Błąd w akcie notarialnym Czeka ich eksmisja z mieszkania
Rodzina na parterze budynku we wsi Chudaczewo chce eksmitować ciotkę z dwojgiem dzieci, mimo że kobieta mieszka w tym miejscu od urodzenia oraz że jej rodzice zapłacili za to mieszkanie. Pani Ilona przegrywa jednak w sądach.
Pani Ilona Mielczarek mieszka od urodzenia w domu we wsi Chudaczewo w województwie zachodniopomorskim. Samotnie wychowuje dwoje dzieci. Ale jej historia zaczyna się ponad 70 lat temu, kiedy połowę domu dostali jej dziadkowie.
- Dziadkowie moi, Jadwiga i Czesław Mielczarkowie byli osiedleńcami. Po wojnie osiedlili się właśnie w naszej wsi Chudaczewo, w tym domu. Po gospodarzeniu przez ileś tam lat przyszedł czas przepisać na syna któregoś. Mieli dużo dzieci. Przepisali na Adama. Zgodził się, że weźmie gospodarstwo po rodzicach - opowiada Ilona Mielczarek.
- Dogadywali się. Były nawet dwa gospodarstwa., wspólne podwórko. Była zgoda - wspomina Wiesława Bunikowska, która wraz z mężem jest właścicielką połowy domu.
Brudna woda w kranach. Mieszkańcy są wściekli
Pan Adam Mielczarek był właścicielem połowy domu. Nad nim mieszkał jego brat z żoną i córką Iloną. Druga połowa domu należy do pani Wiesławy i jej męża. Są sąsiadami pani Ilony. Sielanka trwała do momentu, kiedy pan Adam ożenił się z panią Danutą.
- Danuta jako żona właściciela, przyszła do moich rodziców, żeby to oni odkupili od nich, bo potrzebowała pieniędzy na spłatę komornika. Dogadali się, kupili to mieszkanie, tylko od Adama, bo on był jedynym właścicielem. Danuta nie. I jest nawet napisane o wspólnym korzystaniu z korytarza i schodów. Mają wspólne to. Wszyscy myśleli, że dom stoi na działce nr 72 - tłumaczy pani Ilona.
W 2000 roku rodzice pani Ilony kupili mieszkanie od pana Adama. I znowu lata mijały. Niestety pan Adam aktem darowizny przepisał swoją własność żonie Danucie. Po kilku latach zaczął się koszmar.
Nie może sprzedać domu - do budynku nie ma dojścia!
- Przepisałem to żonie ze względu na pracę. Mówię: będę miał kuroniówkę, żeby mieć na zimę jakiś zasiłek, żeby nie ciągnąć tego z gospodarki, bo było licho - mówi Adam Mielczarek, wujek pani Ilony.
Reporter: No dobrze, a pana żona kiedykolwiek pracowała?
Pan Adam: Po ślubie nie.
Reporter: Czyli pan utrzymywał całą rodzinę?
Pan Adam: Tak.
- Jak wujek przepisał jej swoje mieszkanie, tak został wyrzucony z tego domu, dosłownie. To nie jest przenośnia, to było dosłownie. Od tamtej pory już nie wszedł do domu - wtrąca Ilona Mielczarek.
- Do samochodu mi wszystko wrzucili: kołdry, nie kołdry, wszystko... A na drugi dzień przyjechałem z pracy, to już były drzwi pozamykane. Rok mieszkałem w garażu, a drugi rok w dyżurce, takiej na zakładzie, co stróż siedział - opowiada Adam Mielczarek.
Nie chcą asfaltu w Leśnej Polanie. Spór o drogę
Dwanaście lat temu właściciele drugiej połowy domu chcieli zrobić remont swojej części. I wtedy na jaw wyszedł szokujący fakt.
- Chcieliśmy po prostu zrobić na naszej części poddasze, dla dziecka pokój. Okazało się, że sąsiadka się na to nie zgadza. Pani sąsiadka wniosła do sądu, żeby ten dom w końcu wydzielić. Biegły z sądu z Koszalina wynalazł nam mapki, że granica działek biegnie przez środek korytarza i po schodach. I ten dom stoi na dwóch działkach rolnych - opowiada Wiesława Bunikowska.
- Stwierdzili, że dom nie stoi na działce nr 72, tylko na działce nr 70. Byli wszyscy zdziwieni. No dobra, stoi na innej działce, no trudno. Ale jest sprzedane - argumentuje pani Ilona.
Mieszkanie Wiesławy Bunikowskiej i jej męża znajduje się dokładnie nad ciotką pani Ilony, w obrębie działki numer 72.
- Ja się nie muszę o nic martwić, bo już mamy wydzieloną... Wtedy pani sąsiadka nam dała spokój, to znowu z sąsiadką z góry się zaczęło - komentuje.
Pomoc okazała się chwilowa. Groźba wyprowadzki
Była już żona pana Adama w trakcie trwania sprawy o cofniecie darowizny przepisała swoją część domu na ich wspólne dzieci: panią Agatę i pana Jakuba. Rodzina od lat walczy w sądzie. Chce eksmitować panią Ilonę. Dlaczego?
Pani Agata, córka Danuty i Adama: Ale bardzo dobrze, że jest telewizja, bo ja mam lokatorów do eksmisji.
Reporter: No właśnie chcę porozmawiać o tym. To jest przecież rodzina pani.
Pani Agata: Nie, moja już nie.
Reporter: To jest ciotka przecież.
Agata: Tak, więzy krwi mamy jedynie i ewentualnie.
Pruszków. Bronili starych drzew, interweniowała policja
Reporter: Rozumiem, że pani chce wprowadzić do domu córkę z dziećmi.
Pani Danuta, była żona pana Adama: A dlaczego ma moja córka nie mieszkać? To moja córka, przepraszam, ma iść na bruk? Mają jej zabrać dzieci dlatego, że przyszedł lokator?
Reporter: Lokator był wcześniej niż pani.
Pani Danuta: Ale proszę pani, pani nie rozumie, że jak jest czyjaś własność, to jest to moja własność.
- Sąd pierwszej instancji wydał wyrok, że ci państwo nie mają żadnych praw do tego lokalu. Z racji tego, że był błąd wtedy w akcie notarialnym, wyszło na jaw, że nie mają żadnego prawa. Państwo złożyli apelację do sądu drugiej instancji. Sąd drugiej instancji trzy lata temu wydał wyrok, że na rok czasu oddala ten nasz pozew i mają ci państwo rok czasu, żeby uregulować te sprawy - dodaje pan Jakub, syn pani Danuty i pana Adama.
Rodzice pani Ilony zmarli, jej matka w kwietniu tego roku. Niestety pani Ilona spóźniła się z pismem do sądu o sprostowanie numeru działki w akcie notarialnym. W maju tego roku zapadł wyrok o jej eksmisję. Kobieta od wyroku się odwołała.
- Serce boli. Mieszka tu od dziecka i tak nie można ludzi wyrzucać na bruk. Właśnie trzeba tej kobiecie pomóc, żeby tu została - uważa Wiesława Bunikowska.