Pożyczał pieniądze, ludzie tracili domy

Mariusz M. oskarżany jest przez wrocławską prokuraturę o kierowanie zorganizowaną grupą przestępczą przejmującą nieruchomości. Mężczyzna miał udzielać pożyczek pozabankowych z tzw. przewłaszczeniem na zabezpieczenie. Według prokuratury kwoty pożyczek były wielokrotnie niższe niż wartości nieruchomości, a mężczyzna miał utrudniać spłatę długu. Dotarliśmy do osób, które czują się poszkodowane i do osób będących blisko śledztwa.

W grudniu 2018 roku do domu Mariusza M. weszli antyterroryści. Mężczyzna został aresztowany, a jemu i sześciu innym osobom prokuratura zarzuciła działanie w zorganizowanej grupie przestępczej, której celem było m.in. wyłudzanie nieruchomości. Chwilę później był już na wolności. W tym roku od zatrzymania minie pięć lat, a do sądu nadal nie wpłynął akt oskarżenia. Dotarliśmy do osoby, która była blisko tego śledztwa.

- Jego cały proceder polegał na tym, że on jakby udzielał pożyczek, jako zabezpieczenie w zamian za nieruchomości, czy tam ziemię, za jakieś budynki… Tylko że kwota pożyczki była bardzo niewspółmierna do tego zabezpieczenia. On wyzyskiwał słabość ludzi, wyzyskiwał ludzi, którzy byli w potrzebie – tłumaczy.

ZOBACZ: Strach przed podpalaczami. Trzy razy wzniecali ogień

I nie mieli zdolności kredytowej, więc ratowali się pożyczkami pozabankowymi. Polegały one na tym, że udzielający pożyczki na czas jej spłaty stawał się właścicielem rzeczy należącej do pożyczkobiorcy. Mogła to być działka, dom lub mieszkanie. Dotarliśmy do osób, które w ten sposób straciły swoje nieruchomości.

- Tam była pożyczka na około 70 tysięcy złotych. Przychodzili z młotami, z siekierami. Wie pan, do mnie przychodzili po piętnaście razy dziennie. Mieszkanie finalnie sprzedał swojemu koledze - opowiada jeden z poszkodowanych.

- Tak samo było z rodziną R. Oni pożyczyli pieniądze od M., a on robił wszystko, żeby w czasie zgodnym z umową nie wywiązali i nie zwrócili ich. Wtedy miał niby tę podstawę do tego, żeby przejąć nieruchomość – twierdzi informator „Interwencji”.

- Kwota pożyczek była najczęściej wielokrotnie niższa niż kwota nieruchomości, która objęta była przewłaszczeniem. W momencie, kiedy dochodziło do zawarcia tych umów, a właściwie dochodziło do momentu, kiedy należało rozpocząć spłatę rat, likwidowano np. spółkę i w to miejsce powstawała inna, która odmawiała przyjęcia rat od pokrzywdzonego i w ten sposób pokrzywdzeni byli pozbawiani możliwości, nie z własnej winy, spłaty tych zobowiązań – informuje Katarzyna Bylicka z Prokuratury Regionalnej we Wrocławiu.

- Tam była pożyczona kwota 50 tysięcy i o tym była cały czas rozmowa. W dokumentach było wpisane 220 tysięcy. Twierdzili, że taka kwota istnieje, ale to w razie jakbyśmy mu nie chcieli oddać pieniędzy. I po jakimś czasie przyjechał pan z pytaniem, czy oddam mu pieniądze, ja powiedziałam, że tak. A on mówi: ma pani oddać 220 tysięcy, jak nie, to spotkamy się w sądzie – relacjonuje Anna Felińska.

ZOBACZ: Maszyna w stolarni wciągnęła jej rękę. Winnych brak

Kobieta też zaciągnęła pozabankową pożyczkę. Pieniądze miały być przeznaczone na ratowanie firmy transportowej jej zmarłego partnera. Pożyczki udzielał Ryszard D. To on najpierw przejął nieruchomość, następnie sprzedał ją Mariuszowi M., a ten swojej żonie.

- Pan D. przypuszczalnie, z tego co usłyszałam na sali sądowej, znał pana M. od dawna. Pan M. mówił, że naprawiał u niego jakieś tam samochody. Więc przypuszczalnie się znali. I ten dom tak migrował, żeby czasami nie było możliwości odzyskania. Tak myślę – mówi Anna Felińska.

Mariusz M. poza kierowaniem zorganizowaną grupą, ma postawionych kilkanaście innych zarzutów, w tym prania brudnych pieniędzy. Znajdujemy też wyrok z 2009 roku, gdzie uznano go winnym zmuszania wierzyciela do oddania długu grożąc pozbawieniem życia.

ZOBACZ: Oddali auto, komornik zajął im 7 tys. zł

Rozmawiamy z poszkodowanym, któremu Mariusz M. udzielił pożyczki. Mężczyzna chce zachować anonimowość: - Tam nie są połapane wszystkie osoby. Na początku jak to robił, to robił to sam. A później przez ludzi, przez osoby z rodziny, członków rodziny. Ja po prostu się boję… On ma za duże układy. Co zrobić… Musiałby się zainteresować tym ktoś z Ministerstwa Sprawiedliwości i wziąć nadzór nad tym wszystkim. Ja mam stres pourazowy i po pobiciu jestem, bo raz mi głowę rozwalili. Wszystko jest w prokuraturze i dalej się bawią z tym wszystkim..

- To, co też w tym wszystkim było istotne, to udział notariuszy. Ci notariusze byli w zmowie z M., oni o wszystkim wiedzieli, tym ludziom nigdy żaden notariusz nic nie wytłumaczył, na czym to polega – dodaje informator „Interwencji”.

Pana Zenona odnajdujemy w podwrocławskiej wsi. Wcześniej mieszkał w centrum miasta razem z niepełnosprawną żoną. Mieszkanie stracił. Dziś żona jest w Domu Pomocy Społecznej, a on w mieszkaniu bez bieżącej wody. Gdy pytamy o okoliczności utraty mieszkania, łapie za nóż, żeby zrobić sobie krzywdę. Udaje nam się go wyrwać mężczyźnie.

- To był jeden system i tych notariuszy też. Policja o tym wie, bo im to powiedziałem. Mnie i żonę wykiwano. Patrz pan, jakie mam mieszkanie – mówi nam, gdy emocje już opadły.

ZOBACZ: Ostatnia nadzieja. Za trzy miesiące zostanie uznana za zmarłą

Przyjechaliśmy na jedną z rozpraw z Mariuszem M. Później zaprosił nas na spotkanie. Twierdził, że jest pomawiany, a w jego działalności nie było nic nielegalnego. Następnie odmówił opublikowania swojej wypowiedzi. Pytaliśmy go o wyrok z 2009 roku, zarzuty prokuratury i jego udział w sprawie pani Anny Felińskiej.

- To jest straszne. Nie dopuszczam myśli, że stracę dom. Nie mam gdzie iść, w wieku pięćdziesięciu lat mogę trafić pod most – mówi Anna Felińska.*

* skrót materiału

 

Oglądaj inne reportaże tego reportera

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX

 

XXXX XXXXXXX XXXXXX XX XXX XXX XXXX XXXX XXXXX

 

XXX XXXX X XXXXXXX XXXXXXXX XXXXXXX X XXXXX