Zabił nożem sąsiada. Według biegłych był niepoczytalny

Tomasz Zdrojek został zamordowany przez swojego sąsiada z bloku na warszawskim Ursynowie. Szybko wyszedł na wolność, zeznając, że działał w obronie koniecznej. Po naszej interwencji wrócił za więzienne kraty, ale… nie na długo. Podczas obserwacji psychiatrycznej biegli uznali bowiem, że w chwili zbrodni zabójca był niepoczytalny i zarekomendowali dalsze leczenie go w szpitalu na oddziale zamkniętym.

Pan Tomasz Zdrojek miał 50 lat. Pochodził z okolic Warki, ale od dawna mieszkał w Warszawie. Pracował jako ochroniarz w stołecznym metrze. Mieszkał w skromnym mieszkaniu w jednym z bloków na Ursynowie.

Kilka lat temu do mieszkania obok wprowadził się nowy lokator – 41-letni Tomasz P. Mężczyzna szybko stał się jedną z najbardziej rozpoznawalnych osób w bloku. Jego obecność oznaczała bowiem dla sąsiadów wyłącznie kłopoty.

Niepełnosprawne dzieci i zabójcza dla zdrowia wilgoć

- Potrafił o godzinie pierwszej w nocy piłką odbijać o ścianę, podłogę i potrafiło to trwać godzinę, półtorej. Normalnemu człowiekowi nie przyszłoby na myśl, żeby iść, rozwalić komuś worek śmieci pod drzwiami – słyszymy od mieszkańców bloku.

- Obrzucał drzwi jajkami, jakieś substancje, coś śmierdzącego lał. Blokował dzwonek, żeby dzwonił cały czas… Mój brat wyciszył dzwonek w środku, żeby było ciszej. Zawsze uważał, żeby nie mieć świadków tego, co robi, żeby nikt go nie nagrał. Oficer dyżurny policji, który przyjmował zgłoszenie powiedział do brata, żeby nie dzwonił do niego z takimi bzdurami - opowiada Marek Zdrojek, brat zamordowanego pana Tomasza.

- Czasami kilka tygodni, noc w noc walenie do drzwi było. Krzyczał, by otworzyć. Pierwsza, druga, trzecia… Nigdy tego nie zrobiłam. Dzięki Bogu, okazuje się. Obserwował mnie, wiedział kiedy wchodzę, kiedy wychodzę, zaczaił się. Ciągnął mnie za włosy i mówił, że dopóki mnie nie zabije, to nie spocznie – dodaje Edyta Rychlik, była mieszkanka bloku.

Dom do pilnego remontu, w środku schorowana 70-latka

Problem z mężczyzną mieli również pracownicy firmy ochroniarskiej. Zaatakował ich stróżówkę.

- Mnie tu jeszcze nie było, ale wiem, że monitor rozbił. To było kilka lat temu – opowiada jeden z nich.

Jest 28 lipca 2020 roku. Około północy pan Tomasz szykuje się do snu. Chwilę później ktoś jednak puka do jego drzwi. Kiedy mężczyzna otwiera, okazuje się, że za drzwiami stoi jego sąsiad. W ręce ma nóż. Potem wszystko dzieje się błyskawicznie.

- Zaatakował w twarz, tętnicę. Zadał trzy ciosy. Niewinny dzieciak zginął - mówi Ewa Zdrojek, matka zamordowanego.

Zabójcę zatrzymano niemal natychmiast, został tymczasowo aresztowany. Za kratkami miał czekać na proces. Ale niedługo po tym w sprawie nastąpił niespodziewany zwrot: sąd nie zgodził się na przedłużenie wobec niego aresztu. Po trzech miesiącach morderca, jak gdyby nigdy nic, wyszedł na wolność. Miał zakaz zbliżania do budynku.

Tomasz P.: Ja tam nie mogę w ogóle podchodzić.

Reporter: W jaki sposób doszło do tego, że sąd uchylił panu ten areszt?

Tomasz P.: Wie pan co, ja nie chcę na ten temat rozmawiać.

