Nie może sprzedać ziemi. Urzędnicy nie widzą istniejącej drogi
Pan Eugeniusz przez lata prowadził niewielkie gospodarstwo rolne. Rok temu postanowił je sprzedać. Ponieważ znalazł kupca tylko na pole, chciał podzielić działkę. Urzędnicy nie zatwierdzili podziału, bo według nich działka nie ma dostępu do drogi publicznej. Droga jednak fizycznie istnieje, a okoliczni mieszkańcy poruszają się nią od wielu lat.
Pan Eugeniusz Wdowiak mieszka w miejscowości Kłyż, w województwie małopolskim. Przez lata prowadził niewielkie gospodarstwo rolne. Ma tu dom, budynki gospodarcze i 2-hektarowe pole. Dziś mężczyzna jest na emeryturze i uprawiać ziemi nie pozwalają mu problemy ze zdrowiem.
- Chcę się wyprowadzić do miasta, bo mam już swój wiek i chciałem bliżej rodziny być - tłumaczy Eugeniusz Wdowiak.
- Chciałem sprzedać całe gospodarstwo, ale na całość nie było kupców, więc postanowiłem sprzedawać to w częściach. Na pole miałem chętnego rolnika, który chciał je kupić - dodaje mężczyzna.
Schody barierą dla niepełnosprawnej. Dwa lata starają się podjazd
Gdy pan Eugeniusz znalazł kupca jedynie na 2-hektarowe pole - w marcu 2021 roku postanowił gospodarstwo podzielić. Dla siebie zostawił dom i budynki gospodarcze. Pole miało stanowić oddzielną działkę. Potrzebne dokumenty złożył w urzędzie gminy. Nie spodziewał się, że będzie to dla niego początek problemów.
- Geodeta przyszedł, zrobił plan i dał mi do podpisu, żeby zawieźć to do gminy - mówi mężczyzna.
Gminni urzędnicy podziału jednak nie zatwierdzili. Twierdzą, że działka nie ma dostępu do drogi publicznej. Tymczasem pan Eugeniusz przekonuje, że droga jest.
- Tę drogę utrzymywała i utrzymuje gmina Żabno. Asfalt był położony do mojej działki. A dalej jest utwardzona. Jest to droga przejezdna, łącząca dwie drogi powiatowe - wyjaśnia mężczyzna.
Choć droga fizycznie istnieje, to przez lata nie uregulowano jej statusu prawnego. Urzędnicy uznali więc, że „na papierze” pan Eugeniusz dostępu do drogi nie ma i nie może podzielić nieruchomości. Mężczyzna decyzję zaskarżył do Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnowie.
Łysinin. Najpierw zimne kaloryfery, teraz oskarżenia o wyłudzanie kredytów
- Pan Eugeniusz w odwołaniu napisał, że mieszkańcy gminy od 30 lat korzystają z tej drogi. Droga jest utrzymywana przez gminę, odśnieżana, na pewnej części jest wyasfaltowana - mówi Grzegorz Sypek z Samorządowego Kolegium Odwoławczego w Tarnowie.
- To nie jest droga publiczna w sensie ustawy o drogach publicznych, nie została zakwalifikowana do dróg publicznych. Ale jest drogą, którą zarządza gmina i drogą ogólnodostępną - dodaje.
- W wielu wyrokach Naczelnego Sądu Administracyjnego, bo takie sprawy były w Polsce rozpatrywane, sąd mówi tak: jeżeli droga jest ogólnodostępna, w zarządzie gminy i gmina się nią interesuje, to wówczas można stwierdzić, że ten dostęp do drogi jest – tłumaczy Grzegorz Sypek.
- Samorządowe Kolegium Odwoławcze przyznało mi rację. Mimo to, gmina znowu mi odmówiła. A ja się musiałem znowu z powrotem odwołać do Samorządowego Kolegium Odwoławczego - twierdzi pan Eugeniusz.
Wilgoć w mieszkaniu. Ojciec siedmiorga dzieci w potrzebie
Dziś pan Eugeniusz, mimo kolejnego odwołania, nie ma gwarancji, że sytuacja się nie powtórzy. Nawet jeśli Samorządowe Kolegium Odwoławcze znów przyzna mu rację, to gmina znów może odmówić podziału działki. I cały proces zacznie się od nowa.
- Wyjeżdżona działka pod zajeżdżony ślad drogowy, powstała z wielu parcel i posiada wielu właścicieli. Gmina nigdy nie była właścicielem tej działki - tłumaczy Piotr Broda z Urzędu Miejskiego w Żabnie.
- Ta działka jest we władaniu, nie ma założonej księgi wieczystej. Dlatego druga nasza decyzja nie mogła być inna i również jest odmowna. Niemniej jednak, równolegle chcemy prowadzić sprawę regulacji - dodaje.
- Będziemy doszukiwać się w dokumentach archiwalnych, nakładów jakie ewentualnie mogliśmy ponosić, by udowodnić swoje poczucie własności do tego fragmentu i móc to zasiedzieć. Wtedy będziemy mogli udostępnić dostęp do drogi publicznej - powiedział urzędnik.
- Nie wiem jak to teraz będzie. Ja już i tak straciłem na tej całek sprawie. Od tych papierów, co mi gmina wysyła, to zawrotu głowy można dostać - kończy pan Eugeniusz.