Ubezpieczał, a oni ginęli. Maciej B. trafił za kraty
Wracamy do sprawy Macieja B., który ubezpieczył sześciu pracowników w dziewięciu towarzystwach ubezpieczeniowych i po śmierci czterech z nich mógł dostać nawet 6 mln zł. Gdy śledczy analizowali te przypadki, w pożarze mieszkania zginęła kolejna osoba, również ubezpieczona przez Macieja B. Po tej sprawie mężczyzna trafił za kraty.
Blisko rok temu opowiadaliśmy o sprawie bardzo dziwnego wypadku pod Toruniem.
- To nie był wypadek, moje dziecko zostało zamordowane, nie boję się użyć tego słowa – mówiła pani Aldona.
Odszkodowanie za śmierć dwóch osób miało wpłynąć na konto Macieja B.
Bez turystów przy granicy z Białorusią. Przedsiębiorcy na skraju bankructwa
Kilka miesięcy temu spłonęło mieszkanie w Toruniu. A w nim kobieta...
- Ta kobieta również była ubezpieczona przez Macieja B., tak jak w pozostałych sprawach i to Maciej B. w przypadku jej ewentualnej śmierci miał otrzymać odszkodowanie – tłumaczy Andrzej Kukawski, rzecznik Prokuratury Okręgowej w Toruniu.
- Nikt nie weryfikował. Przy takiej sprawie… Po prostu mamy ścieżkę, na której leżą nieżywi ludzie. Jedni, drudzy, trzeci, teraz mamy tę kobietę. Czy to się wszystko musiało wydarzyć? Można było to zatrzymać – uważa Marcin Taraszewski, były oficer policji.
W 2018 roku Maciej B. kupił mieszkanie od kobiety cierpiącej na poważną chorobę psychiczną. Brat kobiety starał się ratować sytuację.
- Zadzwonił do tego biura i poinformował, że ciocia jest osobą chorą psychicznie, że jeżeli sprzeda mieszkanie, to nie będzie miała się gdzie podziać. Ona nie miała tej świadomości – opowiada bratanica Marii D.
Umowa sprzedaży jest nietypowa.
- Kwota była rozbita na takiej zasadzie, że ciocia jeszcze może mieszkać w tym mieszkaniu przez rok, a pan B. będzie płacił cioci raty za to mieszkanie. Tam po 20 - 40 tysięcy zł. I zaczął się problem, bo pan B. nie pojawiał się z pieniędzmi. Za każdym razem kiedy się pojawiał, wypraszał osoby, które były u cioci, chciał zostać z nią sama na sam – mówi bratanica Marii D.
Uchodźcy w Polsce. W Lublinie trafiają do domów nadziei
Sprawa trafiła do sądu, jednak ten w wyroku stwierdził, że umowa jest ważna.
- Maciej B. w sądzie posiadał kartki papieru, na których kobieta kwitowała odbiór gotówki – tłumaczy Mariusz Korzus, dziennikarz Super Expressu.
Według bratanicy, Maria D. nie wiedziała, pod czym składa podpisy, bo jak argumentuje:
- Była schorowana, nie ubierała okularów, bo pan B. był tak „dobry”, że czytał te dokumenty, które ona miała podpisać.
Maria D. kilka miesięcy temu zginęła w pożarze mieszkania. Była ubezpieczona, a beneficjentem polisy był oczywiście Maciej B. Kobieta zginęła w momencie, kiedy organy ścigania analizowały przypadki śmierci osób ubezpieczonych wcześniej.
- Sytuacja z tą ubezpieczoną i spaloną w mieszkaniu kobietą tylko potwierdza ten schemat działania, obrzydliwy. Dla mnie ta cała sytuacja to ogromna porażka systemu organów ścigania i wymiaru sprawiedliwości. Okazały się nieudolne – ocenia Marcin Taraszewski, były oficer policji.
I dopiero w związku z tym pożarem Maciej B. dostał zarzut zabójstwa, w tej chwili przebywa w tymczasowym areszcie.
- Szybko zaczęliśmy myśleć, że to jest dziwne, żeby to był wypadek, żeby ciocia sama np. zaprószyła ogień. Następnego dnia trafiliśmy na wasz materiał, właśnie o panu B. i wszystko zaczęło się składać w całość, tylko troszeczkę było już za późno – mówi bratanica Marii D.
Wynajęli mieszkanie, nie płacą, właściciel pobity
Nasze dziennikarskie śledztwo zaczęliśmy w minione wakacje. Pojechaliśmy do Torunia, żeby poznać przedsiębiorcę, który według naszego informatora ubezpieczył wcześniej na życie sześć osób. W bardzo krótkim czasie cztery z nich straciły życie.
- Ja to określam po prostu jako przypadek losowy – powiedział nam wówczas Maciej B.
Wśród nagle zmarłych są dwaj bezdomni alkoholicy. Byli zatrudnieni przez Macieja B. jako specjaliści od nieruchomości. To zaskoczyło pracowników schroniska dla bezdomnych w Toruniu, w którym obydwaj wcześniej pomieszkiwali.
- Co mogę powiedzieć, raczej nie mieli wykształcenia i przygotowania w tym kierunku – komentował pracownik schroniska.
Po śmierci bezdomnych w wypadku zginęło dwóch kolejnych ludzi. Rafał Koczan i Sławomir Ś. również byli ubezpieczeni przez B.
Zamiast nowego dachu, długi. Ofiary oszustw dekarza
Po naszym materiale sprawy dotyczące Macieja B. z prokuratur rejonowych przejęła Prokuratura Okręgowa w Toruniu, a nadzór nad sprawą dostała prokuratura regionalna.
Wciąż otwarta pozostaje sprawa wypadku, w którym zginął najmłodszy ze wszystkich ubezpieczonych przez Macieja B. - Rafał Koczan. Mimo ostatniej opinii biegłych wskazującej, że to był wypadek, matka Rafała Koczana w to nie wierzy.
- Z tego co czytałam z akt, tam był świadek, który widział dwa samochody, które stały. Z tego co mówili policjanci w komisariacie, że według nich ten samochód bardzo wolno jechał albo stał, więc opadła już ta wizja, że ten samochód szybko jechał, był łuk, skarpa i się potoczył – mówi pani Aldona, matka Rafała Koczana.
Gdy pytamy, czy to możliwe, by samochód był rozpędzony jedynie do prędkości 15 km/h, gdy spadał ze skarpy Andrzej Kukawski z Prokuratury Okręgowej w Toruniu, odpowiada, że „wyciągamy wnioski nie takie, jakie w tej chwili można wyciągnąć”.
Trudny rozwód. 9-latek od ponad miesiąca nie chodzi do szkoły
Choć w ostatniej opinii takie wnioski wyciągnęli biegli.
- Ta bezradność policji, utrata dowodów w tych wcześniejszych sprawach czy tego wypadku, zaniechanie wielu czynności, które by wynikały choćby z takiego zdrowego rozsądku policyjnego, spowodowały, że on powziął przekonanie, że jest bezkarny – ocenia były policjant Marcin Taraszewski.
Reporter: Leszek Dawidowicz