Reporter: Bo wie pan, to rzadko się zdarza, żeby ktoś, kto ma zarzut zabójstwa, wychodził na wolność…

Tomasz P.: Wie pan co… Nie chcę rozmawiać na ten temat. Dziękuję bardzo.

Najpierw skażona woda, później wstrząs septyczny. Syn zmarłej zawiadamia prokuraturę

- Poczułem, jakby ktoś mi napluł w twarz, nie spodziewałem się, że coś takiego może być możliwe w Polsce – mówił wówczas Marek Zdrojek, brat pana Tomasza.

Po naszej interwencji sprawą aresztu dla Tomasza P. zajął się Sąd Apelacyjny. Uznał, że poprzedni sędzia popełnił błąd, a zabójca powinien wrócić za kraty. Mężczyznę ponownie zatrzymano i osadzono w areszcie. Potem został poddany obserwacji psychiatrycznej. Biegli stwierdzili, że był niepoczytalny, kiedy zabijał.

- Nie rozumiem w ogóle, jak można stwierdzić, cofając się o półtora roku, że w tym właśnie momencie ktoś był niepoczytalny – mówi Marek Zdrojek.

- Było tu wiele takich elementów, które nam sugerują, że ten człowiek działał w stanie psychozy, w stanie urojeń. W tym momencie ciężko powiedzieć, że to człowiek zabija, to można powiedzieć, że choroba zabija poprzez człowieka – tłumaczy Łukasz Wroński z Centrum Psychologii Kryminalnej.

- On mówi normalnie logicznie. To nie jest człowiek psychiczny. Wiele takich osób jest na świecie, które chcą dominować nad innymi ludźmi i on po prostu to sobie zrobił – uważa Ewa Zdrojek.

Po śmierci syna nie dostała zasiłku pogrzebowego

W listopadzie zeszłego roku Tomaszem P. ponownie zajął się sąd - tym razem, żeby zadecydować, czy mężczyzna może odpowiadać karnie za popełnioną przez siebie zbrodnię. Postępowanie trwało pół roku. Na koniec sąd uznał, że procesu nie będzie. Tomasza P. zamiast do zakładu karnego - należy bowiem skierować do zakładu psychiatrycznego.

- Pani sędzia się oparła na tym, co powiedzieli biegli sądowi, że musi być leczony. A leczenie może przecież trwać miesiąc, dwa… i co dalej? – pyta Ewa Zdrojek.                                        

- Teraz powinny się obawiać te osoby, które będą mieszkały obok niego, jeżeli on wyjdzie. Tylko że nikt nie wie, gdzie on będzie i kiedy wyjdzie. Będziemy starali się walczyć gdzieś dalej, wyżej próbować, do ministra – zaznacza Marek Zdrojek, bowiem droga sądowa dla pokrzywdzonych została wyczerpana.                          

Wydając swoje postanowienie sąd nie określił, jak długo Tomasz P. ma przebywać w szpitalu. Co pół roku mężczyznę będą badali biegli psychiatrzy. Jeżeli stwierdzą, że jest już zdrowy, zostanie wypuszczony na wolność. Zdaniem rodziny zamordowanego może wtedy dojść do kolejnej tragedii.

Zabójstwo w Kudowie-Zdroju. Później zginął ktoś jeszcze…

- Internacja, to nie są wakacje od wyroku, tylko często ludzie na internacji są dłużej izolowani, niż gdyby odbywali wyrok pozbawienia wolności – wyjaśnia Łukasz Wroński z Centrum Psychologii Kryminalnej.

Gdy przekazujemy obawy rodziny zamordowanego, że nikt nie zagwarantuje, iż po odzyskaniu wolności Tomasz P. będzie dalej brał leki, Wroński odpowiada: - Ale w ten sposób tak naprawdę możemy wrócić do każdego człowieka na ulicy, który cierpi na jakieś zaburzenia psychiczne. Bo nigdy nie wiemy, czy taka osoba w którymś momencie nie zrobi komuś krzywdy.

- Liczę na to, że już nie wyjdzie na wolność i nikt przez niego nie trafi już do piachu – podsumowuje Marek Zdrojek.

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX