Mówiła, że idzie na spacer i zakupy. Ślad po niej zaginął
Tajemnicze zaginięcie w centrum Szczecina. 48-letnia Marzena Chlewicka wyszła z domu na spacer, później planowała też zakupy. Niestety, ślad po niej zaginął. Tramwajarki nie ma od 8 grudnia ubiegłego roku. Jej bliscy prowadzą szeroko zakrojone poszukiwana.
Moment opuszczenia mieszkania zarejestrowała kamera na klatce schodowej.
- 8 grudnia rano Marzenka wstała, wypiła kawę, przebudziła mnie, ucałowała, powiedziała, że idzie się przejść, potem na zakupy. Wzięła tylko klucze - opowiada Sebastian Drabiński, partner pani Marzeny.
- Miała zimową kurtkę, kozaki czarne do kolan, dżinsy i białą torebkę. Wydaje mi się, że mama była zestresowana tego dnia, tak wnioskuję z nagrań na kamerze - mówi Jakub Chlewicki, syn zaginionej.
Kobieta zostawiła w domu telefon oraz dokumenty. Wsiadła do tramwaju na przystanku koło domu. Pani Marzena kwadrans później pojawiła się na Wałach Chrobrego. Szła spokojnie wzdłuż Odry, w stronę szczecińskiego portu. Wiadomo to z nagrań monitoringu. Później ślad się urywa.
ZOBACZ: Sparaliżowany po wypadku w pracy. "Wyrok mogę tylko powiesić na ścianie"
Na własną rękę poszukiwania prowadzi pan Sebastian. Mężczyzna od 15 lat jest partnerem zaginionej. Pomaga mu 21-letni syn pani Marzeny. Jak tylko dowiedział się, że jego matka zniknęła bez śladu, zrezygnował z pracy w Niemczech i przyjechał do Szczecina.
- Jeździłem samochodem non stop przez 2 tygodnie, po wszystkich zakamarkach, gdzie lubiła chodzić. Policjanci szukają jej byłego męża, nie są ze sobą od 20 lat, ale to taki upierdliwy facet. Czasami ją nachodził. Trzy miesiące wcześniej robił jej zdjęcia na bramie portowej. Chciał ją zdenerwować - opowiada Sebastian Drabiński, partner pani Marzeny.
- Po publikacji wizerunku zaczęły zgłaszać się kolejne osoby, które miały widzieć zaginioną, również w innych miastach wojewódzkich. Do tej pory żaden sygnał się nie potwierdził, dlatego brane są pod uwagę wszystkie hipotezy - mówi Paweł Pankau z Komendy Miejskiej Policji w Szczecinie.
ZOBACZ: Ponad dwa lata walczą o klucze do swoich mieszkań
O panią Marzenę martwią się także koledzy i koleżanki z pracy. Pracowała wraz ze swoim partnerem w spółce Tramwaje Szczecińskie. Tramwajarze i kierowcy miejskich autobusów również prowadzą poszukiwania.
- Pani Marzena pracuje w zajezdni Pogodno od 2009 roku jako motorniczy. Nie sprawiała problemów, lubiana przez pasażerów, kolegów, koleżanki. Trudno powiedzieć, co się stało, oby nie to najgorsze, oby znalazła się, ciągle mamy nadzieję - podkreśla Andrzej Jańczuk, kierownik Zajezdni Pogodno.
- Jak dostaliśmy informację, porozwieszaliśmy plakaty po wszystkich tramwajach, na monitorach pojawiły informacje, na stronie internetowej. Chcieliśmy, żeby jak największa liczba osób zobaczyła wizerunek pani Marzeny - mówi Hanna Pieczyńska z Tramwajów Szczecińskich.
- Włączyliśmy się w poszukiwania, jak tylko zauważyliśmy zaginięcie. Jest ono tajemnicze i nietypowe. Nie zdarzają się takie często. Informacje o zaginięciu przesłałem do kilku przedsiębiorstw komunikacyjnych w całym kraju - mówi Aleksander Szostak, prezes fundacji Na Tropie.
ZOBACZ: Awantury, bijatyki, libacje. Lokatorzy jak z horroru
Do poszukiwań tramwajarki przyłączają się firmy komunikacyjne z całego kraju. Między innymi MPK Olsztyn. Policjanci informują, że do tej pory nie użyto kart płatniczych należących do zaginionej kobiety. Przed tajemniczym zniknięciem pani Marzena nie wypłaciła także pieniędzy z banku.
- Nie zabrała pieniędzy, które w sytuacji, gdy chce się zerwać kontakty z rodziną, mogłyby się przydać. Może to świadczyć o podtekście kryminalnym - wskazuje Aleksander Szostak, prezes fundacji Na Tropie.
- Jak tu się nie martwić... Staramy się jakoś żyć, oczekujemy na mamę - podkreśla Jakub Chlewicki.
- Siedzę na zwolnieniu, zdrowie podupadło, lekarz nie chce mnie dopuścić, żebym jeździł tramwajami. Takie czekanie jest bezczynne. Prosiłbym państwa o sygnał, informację. Szukamy, nie poddamy się, będziemy szukać do końca - zapowiada Sebastian Drabiński, partner pani Marzeny.