Ministrów. Urzędnicy premiera w piśmie do prezes ZUS-u zaapelowali o pozytywne rozpatrzenie wniosku. Bez skutku.
Katarzyna Krupicka, ZUS Białystok: Sąd może podjąć każdą decyzję, dla nas wyrok będzie wiążący.
Reporter: Prezes ZUS-u też mogła podjąć uznaniową decyzję.
Katarzyna Krupicka, ZUS Białystok: I prezes ZUS podjęła uznaniową decyzję, po analizie dokumentacji stwierdziła, że renta rodzinna w drodze wyjątku nie przysługuje. Zostało wniesione odwołanie do Sądu Administracyjnego w Warszawie.
- Wojewódzki Sąd Administracyjny doszedł do takiej konkluzji, że sprawa jest wyjątkowa i skierował do mediacji. Wie, że to nie obywatel zmieni zdanie i wycofa skargę, tylko organ się zastanowi i zmieni swoją decyzję – informuje Aleksander Bojczuk, pełnomocnik pana Jarosława.
- Jeżeli pani prezes jest ważniejsza od pana premiera, to ja nie wiem, w jakim kraju żyjemy – dodaje Jarosław Daniluk.