Uciekają przed wojną. Pomoc Polaków dla uchodźców z Ukrainy
Każdego dnia do Polski przyjeżdżają pociągi z uchodźcami z Ukrainy. Ludzie uciekający przed wojną mogą liczyć na pomoc Polaków. Jedną z osób, które ruszyły z pomocą jest pani Anna - bohaterka Interwencji sprzed roku. Dziś wraz z bratem kobieta postanowiła pojechać na drugi koniec Polski i przygarnąć cztery osoby do swojego domu.
Pani Anna mieszka w Czaplinku na Zachodnim Pomorzu. Rok temu przedstawiliśmy jej historię: w tragicznym wypadku zginął jej mąż. Dziś pani Anna postanowiła pomóc uchodźcom z Ukrainy i przygarnąć kilka osób pod dach rodzinnego domu.
- W jednej chwili pomyśleliśmy, żeby dać schronienie dla jednej rodziny sąsiadów ze Wschodu - tłumaczy Anna Węgierska.
- Zdecydowaliśmy się pojechać osobiście, żeby oni czuli się bezpiecznie - dodaje.
Ukraina-Rosja. On przyjechał do Polski, jego syn ruszył walczyć z Rosją. Dramat wojny
Kobieta razem z bratem Jarosławem ruszyła w kilkunastogodzinną podróż na drugi koniec Polski.
- W takich chwilach trzeba pomagać, oferujemy dach nad głową, opiekę - mówi Jarosław Hnatowski.
Rodzeństwo najpierw dotarło do punktu pomocy uchodźcom w Przemyślu. To tu trafiają Ukraińcy z przejść granicznych w Medyce i Korczowej. Osoby, które nie mają dokąd pójść, przewożone są do przemyskich placówek oświatowych. W szkole nr 5 salę gimnastyczna i korytarze zamieniono w noclegownie.
- Przyjeżdżają pociągi z Kijowa, innych miast. Jest bardzo dużo pracy. Pracujemy całą dobę, na okrągło. Mamy wolontariuszy, są panie, harcerze. Są także osoby, które potrzebują porady, wskazania, gdzie mogą pojechać, żeby była komnata i robota - czyli pokój i praca - mówi Agata Kuźmiek ze Szkoły Podstawowej nr 5 w Przemyślu.
Wojna z Rosją. Co sądzą mieszkańcy ukraińskich wsi?
Na propozycję pomocy natychmiast zareagowały cztery kobiety z Kijowa. To trzypokoleniowa rodzina. 83-letnia pani Halina, jej córka, wnuczka, a także przyjaciółka rodziny Swietłana. Kobiety uciekając zabrały z domu tylko kilka rzeczy i dokumenty. Odzież dostały już w Polsce, po przekroczeniu granicy.
- Straszna sytuacja. Strzelali. A jak jechaliśmy pociągiem z Kijowa, to obok pociągu wybuchły dwie rakiety - opowiada Katerina Skrepcowa.
- Jesteśmy wdzięczni i dziękujemy, że pomagacie Ukraińcom - dodaje Halina Stiepura.
Panią Swietłanę bardzo bolały nerki. To skutek kilkudniowej podróży pociągiem z Kijowa do Lwowa. W przedziale oprócz ścisku, było bardzo zimno. Pani Anna, zabrała kobietę do punktu medycznego dla uchodźców, który powstał na terenie przemyskiego dworca kolejowego.
- Dostała antybiotyk, jutro zrobimy badanie moczu i krwi i jeśli będzie potrzebna - konsultację lekarską - wyjaśnia Anna Węgierska.
Wojna w Ukrainie. Dramatyczne sceny we Lwowie
Po przyjeździe do Czaplinka Pani Anna musiała w miejscowym urzędzie gminy zarejestrować pobyt uchodźców. Mieszkanki Kijowa otrzymały do dyspozycji całe piętro w rodzinnym domu. Przyznają, że czują się bezpiecznie, ale martwią się o bliskich, którzy zostali na Ukrainie.
- Przyjechaliśmy wieczorem, wykąpałyśmy się, nakarmili nas. Wszystko jest dobrze - opisuje Halina Stiepura.
- Dziewczyny są zachwycone, że tu przyjechały, że mają ciepło - mówi Jarosław Hnatowski,
- Tam został nasz tata i brat. Tata jest lekarzem i z bratem pomagają rannym. Nie mamy z nim kontaktu. Putin chce zniszczyć naród Ukraiński, ma imperialne ambicje - tłumaczy Katerina Skrepcowa.
- Tu jest bezpiecznie. I myślę, że będzie wszystko dobrze - dodaje pani Swietłana.
- Rozpakowaliśmy je, zapoznaliśmy się i zaczynamy życie z naszą nową rodziną ze wschodu - kończy Anna Węgierska.